Ultima Thule

Kto mi tu wątek KISSowy odchudza co?
A tak serio to cieszę się, że u trafiło
Jakoś nie mogłem znaleźć tego wątku wczoraj....

_________________
http://freemusicstop.com

po paru latach na forum i szokach wywołanych przez wątki panka od roku 1980, nadal nie oswoiłem się z myślą, że taki wybór może być dla kogoś pojedynkiem na szczycie, czymś, co w ogóle da się porównać z pojedynkiem choćby Bluesa z Akwalungiem... no ale przynajmniej wiem już dobrze, że takie zjawisko występuje

jak dla mnie Joy Division


mówisz... ja chyba jedna pozostanę przy Aqualungu, ale z malutką przewagą

Armstronga wolę od Elvisa, choć Elvisa bardzo lubię... ale Armstronga wręcz ogromnie lubię!

Lennon-Morrison... jako muzyk ogólnie (kompozytor zwłaszcza) raczej Lennon, jako wokalista chyba Morison, choć niewyraźnie

Waits- Dylan - nie wiem, z tendencją do Dylana jednak

_________________
ćrąży we mnie zła krew

...nie bardzo rozumiem...dlaczego niby nie da się porównać ?

_________________
ooooorekoreeeoooo

a dla mnie, uwierzyłbyś Crazy, nie wiem czy wiesz, pojedynkiem na szczycie, o wiele bardziej absorbującym niż Blues i Aqualung, byłoby starcie Headquarters i Message from the Country... jak to mi się zmienia, jak wiruje...

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name

wszystko się da porównać

chodzi mi o to, że parę lat temu nie spotykałem w ogóle ludzi, dla którzy mogliby zespoły takie jak Joy Division czy Killing Joke postawić w jednym rzędzie z Jethro Tull czy Breakoutem, a z ktorymi jednocześnie znajduję wspólny język w rozmowie o muzyce.

Oczywiście z osobami takimi jak Pippin, marecki, azbest, który zadał pytanie, czy choćby Ty, dzieli mnie dużo różnic w gustach - ale zarazem w bardzo wielu punktach się zgadzamy, możemy nawzajem sobie różne rzeczy polecać, poruszamy się w pewnym wspólnym muzycznym świecie. A jednak gdyby zadać pytanie, którą z tych par (Blues & Aqualung albo Breakout i Jethro - czy Joy D. i Killing J.) ktoś woli, to wielu z Was mogłoby powiedzieć, że właśnie tę drugą parę, albo przynajmniej mieć dylemat.

Istnienie takiego dylematu to dla mnie nowość... czy też jakiś czas temu to była dla mnie nowość... no i właśnie nadal nie do końca ją oswoiłem

Gero, uwierzyłbym z chęcią, ale nie wiem, o czym mówisz

I TO JEST WŁAŚNIE DRAMAT, DRAMAT UND PIRANHA!

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name

.....no własnie ja miałbym pewien dylemat ...ze wskazaniem jednak na parę Joy division -killing joke....a z tego co zrozumiałem to chyba w twoim rozumieniu ,takie zespoły jak Jethro tull dzieli od dajmy na to Killing joke jakaś artystyczna przepaść..... no ....ale ja też ,znając na pamięć dyskografię Pink Floyd nie mogę pojąć jak może komuś bardziej podobać się płyta The Wall od ...i tu mogę wymienić co najmniej 7 lepszych według mnie płyt tego zespołu

_________________
ooooorekoreeeoooo

poniższe posty zostały przeniesione z wątku "Muzyczne tamto czy owamto"
mogłyby zapewne również trafić do wątku o Pink Floyd, niemniej jednak - nie trafiły

elrondzie, zawsze intrygowala mnie Twoja sympatia do płyt wczesnych zepolu pink floyd. Ja bardzo lubie pierwsza plyte, ale z nastepnymi gorzej, ummagamme live lubie ale tak troche na siłe, no moze wyjatkiem jest tutaj przepiekny a saucerful of secrets.. ale more? obscured by clouds? na meddle wyroznic mozna 3 utwory, z ktorych 2 sa totalne, wiadomo - echoes i one of the days.. atom heart mother - tytulowa suita + if.. takze reasumujac ja osobiscie moge stwierdzic, ze z wszystkich plyt ktore wyszly przed dark side moge wyrzucic polowe utworow, bo to jest nie do sluchania, jak dla mnie zbyt przesadzona psychodela.. nie da sie porownac stylow ktore najpierw narzucil barret a pozniej waters, sam nie wiem czyj styl bardziej mi odpowiada.. pierwsza plyta w calosci jest magiczna, to taka straszna bajka, kraina smokow, ale reszty jakos nie umiem docenic. no a drugie pink floyd, czyli pink floyd za watersa.. dark side mam juz tak osluchane, ze ciezko mi w tym momencie o subiektywna opinie bo nawet w mojej pierwszej 20 nie ma dla niej miejsca.. ale niewatpliwie plyta to wybitna.. idac dalej.. wish you were here, animals no i w koncu the wall to plyty ktore nigdy mi sie nie znudza...



na podstawie the wall powstal swietny film, byl poteżny, piekny koncert w berlinie, ze az ciary na plecach.. to opowiesc o zyciu najwazniejszego obok barreta czlowieka pink floyd, wiec jak to jest ? w czym wczesniejsze plyty sa lepsze?

_________________
http://www.lastfm.pl/user/crazydiamon87

w muzyce
ostatnio słuchałem płyt po kolei, na Dark Side przysnąłem
na kolejnych się nudziłem
kiedyś teatrzyk na The Wall robił na mnie wrażenie, ale to już historia,

_________________

"Niewole robią z nas ponurych i złych"
"Nie ma przypadków, są tylko znaki"

...nie bardzo pojmuje dlaczego to cię intryguje.....po prostu dla mnie co innego jest dobre.......we WSZYSTKIM !!!


...hmmmmm... no właśnie dla mnie jest to najgorszy utwór na tej mojej najlepszej koncertówce wrzechczasów..jak dla mnie tego utworu na amagamie mogłoby nie być...
....no wymieniłeś jednym tchem, te mniej ciekawe płyty zespołu pink floyd

...no przykro mi ,ale ja nie zachwycam się tym wcale ..a wręcz odrzuca mnie to

_________________
ooooorekoreeeoooo

PROTESTUJĘ!



Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white

..a niby czemu ?

_________________
ooooorekoreeeoooo

Z powodu-gdyż-ponieważ-albowiem jestem gorącym orędownikiem "WYWH" i nie mogąc przejść obojętnie koło opinii, że jest to "mniej ciekawa" płyta Flojdów, poczułem się zobowiązany wyrazić swój protest

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white

...rozumiem..

_________________
ooooorekoreeeoooo

to może warto przestać tracić na nią siły...



a skąd to wiadomo? mi się one of these days podoba tylko do momentu w którym wchodzi gitara elektyczna




wielu to jednak ma wątpliwości




zgadzam się że film świetny, ale koncert w Berlinie - a oglądałem go w fazie uwielbienia dla Floyd - to było wielkie rozczarowanie, może Bryan Adams w What Shall We Do Now ok

żeby było jasne - nie jest moją intencją podważanie Twoich ocen i zachwytów, tylko przebijającego z nich tonu uniwersalności

piszemy o tych sprawach w kontekście "starcia" Crazy'ego z Elrondem i mi osobiście chodzi tu tylko o to, że jakkkolwiek porażające mogą być nasze wrażenia związane ze słuchaniem jakiejś muzyki, uniwersalnie pozostają one tylko naszymi wrażeniami i to jest - dla mnie - w nich najcenniejsze, natomiast wszelkie "wiadomo" i "oczywiście" (pomijając już fakt, że na mnie akurat działają jako ta płachta na byka, choć jestem podobno baranem) nie mają żadnego pokrycia, no bo w czym, w Top Twenty Wszechczasów?

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name