Muszę powiedzieć, że dawno nie wyszedłem tak zadowolony z jakiegoś koncertu. Jednak prawdą się okazały pogłoski, że Izrael to był świetny koncertowo zespół i teraz wcale nie jest gorszy. W sumie tylko raz wcześniej widziałem ich w akcji, w Jarocinie w 93 chyba to było. Tyle że wtedy rege interesowało mnie co najwyżej w wykonaniu Armii czy Brygady Kryzys i tak jakoś nie przejąłem się zbytnio tym występem - stałem bardzo daleko od sceny i w ogóle mi się to wtedy takie rozlazłe i anemiczne wydawało. A teraz w Stodole wręcz przeciwnie - koncert dynamiczny i widoczny jak na dłoni. Poza tym przez te wszystkie lata nadrobiłem braki w edukacji Izraelowej, więc też bez porównania lepiej mi się tego słuchało. No i dlatego z bardzo pozytywnym nastawieniem na Brylfest szedłem. I bardzo mi się podobało. A sam Brylfest polegał na tym, że najpierw zagrały inne zespoły, które grały jak na mój gust za krótko, ale miłe było to że nie było przedłużających się obrzydliwych przerw między zespołami. A Potem Izrael.
Najpierw zagrał Konopians - fajna dawka ska, jeśli ktoś lubi ska, to mogło mu się podobać. Ja osobiście ska trawię na dłuższą metę chyba tylko w wykonaniu Aliansu - dzięki nieco innym aranżacjom instrumentów dętych.
Drugi występ to był chyba Max i Kelner - tym razem podkład poszedł zupełnie z taśmy czy z czegoś, a obaj panowie używali tylko mikrofonów. Wykonali co lepsze numery z płyty Tehno Terror. Mamy zahut, Kosmos, Bawimy się, Starófka, Moja głowa. Niby z półplejbeku, ale jednak świetne to było.
Potem był 52UM. Na basie Marcin Ciempiel zdaje się (myślałem, że zobaczę Teklę?). Też taki krótki i sprawny set zagrali panowie. Nie znam tytułów piosenek, ale te które kojarze i zapamiętałem to były Głód, Outside Of This Society... Było trochę dubowo, ale o był jakiś czadzik na początku, co mnie pozytywnie zaskoczyło trochę. Ten zespół rzeczywiście jest trochę jak Falarek, ale jednak na swój jakiś inny sposób. Choć niestety Falarka na żywo nie miałem okazji zobaczyć nigdy, to co ja tam wiem.
Po szumach przyszła kolej na gości z zagranicy - sound system King Shiloh ustawił się po drugiej stronie sali, dokładnie na przeciwko sceny, więc zaraz się tam prywatka przeniosła, a że mnie to nie kręciło zbytnio, to sobie zająłem miejsce przy barierce pod sceną i cierpliwie czekałem, a optymizmem napawał mnie fakt, że coś się dłuży ten sound system... To oznaczało, że Izrael też zagra dłużej
Około 22.45 na scenie pojawił się Izrael no i się zaczęło. Dokładnie piosenek nie wymienię, bo nie wszystkie pamiętam... najważniejsze jednak było to, że praktycznie z każdej płyty pojawiło się coś, mimo że zespół skoncentrował się na materiale ostatnim. Był więc i mój ukochany Hard To Say gdzieś w początkach koncertu i Live To Love, i Progress... Jeśli się nie mylę to zaczęło się od Nikta, gdzieś w połowie był Ridem. Ze starszych płyt: Duchowa rewolucja, zdaje się że So Far Away było też... Wolny naród oczywiście
No i z Kelnerem Idą ludzie Babilonu (z ortalionu, jak powiedział Kelner) i Płonie Babilon. Świetny był ten potrójny wokal
No i co za energia!
Na bis był See I&I i pewnie coś, co wyżej wymieniłem...
A potem niejako w ramach dalszych bisów na scenę weszły Sara i Ewa i trochę pośpiewały w towarzystwie Roberta, który najpierw podłączył sobie gitarę, ale zaraz przerzucił się na bas. Od razu Maleo usiadł za perkusją - potem go zmienił Dżu Dżu, nie wiem kiedy za klawiszami usiadł Samohut. No i było znowu wspaniale
Koncert prowadził Magura, mówił trochę o faszyzmie żywnościowym.
Jak już się skończyło, to jeszcze Maleo wrócił na scenę i przeprosił wszystkich że się chwali, ale jutro ukazuje się jego nowa płyta, co może kogoś zainteresuje. Żeby sobie nie myślał, że nikogo to nie obchodzi, to sobie na drugi dzień rzeczywiście ją kupiłem (świetna).
No i tyle. Parę zdjęć mam, to jeszcze dorzucę jakoś...
Zaloguj się
Zarejestruj się
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Z repertuaru 12RA3l-a... to dość popularny związek frazeologiczny, a zarazem dość popularny tytuł wielu piosenek 