Mi z Kolaboracji - słuchanej wczoraj wcześnie rano, w drodze do pracy - później zostały w głowie, na resztę dnia, właśnie te gitary. I riffowe, brzęczące, plamiaste i free, farbowane i pstrokate, rozjechane PKSem i grubo ciosane. Super robota!
Kolaboracja jest ogólnie super płytą. Mimo, że repertuar był w dużej mierze dobierany pod to, co cenzura puści, udało się jednak z tego materiału ułożyć sensowną, zwartą, ale i różnorodną całość, która spoko sprawdza się jako spójny materiał. Brzmienie jest nieco bagniste, czasem może ma mało klarowności, nie do końca czuję tę przestrzeń w jakiej rozgrywa się cała ta muzyka, czuć ten 1987 rok - werbel łupie może lekko zbyt dosadnie momentami - ale suma summarum najważniejsze, że udało się nie zabić zespołu, nie zamknąć go w jakiejś sterylności, nie stępić pazurków. Stosunkowo najgorzej wypada mi tu wokal Robala, który brzmi jak naukowiec Adaś z Kingsajza, i jakoś tak ta jego specyficzna barwa głosu dziwnie mi brzmi w tej przestrzeni (a ja naprawdę jestem fanem tego posranego wokalu). Gitary czasem zmieszają się w pudding, ale ogólnie zostawiają bardzo konkretne i mocne wrażenie. Super jest basik - twardy, ale i elastyczny, dodający dobrego flow muzyce.
Gwiazdkowanie? W to już jakoś się mi nie chce ostatnio bawić. Ale o numerach można pogadać.
Anarchia jako intro bardzo spoko dla mnie. Zaczyna płytę na ciekawej i nieoczywistej nutce. Jest fajne narastanie napięcia - najpierw to intro z bitboksem, potem spokojne, delikatne i melancholijne gitarki numeru...
Tchórze który przeradza się nagle, niepostrzeżenie w giga-czad-extreme-noise-terror, rąbany i bezkompromisowy, jak atak pancerny (ten basik jak równo, mocno, prusko łupie!). SPIERDALAJCIE to super uwolnienie napięcia. Ekstra.
Musisz być kimś - bardzo lubię. Znowu super gitary, ten motyw początkowy jak jakieś groźne ptactwo, trochę post-punk, nowa fala, jakby lekki trans, niepokój. Patent z megafonem się sprawdza.
Pokój i Krew to funky piosenka - kojarzy mi się trochę z zespołem Minutemen, to jest rozbujane, rozhuśtane, przedziwna forma: jeszcze te przeplatające się wokale. Najbardziej lubię taki moment jak taki fajny basik wychodzi na pierwszy plan na moment, jak gitary ciachają w tle. A te mimo tej funkowej sprężystości, fajnie się czasem rozlewają, zawieszają. Dobre patenty, mieli łeb chłopaki.
Zatrute Powietrze ma dobry matching tekstu z muzą. Ta klaustrofobia, za ciasne ubranie, ściany pokoju za blisko siebie ekstra grają z tą zupełnie kanciastą formulą, jakby celowo kwadratową, celowo łupaną i toporną. I ten główny motywik basu i znowu gitki poza kontrolo (te instrumentalne mostki, gdzie wiercą coraz wyżej i wyżej!).
Kto? czyli odkop z przeszłości, fajny ten smutny wstęp, super przejście w czad. Potem raczej standardowo, ale solidnie, zdrowa tkanka płyty. A i fajna taka jedna, smutna gitara, zanim znowu zaczną czadować. df
To miasto umiera - najbardziej rock'n'rollowy fragment płyty? Najbardziej lekkie, latające riffy, co ciekawie brzmi z tym tekstem - upiorne wrażenie. Te obrazki obyczajowe w tekście - kurwa, no dużo się dzieje w tym mieście. W sumie tez żaden faworyt, ale dalej solidna, zdrowa tkanka.
Czechosłowacja jest ekstra!!! Naprawdę godny tytułowiec. Świetna riffowa symofnia w kilku aktach, od groźnego początku, poprzez kolejne ewolucje, aż wchodzimy wreszcie na właściwy motyw - precyzja i kontrola nad formą, znakomita! Całość naprawdę jest jak pocisk, jak rakieta, a i ma w sobie coś pomnikowego. To taki numer, który świetnie im się sprawdzał na starych koncertach zarówno na sam początek, jak i na sam koniec koncertu. Eksperyment z Kombi-klangorem basu moim zdaniem udany. I te przedziwne pstrokate plamy gitar pod wokalami!
Piosenka popularna na instrumenty produkcji krajowej mnie w sumie śmieszy.
Polska złota młodzież - no ten początek jest chory!!! Brzmi jak coś, co kiedyś było riffem gitarowym, a potem wrzucono to w mikser i pozlepiano w przypadkowych kształtach, awangardowe bezformie, Beefheart punk (szczególnie potem, jak Robal wjeżdża w wyższe tony!). Ale funkowa część też jest alright, dobrze buja, sprawdzała się na koncertach.
Szwindel to znowu staroć odkopany sprzed kilku lat. Lubię te równiutko tnące gitary, ten zadzior i wigor. Super, że zaprosili tego Skandala. Dodaje fajnej odmiany, brzmi naprawdę przekonująco i charyzmatycznie. I jeszcze ta pogięta solufka z przeciąganiem strun.
Urodziłem się 20 lat po wojnie - solidny, posępny punkowy numer. Być może miałbym wątpliwości, co do momentu, gdy Robal zaczyna wygłaszać rant o tym co w ludziach wyzwala uczucie nienawiści i o grobach poległych, uznałbym to za zbyt przegadane, ale na szczęście numer robi wtedy twist i nagle przyspiesza jakby zerwał się z łańcucha.
Zmiany - mocny, dosadny hymn wyrąbany siekierą.
Jestem spokojny - mój faworyt! Kiedyś to był dla mnie trochę żaden numer, no pitolą sobie jakiś riffik i tyle. Ale kurde, bardzo mądrze jest to znowu poaranżowane, bas robi znakomitą robotę, lubię też jak wchodzi cykający hi-hat. No i ten dziwny, jakby napisany na olewce, przekłuwający balonik atomowego zagrożenia, trochę abstrakcyjny tekst. Wprowadza to po postępnych, punkowych hymnach jakąś inną, nieoczywistą nutę.
Mój Kraj - na mnie robi solidne wrażenie, szczególnie gdy nasłuchałem się wykonań koncertowych, które bywały naprawdę natchnione. Nie zawsze, ale często na mnie działa ten trans i wiecznie zaloopowana forma. Zamknięcie całości z charakterem i odpowiednią siłą wyrazu.
Żeby nie chwalić tylko Robala - pamiętajmy, że część gitar nagrywał też Rafał Kwaśniewski. Nie wiem do końca co akurat on gra, ale to czuje, jest pewne zagęszczenie, większy kwas.
_________________ gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?
FORZA NAPOLI SEMPRE!
|