Cytat:
Różnice są ok. Sam przecież byłem za opublikowaniem wpisu Bogusia o Toni - szczególnie po jego przeczytaniu. Ale fakt przeszkadza mi forma. Niezwykła nieumiejętność może być przyznasz interpretowana jednoznacznie - wg Ciebie w 2005 Maciej nie umiał na bębnach grać. A przecież obiektywnie umiał (proszę wyjątkowo nie dyskutujmy o obiektywizmie w muzyce)- miał za sobą już wtedy 2 płyty z kultowym Dumpem w którym był najważniejszym elementem.
Pozwól, że tu nie będę powtarzał tego co napisałem wcześniej – odniosłem się już i do kwestii formy języka i do sprawy gry Ślepego, uważam, że wystarczy.
Cytat:
Ostatnio gadaliśmy z Budzym o byłych perkusistach i przyznał, że bardzo mu brakuje tego transu ślepego i ślepokmietów. Po Macieju żaden z chłopaków juz tak nie grał. Tak jak żaden "tak" nie grał po Jasiu, Stopie, Beacie etc. Przecież wystarczy żebyś napisał (jak inni) że bębny na UT są najsłabszym ogniwem. To jednak nie musi być imputowaniem Ślepemu braku umiejętności. Dodam na marginesie że bębny były nagrywane u Lizty w Puszczykowie i Robert był w szoku jak fajnie Ślepy grał na tej sesji, jakie aranże i jakim soundem.
Dobrze tylko, że to co piszesz powyżej niespecjalnie mogę komentować – wierzę, że tak było, ale różnice między mną, a Litzą, Budzym i Tobą to normalna rzecz. Taka sama jak moja zgoda z Wojtkiem Waglewskim, Dominikiem Bukowskim czy Wojtkiem Mazolewskim. Taka licytacja przecież nie ma najmniejszego sensu...
Nie interesuje mnie zresztą aspekt erystyczny w naszej rozmowie. Nie mam zamiaru Cię do niczego przekonywać i jedyne co robię to piszę co uważam i tak jak uważam za stosowne.
Cytat:
Kończąc temat Ślepego - to przepraszam ale wkładanie do jednej szufladki Piotra i Przemka powoduje że to ja mam uzasadnione wątpliwości jeśli chodzi o Twoje kompetencje w ocenianiu perkusistów
Heh. Widzisz - tutaj jest inna bardzo istotna różnica między nami, którą widać jak na dłoni. Ten temat często podejmuje np. Marcin Masecki i zgadzam się z takim ujęciem sprawy - dla mnie (i dla niego) muzyka jest
jedna. I porównywanie niemal wszelkich muzyków ze sobą jest dla mnie dopuszczalne, bo zależy od przyjętych kryteriów i nie muszę Twoich dokładnie znać, by już być pewnym, że są dalece inne niż moje. I dlatego nie jest dla mnie gwałtem to co powiedział kiedyś tam np. Wagiel, że
płyty Cypress Hill mają dla mnie więcej wspólnego z bluesem niż Joe Bonamassa. I tak dalej i tak dalej...
Cytat:
wymień z 3 - ograniczając się dla ułatwienia tylko do Prozesu.
Spoko. Tu od razu zaznaczam jedną rzecz – mnie nie bardzo interesuje kwestia formy [w takim ujęciu jak interesuje ona np. tych, którzy lubują się w tzw. analizie muzycznej]. Oczywiście mógłbym jutro usiąść z jakimś znajomym muzykologiem, porównać zapis nutowy i wskazać podobieństwa, które potwierdzają [lub nie], że Paweł Klimczak pod względem np. riffów nie był specjalnie oryginalny – (zresztą Budzy przy mnie kiedyś powiedział skąd część tych które są na Procesie wziął hehe) uważam jednak, że nie tędy droga, albo przynajmniej nie moja w dobieraniu się do muzyki bo twierdzę, że można perfidnie zerżąć jakiś riff i dalej pozostać oryginalnym.
Rzecz leży uważam głównie w artykulacji wynikającej z:
- warsztatu,
- relacji między wrażliwością a intelektem,
- pewnego – własnego – wewnętrznego podejścia do grania,
- talentu, czy pewnej naturalnej muzykalności, której nie da się wyrobić. Niestety – albo się z tym rodzisz albo nie.
I uważam, że każdy kto zjadł zęby na muzyce dobrze to wie. To po prostu czuć, że ktoś gra pewnym, bezkompromisowym i swoim dźwiękiem, który nabiera cech języka i [analogicznie] czuć kiedy ktoś tego nie ma. Gdzie w teorii wszystko się zgadza, bo np. ktoś posiadł wiedzę i umiejętności w takim stopniu, że może komponować i grać na okrągło i to ciągle
nie jest to. Książkowy przykład - Leszek Możdżer, zawsze się zastanawiałem dlaczego z jego muzyką nie czuję żadnej łączności, a potem okazało się, że ze względu na wykryty we wczesnym dzieciństwie słuch absolutny był katowany ćwiczeniami i po latach przyznaje, że on tak naprawdę nie wie co to znaczy być muzykiem… Piszę to po to by zaakcentować różnicę pomiędzy muzykowaniem a umiejętnością układania dźwięków. Tu bardzo ważne są też słowa Hendrixa (swoją drogą – w mojej opinii - najgenialniejszego muzykologa wszech czasów) kiedy mówi MOJA MUZYKA TO JA.
I tu docieramy do sedna sprawy jeśli chodzi o Pawła Klimczaka; uważam, że podobny proces – gdy grał w Armii - nigdy nie zaistniał. Był niezłym kompozytorem i wykonawcą na wysokim poziomie, ale nigdy muzyka Armii nie była
jego, gdzie w przypadku Popkorna i Bryla nie mam żadnych wątpliwości, że było odwrotnie. Nie muszę nawet tej muzyki lubić, ale wydaje mi się niemożliwe zignorować to, że oni grali
siebie w Armii - mieli swoje brzmienie, ekspresję i nie można ich było z nikim pomylić. Z nikim. Tak samo z Bananem tylko instrument inny. U Pawła Klimczaka niestety było inaczej – on [w moim odczuciu]
grał w stylu Armii a to poważna różnica i stąd mój zarzut o brak własnego stylu.
I zarówno przy Procesie jak i Ultimie to wrażenie mnie nie opuszcza, a wystarczy, że do głosu dochodzi Budzy, czy Banan coś zagra na waltorni, i skok jest ogromny. Picasso kiedyś powiedział
chciałem zostać malarzem, a zostałem Picassem. Paweł Klimczak został zaś gitarzstą, podczas gdy Bryl został Brylem.
Edit: to co dorzuciłem rano umieściłem w kwadratowych nawiasach.