No to po kolei
udało nam sie razem zebrać z róznumi znajomymi
Ja + mój dobry koncertowy kompan Darek (niezarejestrowany), Pippin+1, Budyń + Nemesister +1, mój znajomy z lat dawnych
Z Erkejem namierzyliśmy się telefonicznie
Koncert:
Zaczęli
Plainsong czyli tak jak należało sie spodziewać. Utwór bez klawiszy brzmi inaczej, chyba jednak trochę traci, ale i tak było bajkowo, do tego idealnie zgrana "niebiańska" sceneria. Piękny początek. Jego dalszym ciągiem było
Prayers for Rain, które zabrzmiało jeszcze lepiej. O ile Plainsong był taki wyczekany o tyle co do PfR miałem mniejsze oczekiwania a w rezultacie utwór podobał mi się znacznie bardziej. Jak tylko wybrzmiały jego dźwięki pozostalismy jeszcze na kolejne minuty przy płycie
Disintegration i poleciało
Fascination Street. Bardzo dobre wykonanie, pełne pasji. No daj Boże taki początek.
Potem zaś pierwsza niespodizanka wieczoru, z tego co pamietam to jeden z ulubionych utworów Erkeja więc musiał być wniebowzięty -
A Strange Day. Panowie do tej pory raczej stronili od
Pornography serwując jedynie regularnie 100 Years ale jak się miało okazać później nas w tym względzie dopieścili wyjątkowo. A Strange Day zabrzmiało bardzo dobrze, trochę oszczędna aranżacja skupiona (słusznie) na perkusji. Ale sama radość, że to zagrali cisnęła uśmiech na usta. Kolejny utwór
alt.end raczej utwierdził mnie w przekonaniu z ostatnich tygodni, że nie jest to najlepsza płyta The Cure. Poprawnie, głośno ale nic ponadto. Na szczęście znów cofnęlismy się o 20 lat wcześniej i poleciało
A Night Like This. Bardzo lubię ten utwór i ponieważ zagrali go parę razy wcześniej więc liczyłem, że chociaż raz uda mi się go usłyszeć. Udało się. Wyśpiewany w całości.
. Kolejny utwór
The End Of The World - w sumie uwagi do alt.enda mozna powtórzyć. Jak dla mnie oba mogłyby bezboleśnie wypaść z setlisty. Już z tych dwóch wolę alt.end.
Coś nam się nie podoba? Na szczęście Robert &Co maja dla nas kolejną wycieczkę w przeszłość. po raz kolejny oodwiedzamy płytę Disintegration, z której zagrany trzy singlowe przeboje -
Lovesong, Pictures Of You i Lullaby. Lovesong zabrzmiał cudnie, choć Robert się w którymś miejscu chyba walnął w tekście. Pictures Of You - piękno w kilkuminutowej pigułce. Jednak najwiekszym zaskoczeniem było Lullaby. Zawsze kochałem wersję studyjną ale nie przepadałem za koncertową. Zazwyczaj grana trochę szybciej traciła wiele z uroku oryginału. Tym razem bardzo spodobał mi sie motyw gitarowy grany przez Roberta (taki "hiszpański" trochę) zamiast klawiszy.
Po Lullaby nieszpodzianka wieczoru numer dwa -
Figurehead, czyli znów Pornografia atakuje. Wrażenia podobne jak przy Strange Day - duża radość że zagrali ale wykonanie
na bootlegach słyszałem lepsze. Ale cosmy się z Pippinem nawrzeszczeli to nasze
I Will Never Be Clean Again!!!!
Potem mój
Wishowy faworyt
From The Edge Of The Deep Green Sea. Gardło zdarte - Killer! Na szczęście później nastąpiła chwila odpoczynku bo panowie zagrali jeden z trzech utworów z nowej (premiera podobno 5 maj!!!) płyty -
Please Project. Graja go juz od zeszłego roku, podobnie jak i dwa pozostałe numery, i chyba z tych trzech ten przypadł mi do gustu najmniej. Ale już zaraz za nim czekało rozbiegane
Push, które zabrzmiało cudnie i też miało znakomite przyjęcie. Aż dziw, że to nie był kiedyś singiel. Singielek z
Head On The Door - prosze bardzo - zaraz po
Pushu poleciało
Inbetween Days. Publika szalała, ja po raz kolejny zdzierałem gardło, dzielnie wspierany przez Pippina. I ten opis można spokojnie odnieść i do kolejnego utworu -
Just Like Heaven - miód na me serce i jedyn z dwóch tego dnia utwór z Kiss Me. Pozostając przy dobrym humorze wysłuchaliśmy
Primary. I znów podobnie jak w kilku tego wieczora przypadkach - utwór, który nie jest moim płytowym faworytem bardzo zyskał na koncercie. bardzo przestrzenna, trochę "kosmicznie" odjechana wersja. Z resztą takie brzmienie oparte właśnie na rozjechanych gitarach pojawiało sie regularnie. Po Primary chwila odpoczynku z nowym numerem
A Boy I Never Knew - tu z kolei z trzech nowości chyba ma największy potencjał - bardzo chętnie wysłucham wersji studyjnej.
Była chwila spokoju więc przechodzimy do finału setu zasadniczego. A w nim same mocne rockowe numery. Zaczęli
Us Or Them z ostatniej do tej pory płyty. Znów na płycie nie robi wielkiego wrażenia tu wypadł przynajmniej dobrze.
Never Enough - tu znów zdzierałem gardło - doskonała wersja.
Wrong Number - kolejny utwór, nie przepadam a wypadł dobrze
Ale apogeum było właśnie przed nami -
Hanging Garden - trzecia nowość wieczoru, trzecia rzecz z Pornography. CZAD!!!
Pierwszy best moment koncertu dla mnie. I znów wcale nie jest to mój ullubiony numer z tej płyty. I zaraz potem
100 Years - tego należało się spodziewać ale wypadło rewelacyjnie!! Na koniec setu zasadniczego tytułowy utwór z Disintegration. Pięknie zabrzmiał!
Bis numer 1:
Czekał głównie na jego początek i samiutki koniec. No i rzeczywiście początkowe dźwięki
At Night wbiły mnie w ziemię!!!
Drugi Best moment!!! Potem
M złusznie zauważone i docenione przez Budynia. Choc początek z wokalem był chyba ciut za wolny ale szaleńcza gitarowa część druga z nawiązką mi to wynagrodziła. Potem
Play For Today. Pokrzyczelim, pobujalim się - wersja Soundropsowa lepsza? Jednak zupełnie inna - tu brzmi to bardzo stadionowo, jak taki rodosny motyw podłapuje kilka tysięcy gardeł - ale przypomniały mi się te słowa Crazyego podczas koncertu
No i na koniec setu killer nad killery czyli
A Forest. Bardzo dobra wersja z szalejącym Robertem na gitarze w części końcowej oraz Genialnym!!! basem aż do ostatniego zejścia!!! AAAA Poczułem to całym sobą!!!!
Bis numer 2
Przebojowo -
Let's Go To Bed, nowy
Freak Show,
Close To Me i
Why Can't I Be You. Wszystko wypada przynajmniej dobrze. Najbardziej zmieniony w stosunku do oryginału jest chyba utwór pierwszy i ostatni - i są to bardzo pozytywne zmiany.
Bis numer 3
Powrót do pierwszej płyty. Na początek
Boys Don't Cry Piękne wykonanie, szleństwo publiki zwłaszcza na początku. Potem
Jumping Someone Else's Train tu mam mały rozdźwięk opini, bo muzycznie zabrzmiało świetnie ale wokalnie Robert jakos przeszedł bokiem. Płynnie przechodzimy do
Grinding Halt - chyba najmniej naturalny knadydat na bis w tym zestawie sprawdził się znakomicie. W końcu
10.15 Saturday Night - bardzo rockowa wersja. Mało w niej tego minimalizmu oryginału - tu zabrzmiało mocno i konkretnie - podobnie z resztą jak cały ten bis. No i na absolutny koniec Killing An Arab. Piekny wschodni motyw na początek a potem znów mocna rockowa jazda - bardzo udana wersja. I już ponad trzy godziny jak dla mnie upłynęly zbyt szybko.
Pięknie było. Kilka momentów kapitalnych. ALe jako całość chyba lepiej wspominam koncert z Łodzi z 2000. Tu było kilka wpadek. Generalnie zbyt często gitara przestawała być słyszalna. Nie wiem czy to wina Torwaru, czy coś na miejscu nie zagrało ale mam nadzieję, że od strony technicznej w Spodku pare utworów zabrzmi lepiej. Koncert z Łodzi nie miał słabych momentów - tu ich kilka było. No ale wtedy promowali najlepszą płytę od prawie 10 lat + widziałem ich wtedy pierwszy raz + minęło juz kilka lat więc wrażenie mogło ulec pewnej metamorfozie.
Tak czy inaczej nie mogę się juz doczekac wieczoru w Spodku!! To już dziś za pare godzin!!! Idę spać!!!