"...viva positive style, viva Ostróda Reggae, Reggae Festiwal, viva positive style, the best, the best, the best of reggae jams..."
No i edycja festiwalu z oznaczeniem 2006 zakończona! Trochę wrażeń, głównie muzycznych
:
Zacznijmy od początku, czyli dnia pierwszego: Wszystkie Wschody Słońca trochę mnie rozczarowały. Słysząc pare ich remiksów spodziewałem się czegoś więcej. Sam koncert był taki... eee... miałki dla mnie. Pomimo obecności Jarexa nic mi w głowie z tego nie zostało. Ot taka tam muzyczka sobie leciała z głównej sceny. Potem pierwszy wyczekiwany koncert dnia czyli
Tony Junior & Maleo Reggae Rockers. Najpierw przez jakieś pół godziny produkował się kubańczyk razem z MRR. Bardzo przyjemne ma te wszystkie swoje kompozycje. Tylko czekać na jego jakiś solowy album, o ile wogóle takowy ma się ukazać, ja tam nie wiem... W każdym razie coś mógłby wydać. Potem na scenie pokazał się Malejonek i zaczął się właściwy koncert Maleo Reggae Rockers. Muzycy w bardzo wysokiej formie są, to trza im przyznać. Zaowocuje to zapewne bardzo fajną płytą, bo wszystkie nowe numery które grają na koncertach są mocno niezłe... szczególnie "Reggaemova" i "Rise up". Poziom też trzyma "Hasa noga". Na zakończenie pierwszego dnia na scenie pokazali się muzycy pierwszej gwiazdy festiwalu -
Steel Pulse. No i niestety koncert pozostawia duuuży niedosyt. Szczególnie pierwsze, mocno rootsowe płyty brytyjczyków są godne polecenia, bo naprawdę zostają na długo w pamięci. Na koncercie jednak czegoś z tej mocy zabrakło. Pojawiło się oczywiście parę moich osobistych hitów jak "Reggae fever" czy "Ku Klux Klan", ale jednak brakowało im jakiegoś "ognia". Takie zwykłe odegranie materiału.
Dzień drugi zaczęliśmy dość późno, bo około godziny 19 gdy z powodu "lekkiego" poślizgu (który zresztą obecny był każdego dnia) kończył swój występ zespół Tumbao, a po nich na scenie zamontował się rodzinny zespół z Zimbabwe -
Man Soul Jah. Jeżeli ktoś tego zespołu nie zna, a lubi dobry roots, to poznać ich musi! Moje osobiste odkrycie festiwalu. Po kilku pierwszych dzwiękach noga sama zaczynała wybijać rytm, a na gębie banan się pojawiał. Częściowo tego przyczyną był mały dzieciaczek który plątał się po scenie - o ile się nie mylę, to był to syn wokalisty. Rodzinna kapela sprawiła, że całe koszary bujały się w odpowiednim rytmie
Następnym zespołem był Bakshish - klasyka. Jak zwykle koncert stojący na dobrym poziomie, choć żadnych rewelacji nie było... ot poprostu kolejny ich koncert. późnym wieczorem na scene wyszło 7 facetów z
Yellow Umbrella. Już sam fakt, że pojawili się na festiwalu powodał u mnie radosne podskakiwanie
i Naprawdę pokazali klasę. Zabrakło może kilku ich klasyków, ale wspólne odśpiewanie "Mother Luis" czy świetne wykonanie "Waitin' in Cairo" rekompensowało to w zupełności. Ogromne brawa dla muzyków za świetny kontakt z publiką. Na bis zagrali "Lay Down" w czasie którego wokalista zaczął się znacząco przytulać do jednego z wojskowych stojących pod sceną
Wywowało to burzę oklasków, a ten żołnierzyk nie tęgą miał minę
Potem wszyscy muzycy przeskoczyli przez barierki do publiczności, a wokalista zaczął łazić sobie po terenie festu, a ludzie za nim
Po przejściu przez większość terenu zatrzymał się, zebrał gratulację od słuchaczy i na rękach został odniesiony pod scenę
Bardzo fajnie to wszystko wyszło. Koncert w pełni spełnił moje oczekiwania. Jednak ten udany dzień zmąciła jedna niezwykle smutna wiadomość... Tego samego dnia rano zmarł Joseph Hill, który przez trzydzieści lat był wokalistą zespołu który miał zagrać na zakończenie festiwalu - Culture. Nie było jeszcze pewne czy koncert się odbędzie czy nie. Sprawa pozostawała otwarta.
Dzień trzeci, niestety ostatni: Patrząć na program, dzień przepełniony gwiazdami... Ale zacznijmy od początku. Najpierw na scenę wyskoczył Polski Ogień z riddimami niemieckiego Pioneara. Dotarłem tylko na ostatnie 30 minut, ale to mi w zupełności wystaczyło... Panie Ras Luta... Naprawdę fajnie, że jesteś rastafarianinem, ale ile można się z tym tak obnosić... Co chwilę sypał jakieś tam "slangowe" hasełka... Co za dużo to niezdrowo. A to co widziałem przez to trzydzieści minut... eee tam, takie sobie. Za mało jakiegoś urozmaicenia, więc nie warto się nawet rozpisywać. Potem Duberman którego niestety musiałem opuścić by udać się po jakieś lepsze odzienie, bo pogoda zaczęła się psuć. Wróciłem dopiero na końcówkę
Vavamuffin. Słyszałem może 3-4 ich kawałki... Do ciężkiej cholery, niech oni zagrają wkońcu jakiś słaby koncert, bo ciągłe chwalenie staje się nudne
Pomimo tego, że trochę ten zespół mi się przejadł, to jednak koncerty to istny majstersztyk. Porwali całą Ostródę. Na mnie ten koncert jakiegoś oszałamiającego wrażenia nie zrobił z racji, że troszkę już osłuchał się ten materiał i czeka się na coś nowego, ale widząć reakcję otoczenia, koncert rewelacyjny
Potem na scene wskoczył
Habakuk. Hmm... z kumplami doszliśmy do wspólnego wniosku, że zagrali trochę za wolno (?). Przynajmniej tak nam się wydawało, nie wiem jak odbierała to reszta. W każdym razie zabrakło nam jakiegoś pazura w tym występie. Nawet "Rasta Trans" wyszło bardziej regałowo niż zwyklę
Żałuję też trochę, że nie zagrany został hymn festiwalowy... generalnie to wogólę tego kawałka nie słyszałem w czasie stacjonowania w koszarach, a szkoda. Po nich przyszedł czas na żywą legendę. Magnetosfera... a właściwie
Izrael! kto nie był, niech żałuje. Usłyszenie tego materiału na żywo to niesamowite przeżycie. Punktem kulminacyjnym dla mnie w tym koncercie było wykonanie "See I&I". Brak mi słów poprostu. Zagrali chyba największe swoje przeboje... Do tej pory jak wracam do tego koncertu to aż nie wierzę sobie, że brałem w tym udział. Magia w najczystrzej postaci. Człowiek przez te dwie godziny czuł się jakby był w zupełnie innym świecie... Nie wiem jak to wszystko opisać. Zostanie to na bardzo długo w pamięci. I to był ostatni koncert na głównej scenie, bo niestety - a może stety -
Culture nie wystąpiło. Niewiadomo czy ten zespół jeszcze będzie koncertował. Chodzą słuchy, że za mikrofonem na stanąć syn Hill'a. Narazie nic konkretnego niewiadomo.
i to by było chyba na tyle... pisane to wszystko trochę na gorąco, bo dopiero 3h temu do domu wróciłem, a generalnie ostatniej nocy spałem może 1,5h
jak już człowiek ochłonie to może przypomną się nowe szczegóły to napiszę.
uff... czas na zasłużony odpoczynek oraz rozpoczęcie odliczania dni do kolejnej edycji...