Jarocin 2008 zaczął się dla mnie średnio miło, gdyż pierwsze co mnie spotkało to było przeszukanie mnie, osób mi towarzyszących i auta przez Urząd Celny (prawdopodobnie w celu znalezienia narkotyków, ale pewnym nie jestem, bo nie pytałem)
Na małej scenie byłem pierwszego dnia, zespoły były o niebo lepsze niż w zeszłym roku. Niewiele mi wpadło w ucho, bo właściwie wpadłem zobaczyć Skambomambo które znałem z płyt. Koncert był dobry, prawdopodobnie fakt, że to mała scena i czas goni nie pozwolił zespołowi rozwinąć skrzydeł, niemniej zagrali całkiem porządny secik, dużo energii, dobry kontakt z publiką i zachowanie na scenie. Ciekawym był również zespół Snowman, który gra jakieś jazzujące chillauty - fajne, ale nie pasowało mi ani do festiwalu, ani do pory grania.
Piątek Duża Scena:
Kumka Olik - nie widziałem
Napszykład - ciekawe połączenie rocka (post-rocka?) z hip-hopem, świeża muzyka, niecodzienne pomysły, szkoda tylko, że teksty nie bardzo dało się zrozumieć.
Koniec Świata - już nie moja bajka
Waglewscy - na początku wyszedł Wagleś z gitarą i plumkał sobie utworki Voo Voo, z każdym kolejnym utworem przychodził kolejny muzyk i się rozkręcało, szybciej, ciekawiej, z wieloma improwizacjami, solówkami, wariacjami. Na płycie nuda - na koncercie przeciwnie.
Kryzys - całkiem przyjemny koncercik, same hity ;] Chociaż miejscami słychać było jakieś niedociągnięcia, to jednak dodawało to smaczku. No i Brylewski powinien oddać mikrofon komuś innemu. Pogo pod sceną, dobra zabawa. Okay
Przemyk - Koncert genialny! Minimalistyczny, wkręcający, metafizyczny, porywający. Renata ma wspaniały głos i potrafiła to zaprezentować. Jedyny minus to, że w piosence "Kochana" nie wyszła Nosowska i nie zaśpiewały razem.
Nosowska - koncert ciekawy, jako że nie przebadam jakoś bardzo za tą panią tym bardziej chciałem zobaczyć jak wypada na żywo. I było okay, utwory pozmieniane w stosunku do płyt, bardziej żywiołowe, szczególnie "O Tobie". Interesujący eksperyment z chórem w jednym utworze, urzekające. Aczkolwiek równie dobrze mogłoby być to wszystko bez wokalistki i tak samo fajne by było.
Brett Anderson - nie dość, że strzelał fochy i chciał odwołać swój występ z powodu opóźnienia to męczył strasznie, Melancholia i nuda. Na drugim utworze wyszedłem, od znajomych słyszałem, że nic podczas kolejnych utworów się nie zmieniło co do jego grania, więc nie żałuję opuszczenia.
Organizacja pozytywnie, szczególnie ochrona "Tiger", która zachowywała się normalnie. Pomagała jak ktoś pytał, tłumaczyła, po ludzku do wszystkiego podchodziła.
edit :
Dzień drugi.
Przybylim gdy CKOD wchodziło na scenę, więc był czas by pogadać ze znajomymi. Potem Vavamuffin, które zanudziło mnie strasznie. Następnie było Lao Cho. Koncert był w porządku, dużo energii i emocji. Nowe utwory lepiej brzmią na koncercie niż na płycie, jednak i tak nie przekonują mnie tak jak te z PW czy Guseł. Jakieś takie biesiadne mi się wydają. Poza tym nie zagrano Hydropiekłowstąpienie, co uważam za sporą pomyłkę. Peter Murphy dał również porządny koncert, miejscami się dłużyło, ale ogólnie in plus. Strachy Na Lachy z zakazanymi piosenkami zgromadziły największą publikę pod sceną w ciągu tych dwóch dni. Z racji tego, że SNL mają mniej więcej określony styl, było wiadomo jak mogą zabrzmieć "Zakazane Piosenki". I było całkiem przyjemnie. Ciekawe aranżacje, chociaż miejscami zaskakujące ("Wariat" Rejestracji i "Idzie Wojna" Siekiery), co pewnie niektórym mogło się nie spodobać, mi podeszło. W jednym momencie coś tam przestało działać, a że Budzy akurat był na scenie i ludziska krzyczeli "Siekiera", udało się usłyszeć "Idzie Wojna" z oryginalnym wokalem. Interesującą rzeczą były animacje puszczane na telebimie - "scenki" z życia za komuny zrobione za pomocą ludzików i klocków lego. Czekam na płytę i mam nadzieję, że goście również na niej wystąpią. Ostatnim zespołem było Asian Dub Foundation, które pobiło wszystkie inne wystąpienia. Żywiołowy, energetyczny występ, decybele i podkręcone basy, masa świateł. Sporo utworów z najnowszej płyty, ale udało się również usłyszeć starszy materiał. Do tego miłym akcentem było wspomnienie przez jednego z wokalistów o historii Jarocina.
Fajnie było spotkać znajomych, posiedzieć przy bezalkoholowym i sobie pogadać. Wyjazd uważam za udany.
Trzeciego dnia mnie już nie było.
|