Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 13:44:42

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 144 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 10  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł: Heroina
PostWysłany: ndz, 18 listopada 2007 14:27:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 07:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
Niewielu ludzi kupiło pierwszy album The Velvet Underground, ale niemal wszyscy z nich pozakładali własne zespoły.
Brian Eno

The Velvet Underground jest dla mnie zespołem numer jeden. Wspominałem już o tym wielokrotnie przy różnych okazjach. Od dawna szykowałem się by ogwiazdkować ich płyty, ale dopiero teraz, zmobilizowany przez Antiwitka, zebrałem się w sobie i postanowiłem stuknąć kilka słów. Trudno było mi znaleźć dystans do tematu, ale mam na dzieje, że udało mi się zdobyć choć na odrobinę obiektywności.
Podczas swojej krótkiej działalności zespołowi nie udało się odnieść ani sukcesu komercyjnego ani uznania wśród krytyków. To przyszło z czasem. Do inspiracji nimi przyznawali się m.in. David Bowie, Nirvana, Patti Smith, Joy Division, U2, REM i Sonic Youth by wspomnieć tylko tych najbardziej znanych.
Zespół został założony w 1964 roku przez Lou Reed'a (gitara, głos) i Johna Cale (bas, altówka, klawisze). Skład uzupełnili Sterling Morrison (gitara) oraz Angus Maclise (bębny). Ten ostatni jako trudny we współpracy szybko wylatuje z zespołu. Jego miejsce zajmuję Moe Tucker prawdopodobnie pierwsza rockowa perkusistka. Niedługo potem na zespół zwraca uwagę Andy Warhol. Staje się zarówno ich mecenasem jak i źródłem inspiracji dla zespołu. Załatwia też zespołowi kontrakt i umożliwia nagranie debiutanckiej płyty.

Obrazek
(Uśmiechnijcie się - macie kontrakt!)

The Velvet Underground & Nico *****
(nagrana: 04-11.66/ wydana: 12.03.67)
Obrazek
Genialny album. Unikalne połączenie Rock and Rolla, Bluesa, Folku, Free Jazzu, muzyki awangardowej a nawet afrykańskiej (ulubionym wykonawcą Moe Tucker był Fela Kuti). Hałaśliwe gitary wraz z "plemiennymi" bębnami Moe Tucker i altówką Cale'a tworzą muzykę zarazem transową i drażniącą ucho. W trzech utworach wokalami zajmuje się Nico - modelka i aktorka "wkręcona" do zespołu przez Warhola.
Ta płyta to klasyk i nie ma tu słabych utworów. rozpisywanie się o wszystkich zajęłoby zbyt wiele czasu i miejsca, wspomnę więc tylko o tych najistotniejszych
Najmocniejszym momentem płyty jest "Waiting For the Man" - kwintesencja stylu grupy. Skrajnie transowy rock and roll wzbogacony o partie fortepianu brzmiącą jakby grał na nim opętany Jerry Lee Lewis. Tekst to prawdziwy popis zdolności Reeda. Zainspirowana prozą Burroughsa opowieść o narkomanie czekającym na dilera w samym środku Harlemu. Pierwszosobowa narracja jest oszczędna, ale wyjątkowo obrazowa. Wystarcza kilka słów by można sobie wszystko wyobrazić. I czy chodzi tu o odmalowanie samopoczucia narratora (feel sick and dirty, more dead than alive), okolicy w której się znajduję czy też jego beztroski po zdobyciu towaru (I'm feeling good, I'm feeling oh so fine. Until tomorrow, but that's just some other time), każdy element jest zwięźle choć precyzyjnie przedstawiony.
"Heroin" to jeszcze jeden kluczowy utwór. Kolejny raz tekst porusza temat narkotyków i kolejny raz wypowiedziany w pierwszej osobie. Jest to wyznanie narkomana który świadomie wybiera uzależnienie. Ucieka od świata bo nie akceptuje siebie samego ani otaczającego go rzeczywistości. Muzyka dopasowuje się do tekstu imitując zmiany nastroju pod wpływem heroiny. Utwór to rozpędza się to zwalnia, by w kulminacyjnym momencie eksplodować hałasem. Altówka Cale'a generuje wówczas dźwięk przy którym styropian trący o szybę brzmi wyjątkowo subtelnie. Słowa uznania należą się również Moe Tucker - jej bębny brzmią niczym rytm wybijany przez serce.
Oprócz "trudnych", hałaśliwych kompozycji na płycie sporo jest lekkich spokojnych piosenek. "Sunday Morning", "Femme Fatale" czy "There She Goes Again" znakomicie uspokajają po takim na przykład "Venus in Furs". Spośród "krótkich form piosenkowych" najlepiej wypada "I'll Be Your Mirror" - przepiękny utwór zaśpiewany przez Nico. Również tekst jest bardzo ładny - ani słowa o narkotykach!
Warta wspomnienia jest okładka zaprojektowana przez Andego Warhola. Banan był tylko naklejką po "obraniu" której ukazywał się taki oto obrazek.
Mimo, że brzmienie płyty może wydawać się dziś nieco archaiczne, nie zestarzała się niemal wcale i wciąż brzmi interesująco. W całości nie każdemu się spodoba, ale warto ją poznać. Jest tez na tyle różnorodna, że każdy może trafić na coś dla siebie. Jest tu niemal wszystko: od delikatnych piosenek po jazgotliwe improwizacje.

White Light/White Heat *****
(09.67/30.01.68 )
Obrazek
The Velvet Underground dołożyli do pieca. Nagrana już bez Nico i Warhola płyta okazała się jeszcze lepsza od genialnego debiutu. Tym razem nie było już kompromisów na rzecz miłośników muzyki lekkiej, łatwej i przyjemnej. Większość utworów to atak na ośrodki słuchu. Tylko jeden - "Here She Comes Now" (zcoverowany później przez Nirvanę) daję krótką chwilę wytchnienia w zalewie hałasu.
Brzmienie płyty jest wyjątkowo hałaśliwe. Partie gitar pełne są sprzęgów - pozornie przypadkowych, ale w rzeczywistości będących integralną częścią kompozycji. Stąd już naprawdę niedaleko do Sonic Youth.
Otwierający płytę utwór tytułowy to niesamowicie żywiołowe granie. Utwór napędzany jest przez szalone dźwięki fortepianu. VU rzadko z niego korzystali, ale zawsze z wybornym rezultatem. Dzieła zniszczenia dopełniają rozbrajające chórki. Warstwa liryczna tekstu to wciąż klimaty "Better Life Through Chemistry", ale nie o Heroinie tym razem. By nie być monotematycznym, Reed napisał o efektach zarzucenia amfetaminy.
"The Gift" to prawdziwe cudeńko. W prawym kanale zespół gra motoryczny, posprzęgany kawałek instrumentalny, w lewym Cale czyta opowiadanie o gościu który wysłał się w paczce bo nie było go stać na podróż. Niestety dla niego, zakończenie jest w stylu Rolanda Topora. A wspominałem, ze trwa ponad osiem minut?
"Sister Ray" to trwająca prawie 18 minut improwizacja, nagrana od pierwszego podejścia. Szaleńcza jazda bez trzymanki. Dwie gitary, bębny i elektryczne pianino. Zespołowe współzawodnictwo - kto zagra najgłośniej? Wygrał Cale, ale omal nie zniszczył pianina. Tekst opisuje ostrą imprezę zakończoną morderstwem i wizytą policji. Inżynier dźwięku był tak zniesmaczony poczynaniami zespołu, że wyszedł z reżyserki. Powiedział, że nie ma zamiaru słuchać tego badziewu i mają go zawołać jak skończą. Łoś nie wiedział co traci. :D
Kolejny klasyk produkcji Reeda i spółki.

Obrazek
(Zmiana składu, zmiana brzmienia, zmiana wizerunku. Ach jakie szałowe szaliczki...)

The Velvet Underground ****
(11-12.68/03.69)
Obrazek
Po nagraniu "Reign in Blood" zespół dochodzi do wniosku, że mocniej się już nie da i trzeba postawić na klimat. W wyniku konfliktu o kierunek w którym ma zmierzać zespół, Reed wyrzuca Cale'a z zespołu. Jego miejsce zajmuję Doug Yule.
Pierwszy album w nowym składzie przynosi radykalne złagodzenie brzmienia. Miała na to wpływ kradzież efektów gitarowych należących do zespołu. Kompozycje również stały się przystępniejsze, bardziej konwencjonalne.
Zmieniło się też nastawienie zespołu. Wystarczy spojrzeć na tytułu piosenek: "Jesus", "Beginning to See the Light" czy "I'm Set Free". Wroga, aspołeczna postawa z dwóch poprzednich płyt wyjechała na wakacje. Zespół nie przestał być jednak "Wild at Heart". W "I'm Set Free" padają słowa And now I'm set free. I'm set free. I'm set free to find a new illusion. - gorzki komentarz do pleniącej się wówczas hipiserki.
Większość płyty to wyciszone, nastrojowe piosenki - "Candy Says" (śpiewa Yule), "Pale Blue Eyes", "Jesus", "I'm Set Free". Nalepiej z nich wypadają dwa pierwsze. Naprawdę ładne rzeczy. "Jesus" jest znacznie ciekawszy pod względem tekstu niż muzyki. Jesus, help me find my proper place. Help me in my weakness. 'Cos I'm falling out of grace. Trudno się było spodziewać, ze Reed napisze coś takiego.
Bardziej żywiołowe granie pojawia się w dwóch piosenkach: "What Goes On" i "Beginning to See the Light". Większe wrażenie robi ten pierwszy, ze świetnym riffem i solówka gitarowa brzmiąca jak dudy.
Najbardziej wyróżnia się "The Murder Mystery" - dziewięciominutowy eksperyment. Tekst to absurdalny strumień świadomości, a raczej dwa różne. W każdym kanale słychać inny monolog. Interesujący pomysł, ale na krótki utwór. Przeciągany ponad miarę nuży zamiast zaciekawiać. Muzycznie też nic imponującego.
Prawdziwą perełką jest kończący płytę "After Hours" - urocza i cudownie delikatna piosenka zaśpiewana przez Moe Tucker.
Nie jest to płyta przełomowa, ale słucha się jej przyjemnie.

Loaded ***1/2
(04-08.70/09.70)
Obrazek
"Loaded" to kolejny etap w ewolucji zespołu. Nie ma śladu po brzmieniowych szaleństwach. Płytę wypełniają konwencjonalne piosenki w sam raz do upchnięcia w radiowej ramówce. W zespole większy wpływ uzyskał Doug Yule. Nie tylko współkomponował materiał, ale również śpiewa w połowie utworów.
Płytę otwiera "Who Loves the Sun" - milutka pioseneczka zaspiewana przez Yule'a. Dwie kolejne piosenki - "Sweet Jane" i "Rock and Roll" to absolutne pięciogwiazdkowce. Obdarzone rewelacyjnymi riffami (kto wie czy nie najlepsze jakie Reed kiedykolwiek stworzył) i świetnymi refrenami są ozdobą płyty.
Dalej robi się dużo gorzej "New Age" i "I Found a Reason" usypiają w trzy sekundy a "Lonesome Cowboy Bill" to jakiś żart. "Cool It Down", "Head Held High" i "Train Round the Bend" nie są złe, ale ponad przeciętność się nie wybijają. Wieńczący płytę "Oh! Sweet Nuthin'" zaciera nieco złe wrażenie - wspaniale rozwijająca się piosenka z fantastyczną perkusją.
Dużą wadą płyty jest nieobecność Moe Tucker. Była wówczas na macierzyńskim :D - spodziewała się dziecka. Mimo, że we wkładce pojawia się jej nazwisko, w rzeczywistości na perkusji grali Doug yule,
jego brat Billy i jeszcze kilka osób. Różnica jest odczuwalna. Tucker grała w niepowtarzalny sposób i bez niej zespół nie był sobą. Zabrakło bardzo istotnego elementu.
W roku 1997 wydana została specjalna dwupłytowa "wersja reżyserska" albumu. Oprócz znanych już nagrań znalazły się tam wersje alternatywne, demo i odrzuty z sesji. Okazało się, że zespół odrzucił kilka piosenek lepszych od tych umieszczonych na płycie! Nie znalazło się miejsce m.in. dla "Sad Song" i "Satellite of Love" - nagranych później przez Reed'a na jego solowych płytach. Prawdę powiedziawszy na pierwszych jego płytach duża częśc materiału to pamiątki z czasów The Velvet Underground.
Mimo moich narzekań "Loaded" jest warta posłuchania. "Sweet Jane" i "Rock and Roll" to wspaniałe piosenki a i oprócz nich znajdzie się na płycie jeszcze coś dobrego.
Po nagraniu płyty, ale jeszcze przed jej wydaniem z zespołu odchodzi Lou Reeda. 23 sierpnia 1970 zagrał ostatni koncert z The Velvet Underground. Został on później wydany na płycie "Live at Max's Kansas City".

Squeeze **1/2
(72/02.73)
Obrazek
Po odejściu Reed'a zespół nie zaprzestał działalności. "Squeeze" jest praktycznie rzecz biorąc solową płyta Douga Yule wydaną pod szyldem The Velvet Underground. Nie ostał się nikt z oryginalnego składu. Na niemal wszystkich instrumentach grał sam Yule. Tylko na perkusji udzielał kto inny - wypożyczony z Deep Purple Ian Paice. Płyta została wydana tylko w Europie i sprzedała się fatalnie (może to wina okładki? :D ). To był koniec działalności zespołu. W roku 1993 reaktywowany zespół zagrał trasę po Europie, ale to już zupełnie inna bajeczka.
Muzycznie "Squeeze" jest kontynuacją "Loaded" w gorszym wydaniu. Piosenki całkiem przyjemne, ale dość nijakie. Brakuje tu ręki Reed'a. Żadna piosenka nie wpada w ucho tak jak "Sweet Jane" czy "Rock and Roll". Po jednym przesłuchaniu nie właściwie do czego wracać.
Płyta została wydana tylko na winylu i nie wznowiono jej nigdy na CD (a ostatnie wydanie na czarnym krążku pochodzi bodajże z początku lat osiemdziesiątych) więc nie jest łatwo do nie dotrzeć. Jeśli ktoś jest naprawdę ciekawy jak brzmi ta płyta to w sieci można znaleźć wersje zempetrójczoną.

W niedalekiej (jak Bóg da...) przyszłości napisze o składankach i płytach koncertowych.

_________________
Obrazek


Ostatnio zmieniony śr, 25 marca 2009 22:49:55 przez poprzednio jako azbest23, łącznie zmieniany 4 razy

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 18 listopada 2007 14:42:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Azbeście, dzięki - dobra robota i jeszcze harlemowski wstrząsający link, :brawa: . Myślę, że wątek z czasem się rozwinie :wink: .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 18 listopada 2007 22:09:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 09:03:24
Posty: 17986
Bardzo ciekawe recenzje.Jedną z moich pierwszych zakupionych płyt była składanka The Velvet Underground/VU.Bardzo fajna płyta...W ogóle jeden z zespołow które cenię.

_________________
..Ty się tym zajmij..


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 26 listopada 2007 00:02:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Zastanawiam się, czy słyszałem kiedykolwiek coś SPOZA pierwszej płyty...

Ale pierwsza płyta jest tak wyjątkowa, może niekoniecznie z moich ulubionych, ale jest to wielka rzecz, i zdaje się jedna z tych najbardziej rewolucyjnych dla pojmowania muzyki rockowej... To dopiero 1967, kto by pomyślał...

Heh, ale Gero nam niedawno fajnie zepsuł przeżywanie wielkiej sztuki, kiedyśmy to w parę osób siedzieli w kuchni i zaczynało się Venus in Furs, więc skupienie, katem placja i oczekiwanie na tekst. A tu wchodzi Gero i słodkim soundropsowym swym głosem zaśpiewuje....

... shiny shiny

shiny happy people
...

AAARGH!!! :x :x :x

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 26 listopada 2007 00:24:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 07:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
:D Wersja z muppetami i tak lepsza http://www.youtube.com/watch?v=zkHM8xG6i8o
Wracając do Velvetów: jeśli będziesz chciał posłuchać czegoś więcej to daruj sobie "White Light/White Heat" (podejrzewam, ze ci nie podejdzie) i od razu przejdź do trójki.

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 26 listopada 2007 11:24:52 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
O masz! Jaki wONtek! Czemuż, ah czemuż go nie zauważyłem wcześniej!

VU byli moim zespołem #1 na przełomie podstawówki i szkoły średniej (czyli jakieś 15 lat temu). Nadziałem się na nich trochę przypadkiem. Jako świeżo upieczony posiadacz swojego pierwszego w życiu odtwarzacza CD, pomaszerowałem do jednego z niewielu wówczas sklepów muzycznych w Wa-wie (księgarnia Odeon na Hożej)sprzedającego kompakty. Za otrzymaną za pozytywne zakończenie edukacji w podstawówce kasę, planowałem nabyć drogą kupna jakąś płytę Sex Pistols. Miała to być płyta nr 4 w mojej kolekcji, obok dwóch płyt Kultu i Kleszy. Niestety okazało się, że żadnych Pistolsów akurat nie ma, ale sprzedawca widząc mój małoletni wiek, stwierdził, że skoro chce słuchać pankroka, to powinienem najpierw poznac "podstawy" i wcisnął mi jakąś dziwną płytę z bananem. Nazwa Velvet Undergound nie była mi co prawda do końca obca, bo zdążyłem już natknąc się na nią w Tylko Rocku, ale myślałem, że to pewnie jakies wydumane granie dla pseudo koneserów. Tymczasem nagle gościu mi tu nagle mówi, że to "ojcowie chrzestni pankroka"... hmmm... powiedziałem sobie "raz kozie śmierć" i kupiłem.

Wróciłem do domu, wrzuciłem płytę do odtwarzacza i...



... jakieś dzwonki, jakies plumpanie, słodka melodyjka, jakieś "Sandej morning"? Co to jest? To mają być "ojcowie chrzestni pankroka"? Zacząłem mieć pewne podejrzenia, że ktoś mnie zrobił w balona... ale po chwili pierwszy utwór się skończył i poleciało "I'm Waiting for my man". O! To już ciekawsze. Brudek w brzmieniu. Fajne tempo. Czuć rock'n'rolla. Może być. Dajmy im zatem jeszcze jedną szanse zanim polecę do tego sprzedawcy z sugestią, żeby wsadził sobie tą płytę... we własny odtwarzacz. No to siup - "Femme Fatale" niby znowu słodka pioseneczka, ale jednak dziwna taka. Chyba fajna nawet. Ale czy aby napewno o to mi chodziło. Co dalej? "Venus in Furs" - dobre... Nie! Stop! To jest bardzo dobre. Zaczynam się się poddawać transowemu rytmowi, tym charakterystycznym ni to skrzypnięciom, ni to jęknięciom. Coraz więcej pojawia się brudu w brzmieniu. Rzut oka na datę wydania - O ja cie! To w 67 było nagrane? Nie może być! Przciez wszyscy mi mówili, że wtedy jakies hipsy same były. Pis, lof i takie tam, a tu nagle taki mrok. Nigdy czegoś takiego nie szłyszałem i zaczyna mi się coraz bardziej podobać, a przecież "podobają mi się tylko te piosenki, które znam". Dziwne.
"Run, Run, Run" - znowu brudny, rytmiczny rock'n'roll... no tak. W sumie własnie czymś takim mogli się inspirować Slaughter and the Dogs... więc może jednak. Czuje, że przeształem już słuchac tej płyty pod kontem podjęcia decyzji "oddać ją do sklepu czy nie" - zaczyna mnie intrygować jak kapela zaskoczy mnie w kolejnym numerze.

No i zaskakuje mnie!

"All Tomorrow's Parties" - te uderzenia? To perkusja czy kotły? Nieważne. Ten klimat! Nieistotne czy to ma coś wspólnego z pankrokiem czy nie. Jak ten rytm niesamowicie wkręca! Ale przede wszystkim TEN głos! Kobiecy, ale nie taki "jak zwykle" - ten jest niski, głęboki, dostojny. Już wiem, że tej płyty nie oddam za nic w świecie choćby pozostałe kawałki były zapisem występu kapeli weselnej z remizy. Ta płyta mogła by istnieć dla tego jednego numeru...


...ledwie zdążyłem tak pomyśleć kiedy zaczęło się "Heroin". No dobra... Korekta. Ta płyta mogła by istnieć dla tych dwóch numerów (uoprzedzę, że później takich korekt przyszło mi dokonać jeszcze kilku). Nigdy nie brałem dragów z półki "hard" (a w owym okresie także i "light"), ale słuchając tego numeru stwierdziłęm, że już nie muszę. Te pulsację; tezwolnienia i przyspieszenia - co mi się robi w głowie? Czy ktoś mi dosypał coś do herbatki? Ale to wcale nie jest miłe. To znaczy z jednej strony wciąga, ale z drugiej czuć, że pod tym chwilowym lotem chowa się coś obrzydliwego i ostatecznego. Dopiero parę lat później przeczytam "My dzieci z dworca ZOO", ale już wtedy słuchając tego numeru, czułem smród miejskich szaletów, w którym ćpuny fundują sobie "chwilę szczęścia", widziałem brudne strzykawy, które stanowią klucz do "raju", ale na widok których kazdy normalny człwiek rzuciłby pawia. Sugestywność tego kawałka = 200%.

Koniec tripa. Czas się ogarnąć. Pomaga w tym "There she goes again" - kolejna niby-słodka pioseneczka. "Niby-słodka", bo już wiem, że jeśli ktoś jest w stanie zagrać taki kawałek jak "Heroine", to takie miłe dla ucha melodię w jego sasiedztwie, są co najwyżej rodzajem złosilwego żartu, albo pułapki, która ma uśpić twoją czujność, żeby tym mocniej ogłuszyć cię kolejnym numerem...

...ale tym razem chyba szykują coś grubszego, bo po jednym "spokojniejszym numerze", następuje kolejny "I'll be your mirror". Jeden z moich ulubionych zresztą. Trzba się więc przygotować na silny cios. Kolejny numer ma "mocny" tytuł, pojawia się nawet słówko "death", podejrzewam więc będzie ostro...

...I co? To już? Eee dało się przeżyć. Było trochę brudu, trochę sprzężeń, ale generalnie do przełknięcia. No ale bez przesady. Nie było się czego bać. Jeszcze jeden kawałek i koniec.

"European Son" - zaczyna się normalnie. Tzn "normalnie" jak na TĄ płytę. Zdażyłem już się nauczyć, że "normy muzyczne", które miałem okazję dotychczas poznać nie obowiązują tego zespołu. Słucham, słucham, odpływam, zapadam się w jakieś rozmyślania... nagle orzeźwienie: CZEGO ja słucham? CO TO W ÓGÓLE JEST? Gdzie podziała się melodia, wokal... O psia mać jaki dysonans! Jaki HAŁAS! Gęsia skórka na całym ciele! I to nie przez chwilę! Tylko początek był zmyłkowo "normalny". Reszta numeru rozjeżdza się we wszystkie przewidywalne i (przede wszystkim) nieprzewidywalne strony. A numer trwa prawie 8 minut!

No dobra jestem pozamiatny i nie mam więcej pytań. Dziękuje. Proszę. Przepraszam. VU mnie pokonało, rozłożyło na łopatki i uczniło swoim poddanym. No to co?

No to jedziemy od początku! I jeszcze raz! I jeszcze...

Jeżeli można mówić o sonicznym narkotyku, to z pewnością jest nim ta płyta.

Nie trzeba chyba dodawać, że już kilka tygodni później znowu leciałem z kasą uciułaną z kieszonkowego w stronę Odeonu, a wracałem do domu z White Light/White Heat w kieszeni. To już był maks. Nie było już niestety Nico, ale jednocześnie było mniej tych muzycznych słodziaków. "Samyj konkret bit" - rzec by można. Brud, dysonanse, sprzeżenia i inne nojsy, aż kapią z tej płyty. Nie zapomina się jednak o melodiach, ktróre potrafią być czasem zwodniczo miłe dla ucha.

Mówiąc inaczej uzależnienia ciąg dalszy.

Te dwie płyty były chyba obok płyt Kleszy i Pistosów najczęsciej słuchanymi przeze mnie ze wszytkich w całej mojej koelkcji. Co prawda dawno już do nich nie sięgałem (chociaz przypuszczam, ze ten watek zmieni ów stan rzeczy), ale na przestrzeni lat ich echa spotykałem co krok. Zarówno w całej masie kapel punkowych, zwłaszcza tych spod dwóch siódemek (oczywiście rację miał ów subiekt, który mi ich wtedy polecił - niech mu Bozia w dzieciach wynagrodzi), jak i w późniejszych rzeczach (Sonic Youth, Jesus and Marry Chain, cały grunge), aż do całkiem współczesnych (Raveonettes, White Stripes).

Reasumując: Polecam gorąco - bo można nie lubić, ale nie znać to obciach ;)

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 26 listopada 2007 13:10:21 
Obrazek
płytę tę poznałam dzięki Crazyemu i choć na początku nie zachwyciła mnie to jednak z czasem... jak jest mi za smutno na Bitelsów ale nie chcę się pogrążać w Doosów to Velvet jak znalas! bardzo mi bliski zespół.

Sunday morning

Lubię! Niedzielny słoneczny poranek! Takie wszystko słodziutkie i dźwięczne miłe uszom. lalala
a tak naprawdę?
It's just the wasted years so close behind
gdzieś tam się czai smutek.

I’m waiting for my man

Podoba mi się ten rytm tam! I ta nieładność która jest dla mnie najpiękniejsza w muzyce Velvetsów. Brzęczące z wszystkich stron gitary, brzydki wokal i niefajna sytuacja opisana
(Hey, white boy, what you doin' uptown?
Hey, white boy, you chasin' our women around?
)
A w tym wszystkim to
Feel sick and dirty, more dead than alive
Oooo taaaak!
Ja to właśnie w nich lubię, że opowiadają o brudzie i syfie nie w jakiś taki mistyczny sposób (jak Doors) tylko ot tak. Po prostu. i jest to wszystko tym straszniejsze.
I'm feeling good, I'm feeling oh so fine
Until tomorrow, but that's just some other time

Femme Fatale
I kolejne przejście do zupełnie innego klimatu. Uwielbiam jak Nico śpiewa. Jej brzydki akcent! I tak... kobieco. I brzydkie chórki. A jaki feeling.
Cała piosenka lekko senno- narkotyczna. Yes!

Venus in Furs

Ooooooooo. To mój *****!! Smutek, zmęczenie, brzydota, trans. A to wszystko gdzieś idealnie współgrające ze mną. (hihi okazuje się iż pięknoduchstwo to jedynie pobożne życzenia...)
Skrzypce, kotły (cholera wie co to), uderzenie w tamburyn.
Different colours... made of tears.

Run run run

You gotta run, run, run, run, run
Take a drag or two

I te sola na gitarze odjechane i brudne i cała piosenka biegnąca. Lubię oczywiście choć czasem lekko mnie już męczy

All tomorrow’s parties


Co za klimat! Transowo- biegnący! Pianino rytmiczne i uderzenia tamburynu (właśnie- Velvet to jedyny zespół, który używa tego instrumentu dobrze- nie da hałasu tylko do wybijania miarowego rytmu). I podniosły głos Nico rozważający problemy z wybraniem stroju. Love. Właśnie- Velveci mi się kojarzą z dużą dawką autodystansu (nie tak a jak Bitelsi of course, ale większą niż Doors)

Heroin

Bardzo rzadko słuchany przeze mnie numer- jednak tekst dobijający i męczący chaos zwykle dla mnie. aż za brudno.

There she goes

Lubię! Like a bird, you know she would fly, what can you do oo tak!
I głupie chórki i przyspieszenie bye bye baby!

I’ll be your mirror


I'll be your mirror
Reflect what you are, in case you don't know
I'll be the wind, the rain and the sunset
The light on your door to show that you're home
When you think the night has seen your mind
That inside you're twisted and unkind
Let me stand to show that you are blind



Jak ładnie!!! Strasznie lubię wszystko, co ona śpiewa ale chyba tę piosenkę optymistyczną najbardziej. Ładne!!

Black Angel’s death song

o tym to ja nie umiem nic napisać bo to tylko preludium do:

European son

Chaos! rozpad! nic nie współbrzmi! tu nagle jakaś wesoła melodyjka a wszystko o tak ginie w zamęcie brzęczących gitar!! jaki finisz!!!


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 26 listopada 2007 13:22:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
...niestety ja przy muzyce tej kapeli nudzę sie okrutnie...przy Luridzie też..

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 26 listopada 2007 13:28:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
elrond pisze:
...niestety ja przy muzyce tej kapeli nudzę sie okrutnie...przy Luridzie też..



Nie przejmuj się. Ja wczoraj zasnąłem na koncercie w filharmonii, na którym był grany koncert e-moll Chopina. ;)

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 26 listopada 2007 17:32:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Pet ciekawe co na to Crazy :wink:

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 27 listopada 2007 01:15:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 07:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
Pet pisze:
Ja wczoraj zasnąłem na koncercie w filharmonii, na którym był grany koncert e-moll Chopina.
Tydzień temu w autobusie zasnąłem słuchając Behemotha.

Pet, Morella - miło poczytać.

Kolejna partia płyt The Velvet Underground. Tym razem kompilacje. Następną razą koncertówki.

VU ***1/2
(68-69/02.85)
Obrazek
Między majem i październikiem 1969 roku The Velvet Underground kilkukrotnie wchodzili do studia by nagrać swój czwarty album. Niestety wkrótce potem wyrzucono ich z wytwórni (prezes ich nie lubił).
Zaginiony materiał ujrzał światło dzienne dopiero w latach osiemdziesiątych, gdy zespół awansował do rangi klasyka. 14 utworów z tamtych sesji oraz 5 zarejestrowanych jeszcze z Cale'm w składzie zostały wydane w postaci dwóch płyt: "VU" i "Another View".
Aż sześć spośród zawartych tu utworów Lou Reed wykorzystał później na swoich płytach. Z dziesięciu numerów osiem pochodzi z "zaginionego albumu". Ten materiał to logiczne przejście od "The Velvet Underground do "Loaded". Utwory są nieco bardziej konwencjonalne niż na trójce, ale znacznie od nich żywsze. "I Can't Stand It", "She's My Best Friend", "Andy's Chest" i "Lisa Says" to typowe rockowe piosenki.
Najbardziej wyróżniają się: "Foggy Notion" - transowy rock and roll zbliżony do wczesnych utworów zespołu, ale o bardziej wygładzony brzmieniowo oraz "Ocean" - ballada falująca niczym prawdziwy ocean. Płytę zamyka "I'm Sticking With You", duet Lou i Moe ze świetnym finałem.
Z rzeczy nagranych jeszcze z Cale'm w składzie ciekawsza jest "Stephanie Says" - delikatna piosenka z fajnym refrenem.

Another View ****
(67-69/09.86)
Obrazek
Nie da się ukryć, że na "Another View" znalazły się utwory odrzucone przy układaniu "VU". Jest mniej spójna a część utworów to "prace w toku". "Hey Mr. Rain" obecny jest w dwóch wersjach, trzy utwory zaprezentowane są bez wokali. Mimo to płyta jest znacznie ciekawsza od swojej poprzedniczki. Może to właśnie z racji tego, że można podsłuchac zespół w trakcie tworzenia.
Płytę otwiera "We're Gonna Have a Real Good Time Together", szaleńczo rozpędzony rock and roll, coverowany później przez Patti Smith. W podobnym klimacie utrzymane są "Coney Island Steeplechase" i "Ferryboat Bill".
Instrumentalny "Guess I'M Falling in Love" nagrany został niedługo po "White Light/White Heat". Jest jeszcze ostrzejszy i zagrany z większa nonszalancją niż tamta płyta. Prawdziwa petarda. Z pozostałych dwóch instrumentalnych "Ride Into the Sun" to całkiem ładna piosenka, a "I'M Gonna Move Right In" to grzeczniejszy brat "The Gift".
Z dwóch wersji "Hey Mr. Rain", druga brzmi dziwnie znajomo. Zagadka nie jest trudna do rozwiązania. Reed ponownie użył riffu z tego utworu przy nagrywaniu na potrzeby "Lost Highway" przeróbki "This Magic Moment". Jednak obie wersje to transowe, ale hałaśliwe piosenki napędzane altówką Cale'a.
Ostatni na płycie "Rock and Roll" pozwala wyobrazić sobie jak zabrzmiało by "Loaded" z Moe Tucker na bębnach. Znakomita wersja - mniej oszlifowana lecz znacznie bardziej energetyczna.
Nie jest to płyta od której powinno się zaczynać znajomość z The Velvet Underground ale fanowi sprawi wiele radości. Jest w niej sporo tego specyficznego brudku z dwóch pierwszych płyt.

Peel Slowly and See *****
(26.09.95)
Obrazek
Niezwykle udany boks. Pięć płyt i książeczka (książka?) z mnóstwem zdjęć i bardzo ciekawie opisaną historią zespołu. Tak jak w pierwszym wydaniu "The Velvet Underground & Nico" banan na okładce jest naklejką i można go odkleić! Choć ja ze swoim egzemplarzem nie próbowałem. :D To wydawnictwo użytkownicy "Rate Your Music" uznali za najlepszą kompilację wszechczasów.
Są tu cztery kanoniczne płyty zespołu oraz całe mnóstwo dodatków. ponad sześc godzin muzyki.
Niewatpliwie największą atrakcją boksu jest pierwsza płyt zestawu. Można na niej znaleźć akustyczne demo nagrane w mieszkaniu Cale'a w czerwcu 1965 roku. Fascynujący dokument rozwoju zespołu. Większość utworów daleka jest od swoich płytowych wersji. Jest tez jeden utwór nie nagrany na płycie oraz jeden który trafił na debiut Nico.
W tych nagraniach mało jest rock and rolla. Słychać za to mnóstwo naleciałości folkowych i bluesowych. "Waiting For the Man" zaaranżowany jako bluesior brzmi niczego sobie. Najbardziej "do siebie" jest podobna "Heroin". Główną róznica jest wokal Reeda, niewątpliwie bluesowy.
Mimo, że zespół gra akustycznie potrafią tez pohałasować. W "Waiting for the Man" altówka Cale'a wydaje przerażające dźwięki.
Dodatkowego smaczku dodają dźwięki dochodzące zza okna utrwalone w tle oraz przeróżne wpadki. Bardzo fajne jest to, ze można usłyszeć jak zespół kilkanaście razy nieskutecznie próbuje odegrać jeden utwór. I jak rośnie im ciśnienie z tego powodu.
Świetny przekrój przez karierę zespołu. Gdyby ktoś chciał mieć tylko jedno wydawnictwo z logiem The Velvet Underground, ten boks byłby najlepszym wyborem :D


Na koniec ciekawostka z mojej kolekcji. Składanka wydana w niemczech w 1992 roku. Utwory z trzech pierwszych płyt zespołu oraz trzy piosenki z pierwszej solowej płyty Nico. Dobór piosenek jest co najmniej dziwny. Z dwójki są "Lady Godiva's Operation" i "The Gift" a z trójki "Pale Blue Eyes" i "That's the Story of My Life". Nie ma się co oszukiwać - kupiłem tą płytę wyłącznie dla okładki. :D
Obrazek

_________________
Obrazek


Ostatnio zmieniony śr, 25 marca 2009 22:54:48 przez poprzednio jako azbest23, łącznie zmieniany 3 razy

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 27 listopada 2007 15:21:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
MAQ pisze:
Pet ciekawe co na to Crazy


A nie wiem. W każdym razie mnie nie obudził :)

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 29 listopada 2007 22:02:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Ja nawet Petowi nie wyślę priwa z brzydkim słowem, jak parę dni temu do MAQ, chociaż kurwa bym miał ochotę!!!1 :evil:
ale bardzo mi siępodoba jego post o Velvecie pierwszym, więc przebaczam, choć chyba nie zapominam ;-)


w sumie to i tak wiem, że Pet się nie zna, więc mi nie zależy :P

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 30 listopada 2007 10:50:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Crazy pisze:
Ja nawet Petowi nie wyślę priwa z brzydkim słowem, jak parę dni temu do MAQ, chociaż kurwa bym miał ochotę!!!1


Pofolguj jej sobie. Będę mógł z diabelskim chichotem wykasować tego priwa bez czytania. :mruganie:


Crazy pisze:
ale bardzo mi siępodoba jego post o Velvecie pierwszym,


Dziękować :piwo:


Crazy pisze:
w sumie to i tak wiem, że Pet się nie zna, więc mi nie zależy


Pójdzmy na kompromis: powiedzmy, że Ty wiesz swoje, a ja znam prawdę ;)

A wracając do wątku:

Czy ktos się może podzielić wrażeniami z odsłuchu dwupłytowej wersji "deluxe" debiutanckiego albumu? Warto w toto inwestować, czy można sobie odpuścić?

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 21 grudnia 2007 22:23:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
azbest23 pisze:
Uśmiechnijcie się - macie kontrakt!


Obrazek

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 144 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 10  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 56 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group