Od kilku dni słucham sobie tej płyty:
Okazuje się, że jest to nie tylko ciekawy, ale też świetny koncert!
Nie od rzeczy będzie zacząć od repertuaru i składu. Płyta ma prawie 80 minut, więc utworów jest dużo:
Kantata
Krajobraz z wilgą i ludzie
Dni, których jeszcze nie znamy
Twoja postać
Będziesz moją panią
Wędrówka
Historia pewnej podróży
Ikar
Korowód II
Ocalić od zapomnienia
Prezentacja zespołu
Godzina miłowania
Muza pomyślności
Wesele
Nad zrębem planety
Hop szklankę piwa
Z głębiny nocy niepojętej / Patrz tam
Przez uczuć najdziwniejsze sploty
Oto ona - oto on
Motorek
Zagadki
Ostatnia stacja rezygnacja
Któż jest bardziej szalony
Pomnę jak niegdyś
Zabij ten lęk
Z głębi nocy niepojętejW składzie oprócz Grechuty i Jana Kantego Pawluśkiewcza (na fortepianie) mamy Krzysztofa Ścierańskiego na basie, Mariana Bronikowskiego na bębnach, Michała Półtoraka na skrzypcach i Pawła Ścierańskiego na elektrycznej i akustycznej gitarze.
Zacząć koncert od dziwnych dźwięków Kantaty? Rewelacja, od razu trafiamy w sam środek tego świata! A zaraz potem recytacją zaczyna się Krajobraz z wilgą, który rozwija się już muzycznie... I tak dalej, nie będę mówił o wszystkim po kolei, ale o tym początku musiałem!
Jedno muszę przyznać: płyta nie brzmi jak zawodowa produkcja. Na pewno część barw instrumentów wessała kosmiczna pustka. Osobliwe są też proporcje, bo najlepiej słychać bas Ścierańskiego, który z lekkością jest w stanie przykryć pozostałe instrumenty, a w jednym fragmencie przykrywa nawet samego Grechutę! Całość ma w sobie coś z brzmienia King Crimson na wysokości Lark's Tongues in Aspic. Rozumiecie: Ścierański brzmi trochę jak Wetton (choć gra fajniej i ma więcej liryzmu), a do tego skrzypce. Do tego dość duża dynamika cicho/głośno. Ale to tylko trop. Bo w środku Korowodu można na przykład znaleźć fragment, który przywodzi na myśl suitę Ultima Thulę
.
Repertuar to trochę misz-masz, ale zawiera bardzo wczesne wykonanie Szalonej Lokomotywy. Trochę brak w ułożeniu całości jakiejś myśli dramaturgicznej, ale właściwie mi to nie przeszkadza. Wszystko - i rzeczy złożone i te lżejsze - zaśpiewane i zagrane jest solennie i bez wahania. Co ważne, nie ma żadnego puszenia się, pierdolenia, celebrowania i umizgów, np. jest zapowiedź Korowodu i od razu wjeżdża gitara. Wygląda na to, że na pewno nie była to żadna gala, nie był to też typowy rockowy koncert, a raczej spektakl - i bardzo dobrze. Sztuce Grechuty, z wagą słowa i wyzwaniami stawianymi przez słowa, na pewno to sprzyjało.
Właśnie, może się mylę, ale dziś taki koncert wydaje mi się czymś nieprawdopodobnym! Pełna powaga i pełna poezja - czy dziś tak się robi? Choć oczywiście zdarzają się lżejsze fragmenty, np. latynoska wersja Godziny miłowania - naprawdę fajna. Ale przy pierwszych przesłuchaniach popadałem wręcz w jakieś sentymentalne nastroje - to naprawdę jest mocny stuff, na takim koncercie jak sądzę można było być nieźle oszołomionym. Mi to wszystko bardzo odpowiada, taka Twoja postać, te słowa - po prostu super (nie znałem tego utworu).
Rozbraja mnie też wstęp do Lokomotywy - Grechuta mówi: "Może to się wydać dość dziwne, ale proszę sobie wyobrazić taką sytuację..." - i zaczynają śpiewać: "Nad zrębem planety, pośród gwiezdnej nocy, szereg alefów w nieskończoność pełznie...". MOŻE się to wydać dziwne
. Te wczesne wersje numerów z Lokomotywy oczywiście są surowe i czasem czuć brak tego czy owego, ale z drugiej strony jest w nich jakaś świeżość czy też bardzo przyjemne niedokreślenie...
Fajnie byłoby pogadać o jakichś szczególnych momentach tej płyty, ale to może w przyszłości? W każdym razie naprawdę szczerze polecam - nie spodziewałem się, że koncertowy Grechuta może być TAK DOBRY.