Najsamprzód rzucę na ruszt punkt b), bo będzie z nim krótsza sprawa:
Crazy pisze:
b) skoro piszesz, że wreszcie Iggy nagrał coś bez żeny, to inaczej podchodzimy też do Iggy'ego - dla mnie PostPop Depression jest świetne, ostatnio zresztą sobie kupiłem, ale i ten nieco niesławny Free mi się całkiem podobał, prawdę mówiąc tam akurat po pierwszym przesłuchaniu miałem od razu ochotę na więcej
To, że nasze gusta rozjeżdżają się jak Inter City z Centralnego, to żadna nowina i był już czas do tego przywyknąć. Natomiast to, że stwierdzam co następuje:
Pet pisze:
Jest to dla mnie wystarczająco satysfakcjonujący pułap po różnych mniej, lub bardziej żenujących kasztanach, którymi Iggy raczył nas w ostatnich latach.
To jeszcze nie znaczy, że PPD też uważam za twór żenujący (mniej lub bardziej). Tym bardziej, że za chwilę konkretyzuję:
Pet pisze:
Tak, tak - do was piję "Préliminaires" i "Après".
A teraz punkt a):
Crazy pisze:
a) skoro dajesz tej płycie 4 gwiazdki, jednocześnie pisząc, że "może nawet nie bardzo dobry, ale po prostu OK" albo że coś tam skipujesz, to lepiej rozumiem, jakim cudem w zeszłym roku znalazłeś 150 płyt na owe cztery gwiazdki
Gdyby w ramach zasądzonych prac społecznych był zmuszony zrecenzować całą dyskografię... no nie wiem... powiedzmy, że Bayer Full, to przy płycie z ich dorobku, która nazwałbym najlepszą, ba! może nawet wybitną, nie pojawiłaby się nota wyższa niż * * * (a może nawet * *1/2), ponieważ średnia oscylowałaby w okolicach * * - *1/2. Gdybym natomiast znalazł w końcu tyle czasu, żeby zrecenzować dyskografię najlepszego zespołu świata, czyli NMN, to przy płycie, którą określiłbym mianem zdecydowaniem spadkiem formy, grubo poniżej przeciętnej i przykleił jej łatkę "najmniej przeze mnie lubianej", pojawiłaby się pewnie nota * * * 1/2 (a może nawet * * * 3/4).
I tu wracamy do Popa - jeśli zerkniesz na moje oceny albumów Popa na RYM, to zobaczysz, że Post Pop Depression i Free (obu nie zaliczyłem w poczet tych, które mi się podobają) dostały ode mnie odpowiednio * * * 1/2 i * * *, a więc niewiele mniej niż "Every Loser". Wynika to z tego, że gwiazdki staram się przyznawać z maksymalnym "współczynnikiem obiektywności" na jaki mnie stać, ale już ich przełożenie na dyskografię konkretnego wykonawcy to druga sprawa. Po prostu w moim subiektywnym podejściu do twórczości Popa * * * * to "dobra płyta", * * * * 1/2 (jak np. The Idiot) to "bardzo dobra", a * * * * * (jak np. "Lust for Life" czy "American Ceasar") to rewelacyjna.
Żeby było jeszcze ciekawiej/trudniej, to zwracam uwagę na stojące obok siebie w dyskografii "Blah-Blah-Blah" i "Instinct". Tej pierwszej nie cierpię. Tą drugą bardzo lubię. Obie mają u mnie * * *. Taki już ze mnie obiektywny gwiazdkowicz.
Aha! Jakby tego wszystkiego było mało, to bez mała 15 lat temu przyznałem tej pierwszej zaledwie * 1/2, a tej drugiej aż * * * * (do sprawdzenia powyżej w niniejszym wątku). Po kolejnych odsłuchach na przestrzeni lat punktacje się wyrównały, ale antypatia/sympatia pozostały.
No i na deser dodam, że w międzyczasie płyta "Party", której kiedyś przyznałem zaledwie * mocno zyskała w moich oczach i obecnie ma * * * 1/2 (chociaż zdecydowanie bardziej wolę Instinct z jego * * *
)
Skoro już wspomniałem o NMN, to uzupełnię jeszcze, że dla tego bendu pułap * * * * * oznacza zaledwie "bardzo dobrą" płytę (a nie jak u Popa "rewelacyjną"), a to dla tego, że ta ekipa przebija szklany sufit i ma przywilej wykorzystania szóstej gwiazdki i dopiero przy takiej konstelacji mówimy, że ich album jest rewelacyjny.
I to jest także wyjaśnienie dlaczego w moim zestawieniu za zeszły rok w "wyższych" dzisiątkach mogły pojawić się płyty z notami * * * *, podczas gdy płyty mające * * * * 1/2 spadły do "niższych" dyszek. O ile mnie pamięć nie myli w jednej z nich album z "obiektywną" oceną * * * * 1/2 dzielił klasyfikację z jednym takim co dostał * * * 1/2. Po prostu gwiazdki, gwiazdkami, obiektywizm, obiektywizmem, ale upodobania, upodobaniami. I oczywiście najczęściej jedno idzie w parze z drugim, ale czasami coś tam się jednak rozjeżdża, bo doceniając kunszt kompozycji, aranżacje, warsztat muzyków, poetykę tekstów, sposób realizacji, produkcję i mając przez to świadomość, że obcuje się z dziełem wybitnym, wie się jednocześnie, że nie będzie się do tej, czy tamtej płyty wracało często, bo jednak jakiś nieuchwytny i nienazwany pierwiastek nie zarezonował nam w uszach (albo w duszach) jak należy.
No. Tyle.
Dlatego mogę śmiało powiedzieć, że moim zdaniem wszystkie * * * * (czy tam * * * * *) należały się płytom, którym zostały przyznane jak psu micha. A to, czy przez to te albumy stały się wg mnie godne polecenia/uwagi i poświęcenia im czasu na tyle, żebym wrzucał je w jakieś rankingi, to już druga sprawa.