Cóż mogę rzec?
AC\DC odżyło u mnie na nowo i zachciało mi się coś o tym napisać
Choć z formalnego punktu widzenia znaleźliby się tu pewnie bardziej kompetentni ode mnie jeśli chodzi o % zachwytu w ogólnym rozrachunku
A to dlatego, że ta kapela zmieści mi się pewnie najszybciej w okolicach 3 dziesiątki, ale mimo to mam do nich jakiś taki wewnętrzny szacunek i sympatię.
W historii zespołu pojawiły się jak dla mnie dwie osobowości dziejowe:
-
BON SCOTT, czyli gość o niesamowitym feelingu, bardzo ciekawym i było nie było całkiem mocnym głosie.
Nadawał tej prostej muzyce dość hmm bluesowy? charakter i potęgował po wielokroć luz którego jednak
AC\DC nie zatraciło, jest on po prostu mniej spotęgowany, ale nadal występuje w dużych ilościach.
Poza tym za jego czasów była to muzyka dość....nieokrzesana był w tym pierwiastek jakiejś brudnej nieprzewidywalności coś w rodzaju
nie wiadomo skąd nadleci flaszka
No i jeśli miałbym wymienić jedno nazwisko wśród zmarłych artystów rockowych którego mi najbardziej "szkoda" to byłoby nazwisko tego pana.
Dla mnie
od zawsze jeden z najlepszych głosów w historii tej planety.
- No i oczywiście
Angus Young który na ten moment zupełnie pewnym krokiem wchodzi na listę top gitarzystów.
Oryginalny i bardzo chwytliwy styl gry - rozpoznawalny po pierwszej sekundzie....
Również pewnego rodzaju zjawisko którego nie zaobserwowałem w żadnym innym zespole.
Mimo, że ten pan nie wypowiada na koncercie ani słowa jest bezdyskusyjnym....frontmanem
AC\DC przy którym
Brian Johnson jawi się jako niezbyt kontaktowy jegomość
Co do płyt nie znam wszystkich, ale nie mam przez to jakiegoś wielkiego poczucia straty
Jak wiadomo nie jest to kapela która szokuje rewolucyjnością
Pierwszą płytę którą naprawdę poznałem było:
Z tym, że wtedy jeszcze w formie kasety.
Byłem na obozie i akurat pojechaliśmy do Leszna na basen, po basenie miałem świadomość, że czeka mnie kilka godzin w autokarze a nie chciało mi się po raz 500 słuchać
Load która już i tak była mocno zjechana, wparowałem więc do jakiegoś sklepu i zapytałem co mają.
I to chyba cała historia jeśli chodzi o okoliczności poznania
Muzycznie płytę do dziś bardzo lubię, nie ma żadnego słabego punktu a i perełek nie brakuje.
Z takich oczywistych mocnych punktów to oczywiście utwór tytułowy i chociażby
Problem Child, ale ja tam naprawdę cenię tą płytę za inne numery bardziej tkwiące w Bluesie i będące jeszcze nieco
gupimi kompozycjami jak
Big Balls,
Ain't No Fun czy
Squealer
Wszystkie te dźwięki są takie wewnętrznie swobodne a
Ride On to najlepszy numer do słuchania na hamaku
* * * * 1\2
....
But we've got the biggest balls of them all!
I w sumie podobne rzeczy mógłbym napisać o
High Voltage który lubię z dokładnie tych samych powodów co wspomniane wyżej
Dirty Deeds...", ale niestety na gwiazdkowanie się nie zdobędę bo nie słyszałem bardzo dawno choć w sumie? * * * * to ma jak w banku.
Idąc dalej w studyjnym dorobku....jakiś czas potem kiedy dorobiłem się własnego odtwarzacza poznałem
Highway To Hell i oczywiście bardzo mi się spodobało, ale
AC\DC powoli zaczęło się stawać zespołem poważnym z czym chyba nie do końca sobie wtedy poradziłem
Dostawali bardziej rockowego pazura co oczywiście też było ok ale ja chyba nie za to
tak naprawdę najbardziej lubiłem ten zespół.
No i cholera dalej już nie ma
tego głosu
Ale historia toczy się dalej...
Back In Black to płyta z którą mam podobny problem jak z
Paranoid czyli wrażenie obcowania z jedno płytowym best offem, zawartość hitów wręcz porażająca...nie bez powodu ta płyta to kręgosłup repertuarowy koncertów
AC\DC do dziś.
Ale mimo to nie mam jakiejś specjalnej ochoty wracania do tej płyty....niech będzie * * * *.
Potem poznałem jeszcze 2 studyjne krążki tej kapeli to jest:
For Those About to Rock We Salute You , która trochę mnie męczyła ale utwór tytułowy to dla mnie do dziś najlepszy kawałek
AC\DC...no może do spółki z
Lotta Rosie z
If You Want Blood.
i
Flick of the Switch na której zespół pokazał się jako prawie metalowy
ale w takim mocno pozytywnym sensie.
I mimo, że brak tam jakiś zapadających w głowę momentów to płyta jest bardzo solidna i równa, również pozytywnie wspominam.
No i postanowiłem sprawdzić jak sobie Ci panowie radzą na żywo....
If You Want Blood You Got It * * * * * !
Jedna z najlepszych koncertówek w ogóle.
Niesamowity czad i doskonałe (już nigdy później nie przebite) wersje
Lotty, Riff Raffa, Problem Child, The Jack i w zasadzie wielu innych.
Właśnie na tej płycie wyczyny Scotta robią największe wrażenie....prawie każdy wyjazd wokalu to dla mnie ciary
A album posiadam dlatego, że wymieniłem się za
St Anger...interes życia zrobiłem wtedy.
Do dziś jestem zachwycony każdą sekundą a słuchałem setki razy....
Później miałem okazje niejednokrotnie oglądać
Live In Paris 1980
Czyli jak głosi legenda ostatni koncert
AC\DC w najlepszym składzie...znowu zachwyt choć już nie tak wieli jak przy
If You Want Blood..."
Miejsce w rodzaju CK Zamek a kapela sprawia wrażenie bandy studentów...fajnie się to ogląda
Choć Bon się momentami oszczędzał...ale tylko trochę
* * * * 1\2
Później nadeszła era DVD hehe
Przez mgłę pamiętam
Stiff Upper Lip, i równiez przez mgłę daję temu.... * * * * 3\4!
kiedy ogladałem po raz pierwszy byłem oszołomiony.
Potem poznałem
No Bull z '96 które mnie zawiodło...trochę bez jaja, Johnson w bardzo kiepskiej formie * * *.
I legendarny już dziś
Live At Donington który jednak muszę oglądać fragmentarycznie
ale generalnie jest ok....publika robi klimat hehe * * * *.
Tyle jeśli chodzi o jakieś jaśniejsze punkty....nie wiem dlaczego ale nie mam ochoty poznawać ich bardziej...nie jest mi to potrzebne.
To co mam w pełni spełnia swoją rolę.
AC\DC to fajny zespół
Zapraszam