Gitarę ogniskową oczywiście bardzo lubię, ale od pierwszych akordów ta gitara ogniskowa wręcz wyjątkowo mnie chwyta, a kiedy wchodzi wokal - niezwykle wysoko zawieszony, przez co: dramatyczny i wcale nie ogniskowy - to już jestem chwycony całkiem. Pierwsza zwrotka niby (gdyby tylko przeczytać słowa) taka jęcząca, że zmęczony, żeby jeszcze dać mu spokój. Ale nie, nie nie! Od pierwszej zwrotki jest w tym ogromny pazur, jeżeli jest w tym rana, to otwarta, krwawiąca, jeżeli on jest przygarbiony, to tylko niby, a tak naprawdę gotowy do wystrzelenia. Od razu czuję zapowiedź tego, co będzie dalej, a muzyka tylko coraz bardziej się zagęszcza i przyspiesza. A ma to takiego powera, że wiele nie potrzeba: w drugiej zwrotce dochodzą Stopy uderzenia w stopę i niewiele więcej, a siły w tym nie mniej, niż w "pobiegnij razem ze mną! pobiegnij razem ze mną!", tylko że bez darcia instrumentów i żyłowania gardła, i o wiele szlachetniejsze.
Wymieniasz te Obławy i Motorbreathy i to bardzo ładny wybór: bardzo energetyczne utwory, które dają do pieca jak mało co. Ale one mnie w połowie tak nie obchodzą, jak "Umieraj". No, może Obława czasami, ale Obława ma w sobie coś posągowego, patetycznego, przez co brakuje jej lekkości - może mnie rozgrzać do czerwoności, mogę wyć i się spocić, ale nie mogę LATAĆ. A "Umieraj", to jest bieg do utraty tchu! To jest puszczenie cięciwy i lot w nieskończoność!
Od drugiego refrenu oczywiście muzycznie robi się to pankrock najlepszego gatunku, ale to tylko wehikuł dla Jeźdźców Rohanu. Nie mamy szans - trudno! Ale zrobimy najpiękniejszą rzecz w naszym życiu, taką, dla której warto było żyć, warto będzie umrzeć, co nas to w ogóle obchodzi!
Tyler Durden pisze:
nie jestem w stanie zrozumieć rozsmakowania się w wizji umierania, odchodzenia, przechodzenia "na drugą stronę" i tak dalej
o takich sprawach porozmawiamy sobie, jak dojdziemy do Wiosny na wygnaniu, ale tutaj te słowa w ogóle skrajnie nie pasują! "Umieraj" nie jest żadną wizją odchodzenia, jest
WALKĄ! Jest więcej niż walką, jest unoszeniem się nad polem bitwy z wielką, nieprzepartą radością w sercu, radością pomimo wszystkiego i wbrew wszystkiemu! Hiob został bardzo, bardzo daleko w dole, siedzi w popiele i układa "Wiosnę na wygnaniu". Oczywiście więc wróci, i to rychło, ale tutaj o nim skutecznie zapomnieliśmy. I ta trójka utworów, których nie lubisz (chyba już wszyscy wiemy, o które chodzi), to one są sercem i esencją Luny, ale właśnie w tej trójce, w takim układzie - bo nawet jeżeli Tren i Wiosnę uznałbym za samodzielnie lepsze, to bez "Umieraj" w środku nie ma
tego wystrzału, tej gazeli i tego, że to jest
piękne!.
elsea pisze:
Pytania "co w tym jest pięknego" od jakiegoś czasu nie wywołują we mnie żadnej potrzeby rozmowy, bo to jakby z definicji próba wpasowania sztuki (lub przyrody, lub czegokolwiek) w jakąś formę, która pokaże, gdzie dzieło pasuje do wzorca piękna. Albo udowodnienie, że nie pasuje*. Jakby jakiś był.
Prośba "opowiedz mi o tym, co czujesz, kiedy na to patrzysz czy tego słuchasz" jest otwierająca i pozwala mieć nadzieję, że autorowi naprawdę zależy na (roz)poznaniu i relacji z drugą osobą. To lubię.
No jasne - dlatego ta uwaga:
Tyler Durden pisze:
Zaglądałem, ale tam więcej o uczuciach i zachwytach, wbrew pozorom.
wydaje mi się kompletnie
missing the point. Można pisać o partyturach, tonacjach i triolach i pewnie, że jest to często bardzo interesujące, ale kiedy wkraczamy w rejony dziesiątek i pytań o to, "dlaczego aż dziesięć", to nie wystarcza, bo tu już trzeba wejść w trudną sztukę opowiedzenia, co ta muzyka robi z człowiekiem, dokąd go zabiera. Zaproponowałem poczytanie tamtych dyskusji sprzed 10 lat, bo uważam, że nigdy w historii forum ta sztuka nie udała się tak dobrze, jak wówczas, po premierze Luny. I nic Ci nie da lepszych odpowiedzi, niż zagłębienie się w tamte przeżycia, choćby były Ci zupełnie obce.
Dziesięęęć!