Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest ndz, 16 czerwca 2024 05:51:43

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 461 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23 ... 31  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 05 stycznia 2012 11:31:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 12:49:49
Posty: 24357
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Tych płyt nie ma aż tyle - Ty je wymyślasz, prawda?

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 05 stycznia 2012 13:13:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Peregrin Took pisze:
Tych płyt nie ma aż tyle - Ty je wymyślasz, prawda?

Panie! Żebyś Ty wiedział, ile mnie zdrowia te wpisy kosztują! ;) Wyszukiwanie płyt, o których istnieniu właściwie nikt nie wie! A wszystko po to, żeby jak najszczegółowiej przybliżyć to co ważne i mniej ważne. Ciekawe, czy choć jeden Czytelnik sięgnął po nieznaną sobie płytę o której pisałem. :taaaaa:

Ustaliłem już plan działania na najbliższe miesiące. Trochę tych płyt jeszcze się pojawi zanim dojdziemy do epki "VROOOM". Po Frippie (tutaj jeszcze jeden album) solowy Belew i The Bears, co zostanie zaprezentowane w trzech odsłonach.

Pippin, a może włączyłbyś się do rozmowy?

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 05 stycznia 2012 13:14:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 12:49:49
Posty: 24357
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
pilot kameleon pisze:
a może włączyłbyś się do rozmowy?

Niby jak? Nigdy o tych płytach nie słyszałem. :)

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 05 stycznia 2012 13:19:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Peregrin Took pisze:
Niby jak? Nigdy o tych płytach nie słyszałem.

Ale dorobek KC masz w małym palcu, więc odnajdziesz się w tematyce, a Twoje wpisy będą cudownym uzupełnieniem tego, co już zostało tutaj powiedziane! To jak? Zgoda? :mruganie:

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 05 stycznia 2012 13:52:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 12:49:49
Posty: 24357
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Za dwa lata może. Panie, kiedy ja mam czas poznawać takie wykopaliska? :(

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 05 stycznia 2012 13:54:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Peregrin Took pisze:
Panie, kiedy ja mam czas poznawać takie wykopaliska?

Źlem się wyraził. O KC pisz, resztę zostaw mnie! :D

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 06 stycznia 2012 17:38:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
FFWD, FFWD [1994]
Obrazek
Już epka „Darshan” duetu Sylvian/Fripp mogła sugerować, że Fripp zechce się zapuścić w rejony muzyki elektronicznej. Zrobił to z muzykami zespołu Orb. Skład przedstawiał się następująco Robert Fripp, Thomas Fehlmann, Kris Weston, and Dr. Alex Paterson. „FFWD” jest dziwnym albumem. Sporo tu ambientowych przestrzeni, ale często wykorzystywane są również „żywe” odgłosy. To takie studyjne zabawy z dźwiękiem. Mało w tym wszystkim muzyki, choć w ciągu ostatniego miesiąca przesłuchałem ten album pewnie z dziesięć razy. I potrafi on wciągnąć słuchacza.
Ocena: ***

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 07 stycznia 2012 14:02:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Adrian Belew, Lone Rhino [1982]
Obrazek
Solową karierę Belew rozpoczął właściwie równolegle ze współpracą z King Crimson. Debiutancki album nagrywał w 1981 roku, a wydał go rok później. Jedenaście piosenek, w tym dwie instrumentalne. Album rozpoczyna się od „Big Electric Cat”. Mocno sfuzzowane gitary, syntetyczny mechaniczny podkład rytmiczny i lekko zmodyfikowany wokal Belew. Brzmi to dziwnie, ale może się podobać. W „The Momur” miga gdzieś styl Zappy. Do tego piękna karmazynowa pajęczynka, pianino, fajna melodia a na końcu ostry saksofon. Nie brakuje też solówki, która mogłaby się znaleźć na „Discipline”. Co za szaleństwo! „Stop It” jest rozbujany przez potężne wejścia instrumentów dętych. Jest wesoło i rockandrollowo. W instrumentalnym „Naive Guitar” robi się kameralnie, a następny w kolejce „Hot Sun” jest dziwną miniaturką, która może zapowiadać „Industry” z „Three Of A Perfect Pair”. „The Lone Rhinoceros”, chyba największy hit z tej płyty kojarzy się trochę z Talking Heads, trochę z Peterem Hammillem. Świetny kawałek. I do końca płyty jest już bardzo przyjemnie. Album trwa tylko 36 minut. Wyborna długość.
Pięknie bałaganiarski, pstrokaty, ciepły i rozkojarzony album. Niezwykła muzyka. Do tego świetna okładka, która mówi wiele o zawartości. Kurde, jestem na safari, mam ze sobą gitarę elektryczną, a przede mną stoi wpatrzony we mnie nosorożec. Skąd ja się tu wziąłem?
Ocena: **** (z minusem, ale przyjemność słuchania ogromna!)

Adrian Belew, Twang Bar King [1983]
Obrazek
Rok później pojawia się kolejna płyta. Rozpoczyna się potężnym coverem „I’m Down” The Beatles. Dla Belewa to jedna z większych inspiracji muzycznych. Dalsze utwory z tego albumu to jakby kontynuacja kierunku obranego na poprzedniej płycie. Wielość gatunkowa, lekki bałagan, ciekawe kompozycje. Wyróżniłbym utwór „Paint In The Road” rozpoczynający się riffem „Thela Hun Ginjeet”, który prawie natychmiast zostaje przykryty dźwiękami dęciaków. Brzmi to potężnie. Zgiełku w tej kompozycji bardzo wiele, a gitara brzmi czasem jakby była saksofonem.
„Twang Bar King” jednak nieco słabsze niż poprzednia płyta. Chyba powtórzenie tych samych patentów jest tego główną przyczyną.
Ocena: *** 1/2

Adrian Belew, Desire Caught by the Tail [1986]
Obrazek
Po trzyletniej pauzie pojawiła się kolejna płyta. Jej tytuł wzięty został ze sztuki Pabla Picasso pod tytułem „Le Désir attrapé par la queue”. Ten album jest niezwykle dziwny. Po pierwsze jest instrumentalny. Słychać oczywiście kto skomponował ten materiał i kto gra na gitarze. Resztę instrumentów również obsługiwał samodzielnie. Cały album brzmi nieco surrealistycznie. Ciekawe, jakby to współgrało z dramatem Picassa. Sporo tutaj odwołań do muzyki kojarzącej się z Francją lub Hiszpanią. Takie „Tango Zebra” (i chyba całą płyta) kojarzy mi się trochę z “Niandrą” Johna Frusciante. Wiele co prawda je różni, ale w obu przypadkach można mówić o „nieuporządkowaniu” dźwięków. I taka jest całą ta płyta. Moim zdaniem jednak zaplanowany eksperyment nie do końca się powiódł. I z tego powodu do tego albumu nie wraca się chyba zbyt często.
Ocena: **1/2

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 09 stycznia 2012 00:16:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
The Bears
Adrian Belew postanowił zagrać z kolegami z dawnych lat. W 1987 roku do muzykowania zaprosił śpiewającego gitarzystę Roba Fettersa, basistę Boba Nyswongera i perkusistę Chrisa Ardusera, którzy grywali z nim jeszcze przed tym, nim przyuważył go na scenie Zappa. W pierwszym etapie działalności zespół pozostawił po sobie dwie płyty. W 1988 roku Belew zniechęcony brakiem sukcesu opuścił zespół. Koledzy kontynuowali działalność pod szyldem The Psychodots. 1997 roku Belew wraca do składu, formacja znów funkcjonuje pod nazwą The Bears.

The Bears, The Bears [1987] / Rise And Shine [1988]
Obrazek / Obrazek
Oba albumy The Bears wydane w pierwszym etapie ich działalności to taka rozdarta osiemdziesiona. Przebojowość, lekkość, delikatność przełożona bywa fragmentami zgrzytliwymi. Jeśli piosenka buja, to możemy się jednak spodziewać, że gdzieś pojawi się kąśliwe, karmazynowe solo, dziwny rytm, nietypowa partia jakiegoś instrumentu. Jak to smakuje? Moim zdaniem dziwnie. Nie mam nic do „przebojowości” łamanej „awangardą”, ale na tym albumie to się nie przegryza. Żeby nie było nieporozumień, to określę, że proporcje tych składników wynoszą 1:25 na korzyść popu, ale owa szczypta niekonwencjonalnych rozwiązań jest wyraźnie wyczuwalna. Niestety owa przebojowość też nie jest niestety pierwszego sortu, więc ogólnie jest mało atrakcyjnie. Dodatkowo wokal Fettersa, który śpiewa na obu albumach całkiem sporo jest nieco męczący. W przypadku jednej czy dwóch kompozycji jest zjadliwy, ale w większej ilości zaczyna męczyć. Jednym słowem na obu płytach panowie „piosenkują”, łaszą się do słuchacza, a ja pozostaję na to całkowicie nieczuły. Solowy Adrian jednak bardziej mi odpowiada.
Oceny:
The Bears **1/2
Rise And Shine **1/2

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 09 stycznia 2012 23:19:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Adrian Belew, Mr Music Head [1989]
Obrazek
Na tej płycie znów dają o sobie znać bitlesowskie ciągoty Belewa. Pojawia się choćby bardzo ładna, ale nie pozbawiona przekąsów ballada, która ładnie rozpada się na kilka zróżnicowanych części. Jest również obowiązkowy przekładaniec stylistyczny. Urokliwe piosenki, brzmienie pełnego zespołu (właściwie wszystkie instrumenty obsługiwał Belew), nieco naleciałości ciągle trwających lat osiemdziesiątych i elegancki balans pomiędzy tym co łatwe, a tym co trudniejsze. Muzyk nie ma też oporów przed umieszczeniem na płycie dźwiękowych kolaży. I tym ta płyta różni się od omawianych nieco wyżej produkcji The Bears.
Ocena: *** (z małym plusem)


Adrian Belew, Young Lions [1990]
Obrazek
Mija rok, pojawia się kolejny album. Tym razem skonstruowany nieco inaczej niż dotychczasowe. Ten okres przypadł na czas intensywnej współpracy Belewa z Davidem Bowie. Efekty są widoczne również na tym albumie w postaci dwóch kompozycji z jego gościnnym i kompozytorskim udziałem. Zarówno „Pretty Pink Rose” jak i „Gunman” pokazują, że taka kolaboracja miała ręce i nogi. Bardzo fajne kawałki, gdzie wydoczy jest zarówno charakter Bowiego jak i Belewa. „Young Lions” to również dwie przeróbki. Po pierwsze „Heartbeat” z repertuaru… King Crimson i „Not Alone Anymore” Traveling Wilburys. Utwór „Heartbeat” nie jest zbytnio odległy od pierwowzoru. Pojawia się fortepian, „grupowe” wokalizy, brak natomiast odpowiedniego „zagęszczenia”, jakie było obecne w tamtym wykonaniu. Dotyczy to zwłaszcza solówki, która jest co najwyżej poprawna. Reszta kompozycji utrzymuje poziom charakterystyczny dla twórczości Belewa. Utwór tytułowy czy „Looking For A UFO” to czystej wody przeboje, które potrafią nastroić słuchacza pozytywnie. Fajna, niezwykle pogodna płyta.
Ocena: ***1/2

Adrian Belew, Desire of the Rhino King [1991]
Obrazek
Zwykła kompilacja materiału z trzech pierwszych solowych płyt artysty. W sumie do odpuszczenia, bo lepiej sięgnąć po płyty długogrające.
Ocena: *** (z minusem)

Adrian Belew, Inner Revolution [1992]
Obrazek
„Inner Revolution” nie przynosi rewolucji w dosłownym tego słowa znaczeniu. Belew będący po rozwodzie terapeutycznie rozprawiał się ze swoją sytuacją. Mniej tu zatem pogody ducha, więcej natomiast zadumy, którą charakteryzują się nawet mocniejsze kompozycje. Płyta ma niezwykle dynamiczne i rockowe brzmienie. Do tego większość solówek zagranych jest z niezwykłym zadziorem, Belew nie szczypie się za bardzo tylko wykręca wszystko ile się da. Do tego znów The Beatles i to w całkiem sporej ilości. Co rusz zawadzamy się o Lennona, Harrisona czy McCartneya. Wiadomo to nie od dziś, ale słucha się tego naprawdę dobrze.
Ocena: ***1/4 (czyli gdzieś pomiędzy „Mr Music Head” a „Young Lions”)

Adrian Belew, The Acoustic Adrian Belew [1993]
Obrazek
W przypadku tej płyty stykamy się z małym arcydziełem w dyskografii Adriana Belewa. Artysta wziął na warsztat trochę swoich oraz kilka nie swoich kompozycji i zagrał je tylko z towarzyszeniem gitary akustycznej. Powstał album niezwykle kameralny, który oddaje naturę Belewa chyba znacznie bardziej niż wcześniej omówione płyty. Po raz kolejny powołam się na zespół The Beatles, który tutaj wręcz skrywa się za każdym dźwiękiem (przy „I Feel Fine” to oczywiście naturalne). W tak prostych kompozycjach skrywa się wiele uroku, nie ma miejsca na eksperymenty i inne konwulsje dźwiękowe. No dobra, może ostatni utwór jest nieco wykrzywiony, a właściwie to puszczony od końca.
Na „Young Lions” pojawiła się przeciętna w sumie interpretacja „Heartbeat”, tutaj muzyk po raz kolejny sięga po utwór King Crimson. Wybór pada na „Matte Kudasai”. Odjęcie wszystkich elementów zaowocowało powstaniem wręcz pastoralnej kompozycji. Świetna wersja.
Na „The Acoustic Adrian Belew” jest jedenaście kompozycji, których łączna długość nie przekracza pół godziny. Doskonałe proporcje. Aż się chce posłuchać dwa razy pod rząd! Całe szczęście kilka lat później pojawi się druga płyta o takim charakterze, „Belew Prints”. I ona również warta jest uwagi.
Gero, zerknij w wolnej chwili na ten tytuł, jestem bardzo ciekaw co o nim powiesz.
Ocena: ****1/4 (potęga!)

Adrian Belew, Here [1994]
Obrazek
Po kameralnym „The Acoustic Adrian Belew” wszystko wróciło do normy. Powstała płyta, którą śmiało można postawić obok „Young Lions” czy „Inner Revolution”.
Ocena: ***1/2

Do kolejnych płyt Adriana Belew wrócę później, najprawdopodobniej już po ogarnięciu całego dorobku King Crimson. Jest tam kilka ciekawych pozycji, o których warto wspomnieć kilka słów.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 10 stycznia 2012 22:23:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Patrick Moraz & Bill Bruford

Bruforda przedstawiać nie muszę. Natomiast Moraz znany jest przede wszystkim ze współpracy z Yes czy The Moody Blues. Do tego był również członkiem niezwykle przereklamowanego zespołu o nazwie Refugee, a jeszcze wcześniej występował w ciekawej (tak!) formacji Mainhorse. Osobiście nie przepadam za nim, gdyż kojarzy mi się z osobnikiem, który trafia do zespołu i od tego momentu ów zespół rozpoczyna natychmiastową degrengoladę. Dodatkowo jest on muzykiem dla którego technika wydaje się najważniejsza, natomiast polot i inne równie istotne sprawy nie odgrywają żadnego znaczenia. A jak wiadomo sama technika w muzyce oznacza zazwyczaj koszmar. W połowie lat osiemdziesiątych Moraz w duecie z Brufordem nagrał dwie płyty będące mieszanką muzyki o charakterze klasycznym z wpływami jazzowymi. Wydany w 1983 roku debiut, czyli „Music For Piano And Drums”, jak sam tytuł wskazuje, został nagrany z wykorzystaniem tylko dwóch instrumentów. Jest to o tyle ciekawe wydawnictwo, że możemy podziwiać Bruforda w klasycznym repertuarze. A i Moraz bez swoich baterii instrumentów klawiszowych wydaje się niezwykle sympatyczny. Co ciekawe, wydaje się ciekawszy niż chociażby płyty nagrane z zespołem Bruford. Odmienna stylistyka musi robić swoje.
Nagrany i wydany dwa lata później album „Flags” to już zupełnie inna bajka. Moraz nie wytrzymał długo grając tylko na fortepianie i postanowił wykorzystać świeżo zakupiony syntezator Kurzweil 250. Na nieszczęście słuchacza robi to dosyć często. Efekty są wręcz koszmarne. Neoprogresywno-wtórnojazzowe brzmienia wyprane z czegokolwiek co pozwoliłoby na choćby odrobinę sympatii. W 2009 roku została wydana płyta koncertowa „In Tokio”.

Obrazek Obrazek

Music For Piano And Drums [1983] ***
Flags [1985] *

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 11 stycznia 2012 10:20:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28039
pilot kameleon pisze:
Bruforda przedstawiać nie muszę.


Od razu pomyślałem "Moraza niestety też nie!", ale Twoje charakterystyka jest chyba bardzo trafna:

pilot kameleon pisze:
był również członkiem niezwykle przereklamowanego zespołu o nazwie Refugee (...) kojarzy mi się z osobnikiem, który trafia do zespołu i od tego momentu ów zespół rozpoczyna natychmiastową degrengoladę


:)

Nie zapomnę go w płaszczyku (też z klawiaturką zawieszoną jak gitara) na koncertach reaktywowanego Moody Blues!

Ciekawe za to z Adrian Belew! Zwłaszcza płyta z noso i akustyczna mnie zainteresowały (pamiętam ja wystąpił z gitarą w programie Hołdysa). Może się kiedyś posłucha :) .


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 11 stycznia 2012 13:41:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 12:49:49
Posty: 24357
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
antiwitek pisze:
z klawiaturką zawieszoną jak gitara

Mówi się: z Papadancem.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 11 stycznia 2012 19:35:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
antiwitek pisze:
z klawiaturką zawieszoną jak gitara
Łojezu!

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 11 stycznia 2012 20:58:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Bill Bruford’s Earthworks

To chyba ukochanie muzyczne dziecko Billa Bruforda. Sam twierdził, że grono rockowców uważało go zawsze za muzyka o inklinacjach jazzowych, natomiast ludzie jazzu twierdzili, że za wiele w nim rockowca. Czuł się napiętnowany w obu obozach. Twierdził jednak, że bardziej stoi po stronie jazzu. Wspominał o tym dość często. Taka była jego prawda. Moja jest natomiast nieco inna. Dla mnie jest on perkusistą zdecydowanie rockowym. Ma oczywiście ponadstandardowe umiejętności jeśli chodzi o ten gatunek, natomiast jako perkusista jazzowy raczej mi nie leży. I tak było w przypadku formacji Bruford, której dorobek omawiałem jakiś czas temu, i tak jest w przypadku Earthworks.
Bill Bruford’s Earthworks zostało powołane do życia w 1986 roku. Perkusista do wspólnego grania związanych z formacją Loose Tubes. Był to Ian Ballamy, Django Bates i Mick Hutton, którego później zastąpił Tim Harries. Pierwszy etap działalności obejmował okres od 1986 do 1992 roku. W tym czasie formacja nagrała trzy studyjne albumy: „Bill Bruford’s Earthworks” (1987), „Dig?” (1989), „All Heaven Broke Lose” (1991) i wydaną już po zawieszeniu działalności koncertówkę „Stamping Grodnu – Live” (1994).
Na wymienionych płytach znajduje się muzyka o charakterze stricte jazzowym. Kiedyś, kiedy z jazzem miałem tyle wspólnego co z drogimi samochodami, poboczny dorobek Bruforda wydawał się niezwykle ambitny. I dla kogoś, kto nie ma pojęcia o jazzie faktycznie może on mieć wymiar elitarny. Od moich ostatnich styczności z tą twórczością minęło kilka lat, ja stałem się trochę starszy, co prawda za znawcę muzyki jazzowej nie mogę się uważać, ale płyt z tego gatunku znam znacznie więcej niż kiedyś. I co najważniejsze, znam przede wszystkim znacznie lepsze płyty niż produkcje BB’s Earthworks. Wiadomo, że ciężko wytrzymać porównania z Johnem Coltranem czy Ornettem Colemanem, ale niestety stosować taryfy ulgowej nie mogę. A porównanie wypada średnio. Miałka muzyczka, smoothowy charakter i brak nerwu działają na niekorzyść tej muzyki. Nie wiem, może wyobrażam sobie, że ten zespół powinien być fenomenalny, grać na poziomie „A Love Supreme” lub jeszcze lepiej, ale to przecież nierealne. Nie każda muzyka jazzowa musi mi odpowiadać. A w tej nie potrafię odnaleźć zbyt wiele dla siebie.
W 1992 roku Bruford rozwiązał zespół. Do nazwy wrócił sześć lat później. Powstały kolejne cztery płyty: „A Part, And Yet Apart” (1999), „The Sound Of Suprise” (2001), „Footloose And Fancy Free” (2002) i „Random Act Of Happiness” (2004). Moim zdaniem niewiele się zmieniło. Charakter muzyki pozostał taki sam. Dobrze by było, gdyby Pietruszka lub robertz dorzucili bardziej fachowym opisem, bo być może moje dyletanctwo wyrządza komuś krzywdę.
Co innego natomiast granie koncertowe. Miałem przyjemność widzieć Billa Bruforda z tym zespołem w 2006 roku na żywo w Katowicach podczas Międzynarodowego Festiwali Perkusyjnego. I ta muzyka zdecydowanie lepiej się prezentowała. Wiem, emocje, Bruford na żywo i te sprawy…

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Earthworks **
Dig? **
All Heaven Broke Loose **
Live: Stamping Grodnud **1/2
A Part, and Yet Apart
The Sound of Surprise
Footloose and Fancy Free
Random Acts of Happiness
[gwiazdki uzupełnię, ale w tym wypadku mają one wagę drugorzędną]

Zespół Bill Bruford’s Earthworks na żywo ****.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Ostatnio zmieniony pt, 13 stycznia 2012 09:52:56 przez pilot kameleon, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 461 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23 ... 31  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group