Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 20:38:27

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 77 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: pt, 25 stycznia 2019 07:11:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 18 października 2014 08:01:45
Posty: 241
Fajny utwór, taki na 7/10

_________________
Dzień jeszcze trwa i wszystko można


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 25 stycznia 2019 09:32:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 14:34:22
Posty: 17234
Skąd: Poznań
Tyler Durden pisze:
No i pełno wspomnień - z imprez, koncertów, samotnych i grupowych wyjazdów w Tatry


"Opowieść" zajęła poczesne miejsce w spływach. Co prawda noce były wtedy krótkie i letnie, ale to nic. Siedzieliśmy przy ognisku do późna, brałem gitarę i grałem "Opowieść zimową", w spokojnej aranżacji. Po słowach "jak cicho obok nas" robiłem kilka sekund przerwy i faktycznie czasem ledwo gdzieś w dole szumiała Wda czy Piława albo trzasnęła gałązka w ognisku. Piękne chwile!

Chętnie obejrzałbym jakiś sensowny alterteledysk do tego utworu.

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 25 stycznia 2019 10:32:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
U mnie też zaczęło się od Listy Trójki.

Listy słuchałem już w pierwszych jej latach - zazwyczaj towarzysząc starszym kuzynom. Pamiętam "Skórę", pamiętam "Brothers in arms", czy "Poranną wiadomość". Potem od czasu do czasu słuchałem już samodzielnie - pamiętam "Nie pytaj o Polskę" czy "Wyspy". W 1990 trochę przestałem słuchać, ale na początku 1991 znów - pewnie to było na feriach zimowych - u kuzyna podsłuchałem, pamiętam "Promise me" na pierwszym. No i potem postanowiłem, że od tej pory będę już słuchał regularnie, mało tego - nawet zapisywał. Zapisywanie owo kultywowałem prawie do końca studiów. W każdym razie w pierwszym notowaniu, jakiego słuchałem po przerwie na pewno na pierwszym miejscu było "Disappear". Mogło to być notowanie, w którym debiutowała "Opowieść zimowa", ale nie musiało, bo rzeczone "Disappear" było na szczycie bodaj cztery tygodnie. Nie pamiętam, czy znałem wtedy Armię, czy usłyszałem wcześniej w Trójce "Aguirre" lub "Saluto", tym samym nie potrafię powiedzieć, czy "Opowieść" była moim pierwszym utworem Armii, ale na pewno pierwszym, który wrył się mocno w głowę. Wspomnę też sprawę dość kuriozalną - Niedźwiedź miewał dziwny zwyczaj zmieniania tytułów niektórych utworów. Że tytuł jednej z piosenek Formacji Nieżywych Schabuff mu się brzydko kojarzył i go zmienił - pal diabli, niech mu już będzie. Co mu przeszkadzał "Generał Ferreira"? Nie wiem. Ale dlaczego zmienił tytuł omawianego utworu na "Zimowa opowieść", to już dla mnie przekracza granice absurdu.
Tak, pamiętam tę tajemniczą zwrotkę i refren zagadywany już przez Niedźwieckiego, bo utwór - o paradoksie - nigdy nie opuścił poczekalni. Pamiętam tę swoją ciekawość - cóż tam jest dalej? Co się kryje w tym refrenie i za nim? Kilka tygodni musiałem się zadowalać tą zwrotką i zagadywanym refrenem, bo kaset chyba jeszcze wtedy nie kupowałem (ale zacząłem już po kilku miesiącach). Wyratował mnie piątkowy Brum - najpierw nagrałem z niego (podobnie jak Arasek, zawsze miałem przygotowaną kasetę) "Kochaj mnie" i "Przebłysk". A po kolejnym tygodniu czy dwóch zapowiedziano "Opowieść zimową", więc wcisnąłem record. Słucham, nagrywam... A trzeba ze wstydem przyznać, że miałem wówczas brzydki zwyczaj pomijania dłuższych fragmentów instrumentalnych (głównie z powodu małej ilości kaset w porównaniu z ilością muzyki, którą chciałoby się nagrać) - pamiętam że przy takim "Kocham wolność" wyłączyłem nagrywanie po drugim refrenie, bo przecież potem jest tylko solówka i powtórzony refren, no to po co mi to. Słucham więc, nagrywając, tej "Opowieści", no i gdy po drugim refrenie przychodzi wyciszenie i uspokojenie, to myślę: Dobra, outro już sobie daruję. I wyłączyłem nagrywanie, zadowolony z siebie wyszedłem do łazienki, czy kuchni.
Radio nie grało przesadnie głośno, więc jakież było moje zdumienie, gdy wracam do pokoju, a tu Budzyński znów śpiewa tę samą melodię. O jasna cholera, co się stało?! Rzuciłem się do wieży i wcisnąłem nagrywanie na nowo... Skutek tego był taki, że potem przez lata, oprócz nabytej niedługo kasety, miałem też "Opowieść" w wersji, w której po drugim refrenie, następuje uspokojenie, aż tu nagle Tomek wchodzi z:

rze!
Uśmiech na dnie,
głupiec na chmurze!


:|

W skrócie - mój ukochany utwór Armii i całego polskiego rocka chyba też (no, na pewno podium). Gitary akustyczne, "symfoniczna" końcówka i mistyczny tekst od pierwszego razu chwyciły i nie puszczają.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Ostatnio zmieniony pt, 25 stycznia 2019 10:39:43 przez Peregrin Took, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 25 stycznia 2019 10:37:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 19 listopada 2004 15:47:56
Posty: 11811
Co do opowieści zimowej - bardzo fajnie czyta się te wszystkie opisy, poznałem ten utwór dosyć późno (chyba przy Soul Side Story I)...
Jeśli chodzi o samą wersję płytową to byłoby pewnie mocne 8... wersja koncertowa z płyt 9-9,5... ale dochodzą przecież wspomnienia koncertowe... a jednak ten kawałek bardzo często właśnie w tej wersji "live" uderza najmocniej...i trafia... Do tej pory pamiętam grudniowy koncert w klubie Loch Ness (13 grudnia? 2009? Chyba tak)... No, wybrzmiało to wtedy...
Dobra, nie bez wyrzutów sumienia: 9,9/10... :D

_________________
Więc dokąd, dokąd ta wędrówka
Posmutniał król i zadął w róg
Przeciwnik straszy, pielgrzym idzie
A pyta zawsze Bóg


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 25 stycznia 2019 10:45:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
A, jeszcze jedno skojarzenie - był kiedyś taki pisarz SF Maciej Żerdziński, kilka osób na forum kojarzy. Miał on zwyczaj wrzucania do swoich opowiadań aluzji rockowych - było opowiadanie "Dzień na wyścigach", bohaterowie nosili imiona Aldritch lub Ravaughan itp. No i miał on - chyba najlepsze w karierze - opowiadanie "Krew i deszcz". Zagadnąłem go kiedyś przy piwie, czy ten tytuł to może aluzja do zwrotki "Niewidzialnej armii". Odpowiedział coś na kształt:
- Nie, wiesz, ja Armii w sumie nie znam. Kojarzę tylko jeden utwór chyba, ale jest rewelacyjny. Tylko nie pamiętam tytułu. Coś tam w refrenie było, że ryby śpią w oceanie... Jakoś tak.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Ostatnio zmieniony pt, 25 stycznia 2019 22:12:34 przez Peregrin Took, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 25 stycznia 2019 10:51:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Peregrin Took pisze:
był kiedyś taki pisarz SF Maciej Żerdziński, kilka osób na forum kojarzy


Jesteśmy trochę znani w środowisku pisarzy SF! :D

Peregrin Took pisze:
miałem wówczas brzydki zwyczaj pomijania dłuższych fragmentów instrumentalnych (głównie z powodu małej ilości kaset w porównaniu z ilością muzyki, którą chciałoby się nagrać) - pamiętam że przy takim "Kocham wolność" wyłączyłem nagrywanie po drugim refrenie, bo przecież potem jest tylko solówka i powtórzony refren, no to po co mi to


Ależ wyznania! Miałem podobny problem, ale nie wpadłem na takie rozwiązanie. Za to selekcja była ostra, czego nie raz potem żałowałem :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 25 stycznia 2019 15:15:25 

Rejestracja:
sob, 28 listopada 2009 17:01:35
Posty: 227
Jeden z tych utworów koło których nie potrafię przejść obojętnie, który nie gra sobie gdzieś tam w tle. Jazda bez trzymanki genialna w każdej powłoce.
10/10

Kiedyś magnetofon wciągnął Legendę (dramat!), co zaowocowało lekkim rozciągnięciem taśmy w momencie sprzężenia. Nie mam magnetofonu >15 lat, ale za każdym razem w wifonowej wersji słyszę to spowolnienie, niezależnie od nośnika :) ('Nie ja' po drugiej stronie wydawało się nietknięte.)


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 25 stycznia 2019 17:11:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 19:20:04
Posty: 14518
Skąd: nieruchome Piaski
Możliwe, że już o tym wspominałem, ale nie zaszkodzi powtórzyć. Materiału z "Legendy" nigdy nie dane mi było usłyszeć na żywo w dobie oryginalnego składu, choć być może "Exodus" daje jakaś namiastkę obecności w poznańskiej Arenie. Właśnie tym dwóm kasetom zawdzięczam kontakt z "Opowieścią zimową", "Tym czego nigdy nie widziałem", Gdzie ja tam będziesz Ty", "Legendą".
"Opowieść" to po prostu pieśń, o której myślę, że we mnie była, zanim ją usłyszałem. Koniec drugiej zwrotki zdawał się zawsze dramatyczny, tak bardzo trzeba zabiegać o to, by Zły nic nie wiedział. Refren wzruszał, bo jak przy takich dźwiękach, pełnych mocy, pytać niepewnie o przyjaźń z kimś? A może przyjaźń z Nim, Tym, Który powróci, przyjdzie po raz drugi? Apokalipsa, ryby drżą.
10!

_________________
Go where you think you want to go
Do everything you were sent here for
Fire at will if you hear that call
Touch your hand to the wall at night


Ostatnio zmieniony sob, 26 stycznia 2019 20:08:46 przez Miki, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 25 stycznia 2019 18:57:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Uświadomiłem sobie w ostatnich dniach, że to głównie Opowieść zimowa spowodowała, że napisałem ten swój tekst o płycie Legenda. Z Opowieścią właśnie wiązały się najsilniejsze przeżycia i odkrycia, którymi chciałem się podzielić. A wcześniej było tak, że nie rozumiałem skąd takie dojmujące wrażenia - a wyjaśnienia czasem wpadały mi w ręce, jak na przykład opis misterium tremendum na wykładzie Tischnera, z czego wziął się ten fragment:

Cytat:
Zacznijmy od Bierdiajewa, który podkreślał, że „lęk, zawsze związany z niebezpieczeństwem empirycznym, należy odróżnić od p r z e r a ż e n i a, wiążącego się nie z niebezpieczeństwem empirycznym, a transcendentnym, z tęsknotą bytu i niebytu”. Przypominał też, że „Kierkegaard odróżnia Angst od Furcht”, gdyż „według niego Angst jest pierwotnym fenomenem religijnym”. Myśl tę rozwinął Rudolf Otto, opisując doświadczenie misterium tremendum et fascinans, które ma przejawiać się właśnie w irracjonalnym lęku: o różnym natężeniu, ale przeżywanym zawsze w oderwaniu od życia codziennego, a to dlatego, że jego źródła – co wyraźnie podkreślał niemiecki fenomenolog - znajdują się poza rzeczywistością dostępną zmysłom (mogą więc wydawać się urojone). Misterium tremendum - „przerażająca tajemnica” – to, według autora „Świętości”, sposób w jaki człowiek postrzega numen, czyli boskość. Poczucie grozy, wywołane przez zetknięcie się z „innym wymiarem”, z „nadrzeczywistością”, wywoływać może bardzo silne reakcje: niemiecki badacz pisze o osłupieniu, stuporze. „Jak cicho obok nas / Jak cicho tu i tam / I niemy krzyk, gdy serce drży” – słyszymy w „Opowieści zimowej”. I dalej: „Nie mogę znieść / Nie mogę ci nic powiedzieć” - wszak doświadczenie misterium tremendum, według Otto, zwykło wymykać się pojęciom, można o nim powiedzieć dokładnie „tyle co nic”.


Jeśli chodzi o dzień świętej Łucji, to ta historia zawsze robiła na mnie wrażenie, zwłaszcza, że pasowała do groźnego, niesamowitego, barbarzyńskiego nastroju Opowieści. I też sobie to rozwinąłem w oparciu o słowiańskie legendy.

Najpierw wprowadzenie w źródła gwałtowności Opowieści:
Cytat:
W swym „Traktacie o historii religii” Mircea Eliade zawarł następujące spostrzeżenie: „Już proste wpatrywanie się w sklepienie niebieskie wzbudza w świadomości człowieka pierwotnego przeżycie religijne”. Eliade mówił też o znaczeniu takiego aktu dla świadomości człowieka: „Takie proste wpatrywanie się, kontemplacja, równa się objawieniu. Niebo objawia się w całej swej rzeczywistości: nieskończone, transcendentne. Sklepienie niebieskie jest w najwyższym stopniu „czymś całkiem innym”, różnym od tego maleńkiego skrawka ziemi, który zajmuje człowiek i jego przestrzeń życiowa”. Rumuńskiemu religioznawcy wtórował Aleksander Gieysztor: „Niebo jako sklepienie gwiaździste i słoneczny bezmiar powietrzny miało i ma zawsze najwyższą wartość mitotwórczą i w ogóle religijną. (…) Niebo objawia mianowicie bezpośrednio każdemu patrzącemu nań w dzień i w nocy swoją moc sakralną wychodzącą ponad człowieka, prowokuje swym widokiem najgłębsze ludzkie zadziwienie światem”.


I samo domniemane sedno :wink: :
Cytat:
Doświadczenie sacrum przejawia się w świadomości człowieka na różne sposoby (do czego zresztą jeszcze będziemy wracać) - jednym z nich jest bojaźń. Strachem podszytych fragmentów „Legendy” można znaleźć co najmniej kilka, ale najwyraźniejszy jest on w „Opowieści zimowej”. Utwór ten zdaje się mówić wprost o tym, że świat może zostać zniszczony. „Wiatr się zrywa”, „bije dzwon”. I nawet „ryby drżą w oceanie”. Jest takie miejsce w tym utworze - wyciszenie między drugą i trzecią zwrotką - które obrazuje, w moim odczuciu, właśnie ten moment: świat staje na krawędzi i nie wiadomo co się dalej stanie. Słychać dziwne odgłosy: jakby echa kosmicznej walki, w momencie kosmicznego przesilenia.

Warto zatrzymać się w tym ważnym dla struktury płyty momencie, by przytoczyć jedną ze słowiańskich legend, zrekonstruowaną przez Gieysztora w „Mitologii Słowian”. W legendzie tej jest mowa właśnie o kosmicznym konflikcie. Otóż „podstawowe składniki opowiadania są następujące. Bóstwo jest wysoko, zwykle na górze, w niebiosach, gdzie przebywa ze słońcem i księżycem, lub na wierzchołku trójdzielnego drzewa patrzącego na cztery strony świata. Nieprzyjaciel jest nisko, wśród korzeni drzewa, na czarnym runie. Nieprzyjaciel kradnie bydło, chowa je w pieczarze, za skałą. Sam zaś ukrywa się pod postacią człowieka, konia, krowy, chowa się pod drzewem lub pod kamieniem. Bóstwo piorunów konno lub na wozie rozłupuje drzewo piorunem lub młotem i spala je, lub też rozbija kamień. Po zwycięstwie następuje uwolnienie wód, padają deszcze. Nieprzyjaciel chowa się w wodach podziemnych”.

Mit ten, w którym uderzenie pioruna i owo „uwolnienie wód” oznaczało pierwszą, wiosenną burzę, miał objaśniać cykliczne umieranie i odradzanie się świata przyrody. Okazuje się, że niektóre znaczące elementy tego opowiadania odnajdziemy również na płycie „Legenda”: mamy tam przecież i walkę z Nieprzyjacielem („Zły” w „Opowieści zimowej”) i szczęśliwe zakończenie w postaci gwałtownej burzy („Dla każdej samotnej godziny”). Można by więc zaryzykować twierdzenie, że ta dawna mitologiczna opowieść, stanowi w jakimś stopniu kanwę dla historii opowiedzianej przez zespół. Sądzę, że podobieństwa, z którymi mamy tu do czynienia, są na tyle wyraźne i ciekawe, żeby sprowokować sięgnięcie po inne słowiańskie legendy.


I jeszcze żeby nie pisać o samych strachu, bo w Opowieści jest przecież i walka i afirmacja, to fragment dotyczący -
Cytat:
kwestii miejsca człowieka w kosmosie, a konkretnie udziału bohatera „Legendy” w omawianym kosmicznym dramacie. Wydaje się on znajdować rzeczywiście dokładnie pomiędzy antagonistami. W mitologii Słowian ta sfera zaludniona była rozmaitymi pośrednikami. Niektórych przedstawił Andrzej Szyjewski w „Religii Słowian”: znachor, wiedźma, czarownica, płanetnik. „Ich zadaniem – wyjaśniał - jest zachowywanie i przywracanie naruszonej równowagi w kontaktach z zaświatami, w relacjach między tym co destrukcyjne i tym, co życiodajne w kosmosie”. Dla nas szczególnie interesujący może być płanetnik, zwany też inaczej chmurnikiem, obłocznikiem lub zduhaczem. Gieysztor nazywa go „życzliwym duchem powietrznym”. Szyjewski mówi o płanetnikach, że „są to ludzie, którzy zostali wessani na niebo przez tęczę bądź chmurę i tam, w górze, zlecono im prowadzenie walki o żyzność, po czym odesłano z powrotem. Ich zadaniem jest gromadzenie odpowiedniej ilości deszczu i chmur ze ściąganej z ziemi wody, chronią też przed klęskami: ulewą i gradem. Ich wrogami są smoki gromadzące wodę czy też żmije”. Związek płanetników z toczącą się na przełomie zimy i wiosny kosmiczną walką jest ewidentny. Ale wspominam o nich również dlatego, że nie umiem inaczej wyjaśnić skąd wziął się w „Opowieści zimowej” „głupiec na chmurze”. „Czasem można ich dostrzec na niebie – czytamy u Szyjewskiego - w szerokoskrzydłych kapeluszach, z piorunowymi różdżkami w dłoniach, jak sznurami przeciągają chmury i zbierają grad w skórzane worki. Czasem schodzili na ziemię, by uprzedzić o zbliżającej się burzy”.



To są jednak glossy i zabawy intelektualne na marginesach, a prawda jest taka, że Opowieść zimowa działa na mnie wręcz organicznie. Coś jest w tym zestawieniu akordów, co przenika mnie do kości, coś jest w tej dynamice i tempie, że czasem nie jestem w stanie nie zareagować jakimś tańcem świętego Wita :wink: .
Tak było na przykład w Strzesze, gdy Gero, podczas podwieczornego grania, rozpoczął dynamicznie Opowieść - od razu z Bartkiem ruszyliśmy, a gdy dołączyło jeszcze kilka osób (Jasiek, Miki, Dyingbride - nie pamiętam kto jeszcze?), to... Gero przerwał! I dobrze, bo prawdopodobnie poszły by drzazgi - drewniane schronisko z drewnianymi krzesłami i stołami nie było gotowe na ostre pogo :) .
Ale wracając do meritum: na mnie Opowieść działa nawet w tej wersji midi, którą można znaleźć na youtube - nic na to nie poradzę :rabbit: .


Za podstawową dla siebie uznaję wersję wifonowsko-metalmindowską, ale tę izabelinowsko-arsmundyczną też uwielbiam. Daje ona fajny wgląd w trzewia muzyki, trochę jak duby w reggae. I tu łatwiej zauważyć na ilu planach cała rzecz się rozgrywa. Bo generalnie jest to pęd i czad, tak? Ale opiera się cały czas na intrygującej podstawie harmoniczno-rytmicznej, tworzonej przez trzy (czasem dwa - bez niskiego dopełnienia) dźwięki. One wybrzmiewają - wraz z akustykami - w zupełnie innej, podskórnej sferze, otwierają niesamowite przestrzenie, poruszają się w tle, jak tajemnicze postacie, co do których nie wiadomo: tańczą dostojnie czy też skradają się skrycie?
Inna sprawa, że sam pęd utworu zapiera dech w piersiach! Do tego dochodzi dramaturgia: części, które niespecjalnie kojarzą mi się z piosenkowymi zwrotkami i refrenami (to jednak inna struktura); zawieszenia wypełnione treścią, spiętrzenia, no i wiele innych elementów, w których widać geniusz producenta. Nie tylko sprzężenia, bogactwo akustyki, ale na przykład ten bas dogadujący w 1:32 i później (Banan, pamiętacie?) czy przejście po tomach (albo kotłach :wink: ) 4:12 - 4:18... Zresztą, jeśli mowa o Stopie, to jak nie wspomnieć o tym co robi na hajhecie i talerzach już na samym początku!

Nie nie, tego wszystkiego nie dam rady opisać. I wiem, że nie będę oryginalny, ale jednak Opowieść zimowa to dla mnie najgenialniejszy utwór Armii. Nic nie ma dla mnie porównywalnego nerwu (stopa Stopy!), tonu, ani nie niesie takiego bogactwa oszałamiających obrazów i wizji. Kosmiczny młyn, który równocześnie pachnie śniegiem, jeziorem i burzą. A błyszczą w nim nie tylko gwiazdy, ale i leśne próchno i szeleszczą liście, stukają o siebie gałęzie.

10/10

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 25 stycznia 2019 19:59:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 10 kwietnia 2011 17:14:16
Posty: 6963
Po takim dictum nic tylko zmilczeć albo pisać.
Pomyślałam w sercu swoim, że nic nie napiszę, nie będę łupać drewna po tym wszystkim, co dała mi Opowieść Zimowa. Tym bardziej nie będę oceniać, robić profanum z sacrum! Ale zmilczeć też niedobrze, to się zemści...
Uchwycić też to trudno po wielokrotnym przedawkowaniu, gdy najważniejsza wydaje się wdzięczność, że To się wogóle wydarzyło - tak dotykalna, empirycznie wyczuwalna mistyka. Lśnienie, pęd, iskrzenie w śniegu i gwiazdach, ryby w oceanie nie do pojęcia zmysłami, cisza obok nas, wiatr, gonitwa za wiatrem we śnie, krzyk całkiem głośny przez sen, ten dzwon bijący, ten niepewny przyjaciel.
Tyle co nic. Ale jeśli tyle wypowie człowiek, przeczuje raczej, to jaka to musi być potęga nie do opowiedzenia... Bajka głupca na chmurze - nie do uchwycenia w słowach. Tego naprawdę nie da się znieść, nie da się nic powiedzieć.
Słychać Stanclewo, symboliczne zadupie wszechświata. Każdy miał chyba takie miejsce, dla mnie to też Mazury - namiot rozbity w zapuszczonym ogrodzie za studnią, dom drewniany po staruszkach którzy do końca życia trzymali się za ręce, a po ciężkiej pracy kładli te ręce na stole, żeby odpoczęły.
Ale też fale morskie jakiejś nocy, bieganie po plaży na golasa, pytania rozpaczliwe - skąd ten blask? Ten dzwon, ten ptak?
Jak dotąd tylko ja, jak dotąd tylko Ty. Nie można tego przekreślić żadną sceptyczną logiką.

W 2011 katowałam dzieci odkrytą na nowo opowieścio zimowo i zebrałam laury, najpierw przypadkowo odkryte forum, a potem cała lawina - koncerty po latach, rozmowy na temat, awake po długiej zimowej nocy.

Jeżeli... to jest ta sama fala. Uwaźam, że wtedy, tamtym ludziom, udało się dotknąć tego, za czym każdy maca po omacku. Ocenię więc pro forma dla oceny :10, choć to tylko rzemiosło.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 25 stycznia 2019 20:15:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 14:34:22
Posty: 17234
Skąd: Poznań
antiwitek pisze:
bas dogadujący w 1:32


Zapomniałem o tym - oczywiście to świetny fragment!

Super, że przypomniałeś fragmenty Twych kultowych rozważań o "Opowieści" i całej płycie. :brawa:

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 25 stycznia 2019 20:42:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 30 czerwca 2014 20:20:04
Posty: 726
Skąd: Mazowiecki Park Krajobrazowy
Ja jeszcze wspomnę o niesamowitej Jacaszkowej wersji, miałem przyjemność usłyszeć ja na żywo i wraz z obrazem wyświetlanym na ekranie po prostu mnie pochłonęła, otoczyła wszystkie zmysły i uwiodła na nowo.

Dla niej też 10!

Zobaczcie, jak ten czad pięknie się przeistoczył w genialną elektronikę...

_________________
trochę o muzyce, książce, przyrodzie, ale najwięcej o bieganiu :lol:
https://meblooscianka.wordpress.com


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 25 stycznia 2019 21:15:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Przy ocenie tego utworu, ujawnia się całe moje paskudne dyletanctwo muzyczne, które w parze z jakąś niezrozumiałą dla mnie gorliwośćią tworzy zachowania trudne do opanowania i powściągnięcia. Jestem w tej niezręcznej sytuacji, że dla mnie Armia ze swoją Legendą jest zmierzchem, późnym popołudniem...sobotą przygody, końcem roku, który kończy wszystko to, co ważne... może jakimś spełnieniem, ale tym raczej fatalnym, pozostawiającym po sobie spaloną ziemię, łachmany... nawet wspomnienia....martwe fotografie.... dla mnie w 1991/1992 Armia kończy się "Legendą" i odchodząc zabiera z sobą mnie - jakie to potworne i niezręczne, ale... - mnie "prawdziwego". Dla mnie płyta "Legenda" jest końcem Armii. I tym związanym z faktem, że na długie lata przestałem jej słuchać, jak i tym bardziej konkretnym, cielesnym....

Dzisiaj, siedząc samotnie w kuchni, nie patrzę na to innaczej, lecz tylko spoglądam w innym języku - jeśli mogę tak powiedzieć - inne światło nadaje inne cienie, niepodobne, różne, w których pewność co do formy zmienia się i przeradza w nieuświadamiane przypuszczenia. Mogę to już powiedzieć, że Armia zadziwia mnie swoją feniksowością. Umiera za każdym razem na każdej płycie. Czy to dlatego, że żywią się kadzidłem i kardamonem, czy z innego powodu? Nie wiem.

W '86 pojechałem specjalnie do Jarocina aby ich zobaczyć i usłyszeć. Dokładnie w tej kolejności. Jestem człowiekiem słowa. Muzyka ma dla mnie siłę przeistaczania - na przykład w słowa, ale także - jak w tej formie muzyki klasycznej nazwanej "muzycznymi meblami" - w piec, krzesło, okno....aż do nerki... palca... włosów... oka.... śliny... no i jak gwiazdkować swoją śledzionę? Jak oceniać spotkanie ze sztuką, która zaczyna być moimi nadgarstkami? Co zrobić z włosami nieczesanymi od lat?... hmmmm... to powoduje, że jest mi trudno czytać tzw. "analizy rzeczowe" mojego krwioobiegu... niechęć do metody laboratoryjnej nie jest jednak odrazą do laborantów... :)... nie.... patrzę nawet czasami z ciekawością i respektem na ich osiągnięcia... lubię nawet je, zwłaszcza kiedy pisze o nich ktoś, kto ma swoje konkretne narządy wewnętrzne będące poza swoją kontrolą... ja tę pulsację tkanki kolorowej bardzo uznaję....

... no więc znałem Armię już dobrze z tych pierwszych utworów i chciałem zobaczyć człowieka o którym mówiono, że "sam nie wie, co się z nim dzieje podczas koncertów", bo ja nie wiedziałem, co się ze mną dzieje podczas ich słuchania... Jarocin 86', 87', 88', 89'... Róbrege... część z tych lat przeżywałem jako młody, nieszczęśliwy na poły satanista, na poły nie kochający nikogo hippis... takie niewiadomoco...stało się tak, że z miłością do muzyki przyszła miłość pierwsza, a tak się zdarzyło, że do dziewczyny z nałęczowskiego liceum plastycznego, która chodziła dwie albo trzy klasy niżej od Toma... zamieszkiwałem wtedy w Nałęczowie w chacie bliźniaczo podobnej do tej ze Stanclewa....i w Kazimierzu nad Wisłą...czytałem na polach poezję Rimbauda, Eliota i słuchałem Doorsów, Joy Division i Armii... dziewczyna zaproponowała mi nawet poznanie się z Tomem, z czego ja ogniście nie skorzystałem, bo dla mnie wokalista i twórca tego pokroju musiał już nie żyć... no i cała "Legenda" (Legenda, która ma tylko podtytuły!) jest dla mnie spojrzeniem na tamtego mnie - nieszczęśliwego półtrupka :)... nie mam zdania na temat kultowości opowieści zimowej, na temat warstwy muzycznej, różnicy w miksach, przesłania - choć szczerze się cieszę czytając np. pisanie Gera, Tylera, Arasa, Pippina...... i Was wszystkich - dających co najmniej 9 hehehe :) - słuchając Opowieści wspominam i widzę ten las z wieżą i dzwonem - trafiłbym tam dzisiaj, czuję oczekiwanie i porażkę słów, słyszę ciszę obok nas i nic, albo jeszcze mniej w długą zimową noc....

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 25 stycznia 2019 21:30:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Znaczy 10? :)

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 26 stycznia 2019 00:33:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 11 lutego 2009 23:19:00
Posty: 1637
Skąd: Warmia/Poznań
Ocenę 10/10 podtrzymuję, choć wiem, że może plus 2-3 punkty dostała u mnie z racji bycia kultową w dyskografii Armii. Ale to chyba dobrze, w końcu porządny zespół rockowy powinien mieć jeden nie koniecznie przebój, ale właśnie kultowy utwór, taki który stanowi esencję stylistyki zespołu.

Zrobiłam sobie teraz odsłuch trzykrotny pod rząd, z zamiarem wyłowienia tekstu (bo widzę, że o samej warstwie muzycznej nie bardzo potrafię pisać, ani tym bardziej opisać). I po fakcie widzę, że ten tekst opiera się przed otwarciem (coś jak „Przed prawem” Kafki). Wiem, że to słowo jest wyświechtane, ale oddaje ono aurę „Opowieści zimowej” – tekst jest TAJEMNICZY, albo może lepiej TAJEMNY. Aż się irytuję, że może go nie rozumiem, bo nikt mnie nie WTAJEMNICZYŁ, (dziewczyno, no przecież Władca pierścieni, chrześcijaństwo, Buber...) zwłaszcza w obrazy (moje pierwsze skojarzenie powstające w wyobraźni z tytułem to przecież piękny OBRAZ (a nie muzyka): w lesie ptak, na wieży dzwon plus Don Kiszot). Bo co znaczy: ptak, wieża, pustynia, głupiec na chmurze? Pewnie jest wiele znaczeń, jak to w poezji. Ale mimo to, chciałoby się (nie chciałoby się ?) ODKRYĆ to PRAWDZIWE znaczenie, do którego zawsze można wrócić i poczuć się jak w domu. A inne interpretacje, snucia też niech będą…

Przy odsłuchu odkryłam linijkę: skąd w białej mgle zniszczony płaszcz . Nigdy jej nie słyszałam. A usłyszałam na nowo: czy przyjdziesz znów, daleko stąd i nie mogę Ci nic powiedzieć.

Obecności na tym forum zawdzięczam swoją pracę licencjacką na germanistyce. Pisałam o „Opowieściach chasydów” w kontekście dialogiki Martina Bubera. Czy ryby jeszcze drżą w oceanie – to był ten punkt zaczepienia. Wierzcie lub nie, ale w związku z omawianiem „Opowieści zimowej” wyciągnęłam tę pracę i zaczęłam czytać fragment dot. anegdoty „Fische im Ozean”. Nawet nie od czapy były te moje wywody, uff :D , nie jakoś super odkrywcze, ale przynajmniej logiczne i gramatycznie ganz korrekt.
O swoich związkach ze świętą Łucją, to już pisałam.
Pytania:
Czy tytuł jest zaczerpnięty z premedytacją z Szekspira lub (w co wątpię) z Heinricha Heine ("Deutschland. Ein Wintermärchen")?
Jak rozumiecie trzy bajki jeszcze raz ? Czy coś oprócz skrótu od trylogii „Władca pierścieni”?

Na koniec muszę napisać, że bardzo, bardzo zazdroszczę wspomnień tym forumowiczom, którzy pierwszy raz zetknęli się z „Opowieścią zimową” wtedy, na początku lat dziewięćdziesiątych, w czasie rzeczywistym jej wyjścia na świat. Ja mam takie doświadczenia przede wszystkim od Procesu i Mora, ale to już nie to...

_________________
CO ROBISZ NA NASZEJ ULICY
Co robisz na naszej ulicy, pomiędzy samochodami,
koniu?
Co słychać u twoich kuzynów, centaura i jednorożca?

Charles Reznikoff


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 77 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group