Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest śr, 17 kwietnia 2024 01:26:41

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 70 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 06 września 2009 23:24:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 12 listopada 2004 11:50:58
Posty: 909
Skąd: strangeland
W wieku ok. lat 11 rodzice postanowili zorganizować mi jakieś sportowe zajęcia pozalekcyjne. Na pierwszy rzut poszedł tenis. Tenis??? Jaki tenis... Kto na podwórku grał w tenis?!!! :) Byłem chyba tylko raz na zajęciach i nic z tego nie pamiętam. :)
Na szczęscię w tym samym czasie w rzeszowskich Nowinach ukazało sie ogłoszenie o naborze chłopców do sekcji piłkarskiej klubu Zelmer Rzeszów (tak, tak, był taki klub). To był letni (lipiec lub sierpień) dzień roku 1990. Na pierwszy trening z podwórka wybrało się nas ok. 10 chłopaków z Baranówki 4. Na stadionie dzisiejszego Podhalańczyka przy ul. Langiewicza odbyła się wstępna selekcja - pamiętam, że było mnóstwo chłopaków (chyba z 50). Trzeba było wykazać się umiejętnościami prowadzenia piłki po prostej, slalomem oraz żonglerką. Po tych zadaniach trenerzy wyselekcjonowali mniejszą, chyba ok. 30 osobową grupę, która miała rozpocząć regularne treningi. Od nas z podwórka przeszli chyba wszyscy :)
Także zwartą grupą zaczęliśmy uczęszcząć na treningi. Okazało się że jest tam już zorganizowana grupa chłopaków z innego osiedla i szczególnie ci starsi postanowili nam urządzić falę ;) Pamiętam, że mocno mnie to zniechęciło do treningów, nie chciałem już grać, ale tata mi powiedział, że mam chodzić na treningi bo przynajmniej nie będę miał czasu na stanie pod klatką i palenie papierosów. I dzisiaj wiem, że miał rację i dziękuję mu za to.
Nie zapomnę do końca życia tego zapachu (co to jest?) jaki towarzyszył nam podczas treningów na boisku przy Langiewicza a unosił się z pobliskiego zakładu produkcyjnego Zelmeru. W tym przyzakładowym klubie spędziłem 8 lat przechodząc wszystkie szczeble rozgrywek od orlika przez trampkarza, juniora do seniora.
W roku 1998 po reorganizacji rozgrywek piłkarskich spadliśmy z drużyną seniorów do IV ligi. Był to koniec sekcji piłkarskiej klubu Zelmer Rzeszów. Część zawodników porozchodziła się po mniejszych klubach, a ja z kilkoma chłopakami trafiłem do Stali Rzeszów. W tym klubie spędziłem chyba najwspanialsze chwile w moim życiu. Trzeba powiedzieć, że od dzieciaka kibicowałem Stali. Rzeszów, jako miasto tzw. derbowe dzieli się na kibiców Stali i Resovii. Ja zawsze byłem "za Stalą" :) Po roku gry w IV lidze awansowaliśmy do III ligi. Nie zapomnę nigdy tej radości naszych kibiców. Można wiele złego mówić o kibicah piłkarskich ale ci ludzie naprawdę często poświęcają swoje prywatne życie, żeby dopingować swoją drużynę i za to mają mój szacunek na wieki.
Po awansie do III ligi moja kariera, a raczej przygoda, bo karierę to zrobił Boniek :) niestety szybko się skończyła. POgrałem jeszcze rundę jesienną i w roku 1999 w listopadzie zagrałem mój ostatni* mecz. Powodem niestety kontuzja...
Długo nie mogłem się pozbierać. Coś co wypełniało większość mojego czasu wolnego nagle przestało istnieć.
Paradoksalnie większa ilość czasu wolnego negatywnie odbiła się na moich wynikach w nauce - dopóki grałem w piłkę miałem stypendium naukowe na studiach. Jak przestałem grać, moje oceny poleciały w dół :)
Mój rozbrat z piłką trwał prawie 10 lat. Tzn. w międzyczasie oczywiście kopałem raz w tygodniu z kumplami z pracy, ale to nie to samo... Brakowało mi czegoś.
Aż nie wytrzymałem. W b. roku skończyłem kurs instruktora piłki nożnej :) Trenowałem już dzieciaki przez 2 miesiące - niezłe wyzwanie :) Niestety z braku czasu na razie zawiesiłem ten temat.

*Dodatkowo wznowiłem treningi piłkarskie i dziś jestem piłkarzem jednej z podwarszawskich drużyn w B klasie (najniższej klasie rozgrywkowej). Pomimo niewyleczonej kontuzji jakoś daje radę :) Nie biegam za dużo, nadrabiam doświadczeniem i jakoś się kręci :)


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 07 września 2009 00:08:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
Gero pisze:
rozgrywałem też mecze Choroby-Antybiotyki, ale stały się one zbyt przewidywalne gdy rozgłos zdobył Aids, na którego nie działała nawet moja ulubiona Rondomycyna i choroby zawsze wygrywały
....Gero !!! :shock: :shock: :shock: :D

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 07 września 2009 07:55:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 15:34:22
Posty: 17252
Skąd: Poznań
Gero pisze:
wyimaginowane mecze na dywanie, z obowiązkowym komentarzem, wymyślałem nazwiska dla zawodników, u mnie najsilniejszym krajem była oczywiście Jordania, a czołowy zawodnik nazywał się Dezon


Miałem prawie tak samo :-D z tym, że miałem tzw. piłkarzyki to znaczy takie pamperki na sprężynkach i w ten sposób organizowałem turnieje. I też wymyślałem nazwiska, bo do komentarza były niezbędne. Ale też pamiętam resztki... np: pomocnikiem Grecji był Andreos Keros :-D

Gero pisze:
rozgrywałem też mecze Choroby-Antybiotyki


Ale to już bardziej do Świrorum! ;-) :-D


elrond pisze:
a szczególnie drużyny Ajax Amsterdam


noemi777 pisze:
Byłam w drużynie holenderskiej, tylko już nie pamiętam czy Ajax Amsterdam czy Psv Eindhoven


Coś było w tym Ajaxie, że budził sympatię. Też bardzo lubiłem (i lubię) Ajax. Z wielkimi emocjami oglądałem ostatni ich Puchar Europy w 1995 w którym wygrali 1:0 i kiedy przepiękną asystą popisał się kończący juz karierę Frank Rijkaard.



Wielki Bart pisze:
Po roku gry w IV lidze awansowaliśmy do III ligi


Ano właśnie. Nawet po ostatnim meczu forumowym chciałem Cię spytać czy grałeś zawodowo, bo przyjemnie było patrzeć na Twoje panowanie nad piłką. No to już wiem. :-)


elrond pisze:
Za to w kosza grać uwielbiałem ( i uwielbiam) Grałem nawet w reprezentacji Puław podstawówek. Do dziś ,uważam mam dość dobry rzut z dystansu...ale szybko sie męczę....


Ty się szykuj! Niedługo otrzymasz maila merytorycznego w sprawie kosza, ekipa ma być liczniejsza niż ostatnio, tak żeby grać po pięciu. :-)

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 07 września 2009 08:46:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 12 listopada 2004 11:50:58
Posty: 909
Skąd: strangeland
Gero - niech cię kule biją!!! :) choroby vs antybiotyki :D

Co do moich przygód ze sportem to przypomniało mi się jeszcze, że zanim zostałem piłkarzem byłem żużlowcem :) Tzn. na rowerkach ścigaliśmy się wokół narysowanego na boisku szkolnym owalu. Skutkowało to tym, że notorycznie miałem przerysowaną lewą część ciała :)


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 07 września 2009 09:44:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
arasek pisze:
Ty się szykuj! Niedługo otrzymasz maila merytorycznego w sprawie kosza, ekipa ma być liczniejsza niż ostatnio, tak żeby grać po pięciu
...oooooo ! :D bardzo dobra wiadomość z rana !

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 07 września 2009 17:38:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
Ohoho..temat ruszł z kopyta w ekspresowym tempie...

..Noemi... jak na dziewczynę to miałeś dosyc nietypowe zainteresowania.Można nawet się pokusić o stwierdzenie , że "wyprzedziłaś epokę" :wink: . Dzisiaj widok dam uganiających się za futbolówką nikogo już nie dziwi...
Gero pisze:
mój pierwszy wymarzony zawód to był motorniczy, potem - piłkarz z numerem 11 na prawym skrzydle, a dopiero potem muzyk w stylu The Beatles

..a ja z kolei najpierw chciałem zostać kaskaderem , chociaż nie łączyłem tego zainteresowania z sposobem na zarabianie pieniędzy..bo co może wiedzieć o pieniądzach 10 letnie dziecko...Potem to wiadomo chciałem zostać sławnym piłkarzem , a jak wiedziałem że sława wielkiego piłkarza raczej mnie ominie, chciałem byc członkiem grupy punk rockowej :twisted:
Wielki Bart pisze:
Po awansie do III ligi moja kariera, a raczej przygoda, bo karierę to zrobił Boniek niestety szybko się skończyła.


arasek pisze:
Ano właśnie. Nawet po ostatnim meczu forumowym chciałem Cię spytać czy grałeś zawodowo, bo przyjemnie było patrzeć na Twoje panowanie nad piłką. No to już wiem.

...zawodowstwo jak nic...3 liga to juz jest coś..

Kiedyś bodajże jak miałem 18 lat graliśmy mecz z rezerwami drużyny "Górnik 09" Mysłowice. Był to mecz A-klasowy. 1 drużyna mysłowiczan grała wtedy w 3 lidze...Zostałem ustawiony w ataku i nie powiem bardzo dobrze mi się grało. Strzeliłem bramkę a po meczu podszedł do mnie miejscowy działacz i zaproponował grę w miejscowym zespole...Nie powiem że nie było to dla mnie wyróżnienie..Poczułem się jakbym kurna był najlepszym piłkarzem na świecie..Z "łowcą talentów" umówiliśmy się na spotkanie. Na umówione spotkanie jechałem trochę niepewnie, ale sobie pomyślałem ..."A co mi tam ..najwyżej nic z tego nie będzie i tyle". Łowcę talentów spotkałem w budynku klubowym i razem poszliśmy do jednego z dyrektorów kopalni , który jednocześnie piastował funkcję prezesa klubu... Weszliśmy do gabinetu , prezes grzecznie poprosił nas o zajęcie miejsc przy "stoliczku negocjacyjnym" no i zaczął mnie kusic przejściem do klubu...Gdy jak ten szatan prezes kusił i rzucał liczbami tzn. kwotami pieniędzy, do jego gabinetu próbował w ważnych sprawach zawodowych dostać się inżynier z kopalni, prezes-dyrektor zrugał go w sposób w jaki ja nigdy nie odważyłbym się zwrócić do drugiego człowieka..Normalnie zrobiło mi się głupio...a jednocześnie poczułem się jak prawdziwy zawodowiec o którego walczą najlepsze kluby... 8) No i te liczby czyli pieniądze...Sprawa została postawiona w sposób zasadniczy...Odchodzę z mojej szkoły , przenoszę się do wieczorowego technikum górniczego do drugiej klasy , mam etat na kopalni z "szychtami" dołowymi..oczywiście kopalnię będę znał tylko z opowiadań , dostaję bezzwrotną pożyczkę na zagospodarowanie , premie za mecze..bo przecież za darmo nikt nie gra.....No i co zrobiłem...?...
Zagrałem w dwóch sparingach , a na słowa łowcy talentów żebym szybko się decydował odpowiedziałem ...milczeniem... :wink: tzn. na podany numer telefonu nie oddzwoniłem...
Co było powodem, że zrezygnowałem z przejścia do klubu "Górnik 09" Mysłowice..? Po pierwsze szkoła..Chodziłem do trzeciej klasy technikum i szkoda mi było tak...fiuu..fiuu...przerwac naukę. Po drugie...Stan zdrowia..
Wtedy miałem już straszne kłopoty z nogami. Konkretnie staw skokowy lewej nogi i staw kolanowy prawej nogi... Z bandażami elastycznymi prawie się nie rozstawałem. Na noc jakieś maści , rankiem ból ustawał potem na trening..bandaże i opaski...potem znowu ból i tak "w koło macieju"..No i najzwyklej w świeci nie dałbym rady fizycznie , ponieważ 3 liga śląska to już nie były przelewki....
Czy dobrze zrobiłem?..Raczej tak...
W roku 1989 na kopalniach zostały zlikwidowane lewe etaty..Byłbym teraz... kurna..górnikiem i kopałbym to "czarne złoto" i obchodził hucznie Barbórkę...I fedrowałbym i fedrował...aż do "penzyji"... :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 12 września 2009 10:12:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
..pierwszy mecz w trampkarzach..taki nie do końca oficjalny..

Na którymś z meczów pierwszy i jedyny bramkarz naszej drużyny złamał rękę. Drużyna została bez bramkarza. Na którymś z treningów zostałem postawiony między słupkami i jako tako sobie radziłem tzn. lepiej niż przyzwoicie. Na następny mecz trampkarzy , który rozgrywany był w sobotni poranek trener mi i mojemu kumplowi kazał także się zgłosić. Trochę byliśmy zdziwieni ze to już ...i wogóle... no ale do gry paliliśmy się jak dobrze wyschnięta "trybuna robotnicza"...bo rozumiecie...klub , te ich stroje, buty piłkarskie...i tłuuumy , tłuuumy tifosi.. :wink:
Do składu meczowego wystawieni zostaliśmy jakby trochę nielegalnie w związku z tym nie mogę się rozpisywać na czym ta nielegalnośc polegała. W każdym bądź razie mój kumpel jako młodzieniec bardzo dobrze zbudowany i odważny ustawiony został jako ostatni obrońca ,ja zaś z powodu wyraźnego debetu na pozycji bramkarza ustawiony zostałem w polu pięciu metrów między dwoma stalowymi słupkami oddalonymi od siebie o ok. 7 metrów.
Nasz debiut wypadł lepiej niż przyzwoicie....Mecz zakończył się naszą porażką , jednakże ilośc puszczonych przeze mnie bramek zamknęła się w liczbie 4 ..Można powiedzieć debiut marzenie! :D W następnych meczach nasza nielegalnośc została zalegalizowana i staliśmy się pełnoprawnymi zawodnikami Hutniczego Klubu Sportowego "Siemianowiczanka"...Ma kariera bramkarza choc burzliwa była dosyc krótka.Wkrótce trafiłem na kluczową pozycję w drużynie piłkarskiej na której czułem sie jak przysłowiowa ryba w wodzie...CDN..



Obrazek

P.S. Nasz klub chociaż zmienił nazwę na MKS Siemianowice przez kibiców nazywany jest "Ciacianą" (Ciaciana). Nie znam etymologi tego słowa , ale myslę sobie że chodzi tutaj o takie słowo gwarowe..."wyciaciany" czyli wypielęgnowany , pielęgnowany..Mogę się mylic ale od zawsze tak to sobie tłumaczyłem...
Klub to kiedyś był zacny.W zamierzchłych czasach drużyna piłkarska rykoszetem otarła się o druga ligę przegrywając rzutami karnymi(?) mecz barażowy z AKS Chorzów.
Klub wychowywał wspaniałych zawodników. Młodsze pokolenie zna zapewne postac Marka Koniarka.
Sztandarową komórką w klubie była jednak sekcja hokeja na trawie , która była dotowana przez państwo za pośrednictwem huty "Jednośc". Drużyna w czasach prosperity liczyła się w kraju a dzisiaj krąży między 1 a 2 ligą....


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 13 września 2009 14:03:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
...jako bramkarz migawki z meczów...
Pamiętam parę meczów na pozycji bramkarza. A w zasadzie do pamiętam dobrze jeden mecz . Graliśmy mecz na bocznym boisku stadionu śląskiego z drużyną miejscowej szkółki piłkarskiej. Drużyna występowała pod szyldem stadionu śląskiego a nazywała się "Stadion" Chorzów. Jak na owe czasy był to modelowy młodzieżowy klub piłkarski. Zawodnicy po skończeniu wieku juniora trafiali do okolicznych klubów. Gro tych zawodników trafiało do klubów pierwszoligowych. Przykładem mogą byc chociażby byli zawodnicy Ruchu Chorzów Dariusz Fornalak ( obecnie trener Piasta Gliwice) oraz Marek Wleciałowski ( Mistrz Polski w barwach "niebieskich " z roku 1989). Gra przeciwko takiej drużynie jaką była ekipa "Stadionu" była to dla nas wielka nobilitacja. Atmosfera przed meczem była wspaniała.Na miejscu pojawiliśmy się dosyc wcześnie więc trener zaproponował nam spacer. Trener Rysiek oprowadzał nas alejkami miejscowego parku i celowo kierował nasz stronę restauracji "Parkowa".Po przybyciu pod restaurację opowiadał nam o naszych wielkich piłkarzach , którzy niejednokrotnie w tej "Parkowej" świętowali niebagatelne sukcesy naszej piłki reprezentacyjnej...Nie powiem żeby nie podziałało to na naszą wyobraźnie. A jak jeszcze po powrocie na stadion tuż przed meczem pozwolono nam się przejść tunelem prowadzącym z budynku stadionu na jego płytę, to byliśmy już w siódmym niebie..Wychodząc z tunelu jawił się naszym oczom ten nasz śląski gigant...I sobie pomyślałem..."Kurna ..jak ja bym chciał tu kiedyś zagrac..było by pięknie"...Wszystko to na nas działało bardzo mobilizująco.
Dobra....Wracając do meczu...
Graliśmy na bocznym boisku Stadionu Śląskiego. Boisko to było o nawierzchni żwirowej...Wiadomo jak wygląda kontakt upadającego piłkarza z taką nawierzchnią . Bez ran powierzchownych nie może się obejśc. Strój bramkarza dosyc skutecznie zapobiegał ranom i obrażeniom. W zasadzie całe ciało było chronione prócz dłoni , ponieważ rękawice bramkarskie były raczej w gestii pragnień i marzeń...
Co bardziej pomysłowi młodzi ludzie z taką "grajfką" w kierunku krawiectwo-majsterkowanie robili sobie sami rękawice bramkarskie. Robiło się je z rękawic roboczych , do których na częsci "chwytnej" po odpowiedniej przeróbce mocowało się okładzinę z rakietek do ping-ponga.
Okładzina pochodziła z rakietek tzw."desek" ...
Ale miało byc o meczu...Broniliśmy się skutecznie..Do przerwy remisowaliśmy 1:1(?) . Rzucałem się pod nogi napastników w te tumany kurzu nie licząc się z konsekwencjami. Przy jednej z interwencji dostałem nieźle po nerach. Kopa dostałem od przeciwnika...i od "swojego". Bolec bolało , ale co tam ...wynik był dobry i to i ból był jakby mniejszy.. :wink:
Wynik remisowy , który był by naszym sukcesem utrzymywał się prawie do końca meczu...Prawie..no tak...Kolega Jasiu naciskany przez napastników przeciwnika nieopodal linii wyznaczającej "16" krzyknął do mnie że podaje mi piłkę..."Ej...bramkarz"...po czym kropnął w mój prawy róg niczym rasowy napastnik! :wink: Byłem bez szans...Może taki Młynarczyk wyciągnął by to z rogu, ale ja nie byłem Młynarczykiem w związku z tym wyciągnąłem piłkę z siatki i nasza drużyna musiał wznowić grę ze środka boiska...Mecz zakończył się zwycięstwem chorzowian w stosunku 2:1...Klapa... :?

P.S. Na mecze wyjazdowe poruszaliśmy się pojazdem o nazwie Osinobus.
Była to nieamortyzowana buda "doklejona" do samochodu marki "Star". Nasz przyjazd do przeciwnika częstokroć był kwitowany salwą śmiechu , niewiedziec dlaczego.... :D Tym naszym Osinobusem jechało się z przygodami. Najazd samochodu z nieamortyzowaną buda na dziurę w nawierzchni drogi powodował to, że osoby znajdujące się w "części pasażerskiej" na moment traciły kontakt z siedzeniami podskakując niczym piłki... :wink: Podskakiwały prawie do sufitu!

Obrazek

...nasz Osinobus miał kabinę koloru zielonego , natomiast "przedział pasażerski"pomalowany był na niebiesko.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 15 września 2009 22:08:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
WUKA70 pisze:
Ma kariera bramkarza choc burzliwa była dosyc krótka.Wkrótce trafiłem na kluczową pozycję w drużynie piłkarskiej na której czułem sie jak przysłowiowa ryba w wodzie...CDN..

..no i wrócił ten nasz kontuzjowany bramkarz w związku z tym zrobił się problem. Z pozycją bramkarza oswoiłem się , moja gra była całkiem całkiem, więc na pozycji bramkarza zrobiło się trochę ciasno.... Trener żeby nie robic problemów i nie faworyzować żadnego z nas dawał każdemu grac po połówce. Pewnego dnia postawił sprawę jasno. W związku z tym że byłem.... to znaczy nadal jestem wzrostu raczej niewysokiego :wink: , a moje warunki motoryczne były trochę wyżej jak przeciętne trener zaproponował mi przejście do "pola" na pozycję środkowego pomocnika. Jak dla mnie ta pozycja na boisku była strzałem w przysłowiową dziesiątkę..Sezon jakoś dograliśmy do końca. Z wynikami raczej byliśmy do tyłu. Zwycięzca naszej grupy awansował do najważniejszych trampkarskich rozgrywek na Ślasku czyli Ligii Trampkarzy...Gra w tej lidze to było już coś..Występowały w niej najlepsze drużyny i z reguły byli to modzi piłkarze klubów pierwszo i drugoligowych...Gra przeciw takim drużynom to było już coś...Uprzedzając fakty dodam że nie było mi dane wystąpić w tej lidze. Głównym powodem zaistniałej sytuacji były ograniczenia wiekowe. Ostatni sezon już z nowym trenerem jako zawodnicy trampkarzy przeszliśmy jak burza. Sezon ten uwieńczyliśmy awansem do Ligii Trampkarzy. W całym sezonie zdobyliśmy 122 bramki tracąc przy tym zaledwie 11...Najwyższą wygraną zanotowaliśmy z drużyną Pogoni Nowy Bytom (dzielnica Rudy Śląskiej). Wygraliśmy 22:0 8) ..i nie chwaląc :wink: się w całym sezonie moja skromna osoba zdobyła najwięcej bramek dla naszej drużyny.
Za te osiągnięcia dostałem nagrodę rzeczową w postaci torby szkolnej ( eeee... taki tornister przez ramię...) z którą to rozpocząłem następny i za razem ostatni szczebel mojej edukacji...

P.S. Dlaczego strzeliliśmy tyle bramek drużynie z Nowego Bytomia...
A to dlatego że nasi przeciwnicy w większości byli młodsi od nas powiedzmy o 2 lata.. W tym wieku jest to różnica kolosalna.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 15 września 2009 23:57:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 29 lutego 2008 20:49:42
Posty: 3135
Skąd: się biorą muszki owocówki
w czwartej i piątej klasie chodziłem na treningi do miejskiego klubu Tomasovia - jakoś nigdy mi nie wychodziło granie w ataku, bardziej sprawdzałem się jako skrzydłowy czy pomocnik - i pamiętam, że miałem problemy ze strzelaniem bramek głową - ale jak w piątej klasie strzeliłem w końcu po dośrodkowaniu z rzutu rożnego to cieszyłem się małe dziecko - niestety albo stety w szóstej klasie zacząłem więcej trenować w kosza i efekt był taki że grałem jako podstawowy rozgrywający w reprezentacji szkoły w ósmej klasie - to był dla mnie wielki wyczyn - nasz rocznik po wielu latach awansował do turnieju regionalnego w Biłgoraju - ale tam pamiętam dostaliśmy niezłe baty od Biłgoraja (była tam sekcja koszykówki i chyba nadal jest - ale Tomaszów ma za to II ligę kobiet w siatkówkę, o!) potem w czasie szkoły średniej przyszła miłość do siatkówki - i gdzieś na przełomie czwartej klasy zaczęły mi wychodzić ataki - bo bo podstawówce nie byłem dość wysoki by dostać się do kadry liceum w kosza- tam byli więksi kozacy :) - i byłem jak Zagumny rozgrywającym, żałuję tylko po szkole średniej, że nie dane mi było za wiele pograć w piłkę ręczną, którą też bardzo lubię

studia to już czas, kiedy królował bilard i z powrotem piłka nożna - nawet czasami po trzy razy w tygodniu i trochę siatkówki też, obok tego też grałem w szachy, z dość niezłymi czasami wynikami ale to przeważnie w drużynie niż indywidualnie...

pamiętam jeszcze, że biegałem dystanse 1; 1,5 i 2 km tak zwane przełaje, czasem po lesie nawet i raz były takie ogólnomiejskie zawody na jednym z tych dystansów i biegło gdzieś ze dwieście osób i pamiętam że wystartowałem z mety jako prawie ostatni ale potem dostałem takiego speeda, że przybiegłem na metę w drugiej dziesiątce z czego do dziś jestem bardzo dumny

i jeszcze był ping pong - tu miałem porządną szkołę - tato, wujek i jeszcze w szkole czasem zajęcia - bardzo lubię grać do dziś :wink:

_________________
W jednej ręce granat,
w drugiej nóż... i już!


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 16 września 2009 07:54:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
Boanerges pisze:
i jeszcze był ping pong - tu miałem porządną szkołę - tato, wujek i jeszcze w szkole czasem zajęcia - bardzo lubię grać do dziś

...jak bylismy dziećmi w ping-ponga graliśmy w domu kultury. "Na bramce" czyli portierni , która de facto nie miała osobnego budynku stał starszy jegomośc o pseudonimie "Borsuk".... nadanym mu przez nas oczywiście. Dlaczego Borsuk?..Pan był niskiego wzrostu krępej budowy ciała ,jego głowa łączyła się z tułowiem tradycyjnie za pośrednictwem karku, jednakże kark ten był nieruchomy....Po wejściu przez nas do DK "Chemik" Borsuk wyciagał przed siebie prawą rekę palec wskazujący kierował w stronę butów i wypowiadał sakramentalne ( słowo to wypowiadał powoli cichutko lecz dosadnie) : Oooobuwieee!
Tzn. był to pytaniorozkaz : czy macie obuwie zastepcze , ubierać je bo inaczej nie wejdziecie... :wink:
No i graliśmy wtego ping-ponga.Chętnych było bardzo dużo to i nie nagralismy się zbytnio.Ale było fajnie.
Prócz stołów do ping-ponga w DK "Chemik" były "piłkarzyki" orza stół bilardowy....grało się w bilarda z "grzybkiem".


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 19 września 2009 13:27:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
...trampkarskie migawki..
Zbliżał się mecz z GKS Katowice...Byliśmy bardzo "podjarani". Stan naszych umysłów potęgowany był dwoma sprawami. Jako że moja dzielnica i większość mego miasta była od zawsze "niebieska" z całych sił i od maleńkości nienawidziliśmy "Gieksy" :lol: ..Drugim z powodów tego stanu była obecnośc w naszej klasie zawodnika tegoż klubu..kolegi Jurka...
No i mówimy Jurkowi..."Słuchaj no...gramy w sobotę mecz z wami , to wiesz jak się masz...Baty dostaniecie straszne...
Na to Jurek..."Chyba was powaliło..Wcale nie gramy z wami meczu ".No to znowu my "Jak nie gracie jak gracie...Gramy u was w w sobote o godzinie 11 i tyle"..Jurek przy swoim ..my przy swoim...No i przyszła ta sobota...
W klubie nie umawialiśmy się na zbiórkę. Ze względu na to że do stadionu "Gieksy" mamy przysłowiowy rzut beretem z trenerem uzgodniliśmy że zbiórkę zrobimy sobie właśnie tam. W związku z tym że trener był posiadaczem samochodu marki Trabant zadecydował ze swym wozem przywiezie torbę z kostiumami piłkarskimi oraz przywiezie część z drużyny z "dołu " Siemianowic. Na stadionie umówiliśmy się tradycyjnie godzinę przed meczem.
No i przyszliśmy z kumplami na stadion "Gieksy" chodzimy sobie obok boiska treningowego które zostało już przygotowane...Boisko to było o nawierzchni raczej ziemnej. Trawa pojawiała się czasami jednak bardzo rzadko...tak jakby rzeżuchą wschodziła. Siatki prężyły się na wielgachnych bramkach , linie wapnem wymalowane , chorągiewki na narożnikach boiska...czyli mecz będzie!... Za chwilę spotkaliśmy kolegę Jurka i wchodzimy znowu w dialog... Jurek swoje...my swoje...Nie gramy...gramy...No i Jurek nam tlumaczy.."Słuchajcie w naszym klubie są dwie grupy trampkarzy...Druga czyli ta słabsza gra oczywiście z wami..tylko jest jeden problem...Druga drużyna rozgrywa swoje mecze na boisku Technikum Górniczego w Chorzowie Batorym... ":!: No i faktycznie... Na stadionie "Gieksy"pojawiła się inna drużyna aby rozegrać mecz z "jurkową"...na stadionie pojawił się także biały Trabant z naszym trenerem , torbą z kostiumami piłkarskimi oraz częścią drużyny z dołu Siemianowic...No i pozorny klops..Zasadniczo z katowickiego Dębu (dzielnica Katowic) do Chorzowa Batorego nie jest strasznie daleko...Ale co zrobić jeżeli dysponuje się samochodem marki Trabant a trzeba przewieść ze 15 osób? ....Trener zareagował szybko. Torbę z kostiumami wyciągnłą z bagażnika i kazał się wszystkim przebierac.. Z pięcioosobowego trabanta zrobił sześcioosobowego i grupkami szybko zawoził nas do Batorego...W zasadzie zdążyliśmy na czas. Trzy kursy i cała drużyna "Ciaciany" już była zwarta i gotowa aby stawic czoła jednemu z najgorszych wrogów :twisted: :wink: ...Sam mecz wspominam bardzo dobrze....Była to totalna rzeźnia...Sędzia wogóle nie panował nad poczynaniami piłkarzy. Zawodnik dochodzący do piłki otrzymywał od swego szarżującego przeciwnika "kapę" w nogi...Zabieg ten był stosowany z wielką swobodą z jednej jak i z drugiej strony....Trup ścielił się gęsto równo i sprawiedliwie tak jak wynik meczu , który zakończył się remisem w stosunku 2:2....Dla nas był to sukces....Obolałe i opuchnięte "szymbajny" ( szymbajn to po śląsku kośc piszczelowa) były dowodem na to że koło meczu nie przeszliśmy spacerkiem. :wink:

P.S. Z drużyną Gieksy spotkaliśmy się jeszcze jeden raz...Rywalizacja odbywała się oczywiście w duchu nienawiści :wink: Mecz zakończył się naszą minimalną porażką , a ja jego częsc spędziłem poza linią okalającą plac gry za "niesportowe zachowanie" za które dzisiaj dostałby co najmniej kilkutygoniową dyskwalifikację...Tak to jest jak jak zawodnik sam próbuje wymierzyć sprawiedliwośc , a mecz piłkarski to nie zawody pięściarskie. Czy było mi wstyd... Wcale! :twisted: :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 20 września 2009 10:02:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
...trampkarskie migawki...

Jak widzę teraz te nowe boiska ze sztuczną trawą to serce mi mówi..."Chłopie ..chłopie....bierz piłkę i biegaj ..biegaj....biegaj i graj..."...a za chwile głos rozsądku kierowany lekko wyeksploatowanym organizmem szepcze a czasem krzyczy..." Nie słuchaj serca swego...jeszcze krzywdę se zrobisz i po co ci to..ramol prawie z ciebie..Ty to się piwa lepiej napij, a mecz to raczej z trybun oglądaj..." :wink:
Piękne są te boiska. Trawa zawsze zielona nawet zimą ...."Kontakt" z taką nawierzchnią to pewnie sama przyjemność...
Boiska na których rozgrywaliśmy mecze to były w większości ich namiastki...tzn. namiastki boisk z trawą...albo boiska które z premedytacją były budowane jako nietrawiaste (boiska o nawierzchni żwirowej)...

Oto mój ranking najgorszych boisk na których przyszło rozgrywać nam, mecze...

1. Pozycja pierwsza. Tą pozycję wspólnie okupują (okupowały) boczne boiska Stadionu Śląskiego oraz Ruchu Chorzów.
Były to boiska o nawierzchni żwirowej. Kontakt z taką nawierzchnią powodował rany niezbyt głębokie ale dość specyficzne. Specyfikę tą powodowały grudki żwiru , które zawodnicy zabierali ze sobą do domu a tam za pomocą pensety mozolnie zostały wyjmowane...
W czasie "suszy " rywalizacja na tych boiskach to jeden wielki tuman kurzu...
Coś jakby rywalizacja na torze żużlowym przed wyjazdem polewaczki... :wink:

2. Pozycja druga to zdecydowanie boisko klubu"Baildon Katowice" w dzielnicy Załeże ( w tym miejscu jest teraz "multiplex") . Było to boisko o nawierzchni ziemno -trawiastej , jednakże ziemia była "zbita" do tego stopnia ,że gdy nadeszły opady deszczu tworzyła ona warstwę "nibybetonową" która absolutnie nie przyjmowała deszczówki.
Gra na czymś takim to jakby wrzucić piłkę do basenu i kopac do utraty tchu! Ze względu na "przekroczone stany alarmowe" mecze częstokroć były odwoływane , a następny termin rozegrania zawodów był uzależniony od braku opadów oraz ich intensywności...

3. Pozycja trzecia to boisko klubu sportowego "Instal" Katowice w dzielnicy Dąbrówka Mała. Tutaj sytuacja była analogiczna. Intensywne opady :arrow: mecz przełożony...Dodatkowo kępki trawy imitujące "trawnik" skutecznie uniemożliwiały jakąkolwiek finezję w grze.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 21 września 2009 19:59:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
...fajne zapamiętane trampkarskie momenty.

Mecz z drużyną "Azoty" Chorzów. Sobota robocza (to taka w którą się szło do szkoły). Z klubu dostajemy pisma z prośbą o zwolnienie z zajęc. Zwolnienia otrzymujemy bez problemu , jednak w szkole nr 6 "dyrektorka" robi problemy co niektórym uczniom- zawodnikom. Problemy te stwarza naszym najlepszym zawodnikom...Czyżby została "podkupiona " przez działaczy przeciwnika :wink: ..Nic z tych rzeczy...Najlepsi nasi zawodnicy nie sa najlepszymi uczniami.
No to jedziemy na mecz...W naszym Osinobusie jest nas raptem 12 osób w tym trener i jego kumpel fotograf....czyli zdolnych do gry jest nas 10...
Wychodzimy na mecz w 10...Na trybunach zasiadają moi rodzice. Dla mnie jest to nobilitacja.Mój ojciec był pracownikiem zakładu patronackiego klubu z którym mamy za chwile rozpocząć mecz..... Trza dac z siebie wszystko...( "No dobra ..muszę pokazać ojcu że w ten "fuzbal"potrafię grac.....że w szkole mi zbytnio nie idzie...to nieważne... ale może piłkarz ze mnie będzie... w takiej choćby "bundeslidze"....trza dac z siebie wszystko" :wink: ).
Mecz mimo że gramy w 10 toczy się po naszej myśli. Po pierwszej połowie prowadzimy 1:0. Autorem bramki jest jeden z najlepszych zawodników tego meczu ...czyli ja. 8) (skromność).
Trener przeciwników piekli się a ze złości jest cały czerwony...jak dochodzę do piłki słyszę słyszę słowa "kołcza"przeciwników..."W nogi mu...w nogi"....Uciekam z piłką przed tymi "kosami"...Zwycięstwo dowozimy do końca...Pochwała od trenera i ta najważniejsza od rodziców!


Obrazek

P.S. Kiedyś mnie ojciec zaprowadził na trening do klubu "Azoty" . Nie chciano mnie przyjąć do sekcji ponieważ byłem za młody...To zostałem tak jakby ich ..katem! :twisted: :wink: :lol:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 21 września 2009 20:44:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
WUKA70 pisze:
...fajne zapamiętane trampkarskie momenty.

...albo taki mecz z Ruchem Chorzów. Gramy go jakoś w środku tygodnia.
Mecz odbywa się na "żwirowisku" w Chorzowie. Jesteśmy w najsilniejszym składzie ale nogi nam miękną na samą myśl z kim mamy grac!
Częstokroć wymiękaliśmy "wizualnie"..tzn. jak przeciwnik posiadał "przewagę w sprzęcie" :lol:... mówiąc krótko ..posiadał markową odzież...Bo dla nas ten kto grał w strojach adidasa to musiałbyc dobry co najmniej jak.....Boniek!:wink: .
No i w sprzecie ostawaliśmy oczywiście..."Niebiescy" zagrali w białych koszulkach z gługim rękawem z niebieskimi lampasami oraz w niebieskich spodenkach. Całość piłkarskiego umundurowania wieńczyły niebieskie skarpety piłkarskie....Ich bramkarz troszeczkę odstawał od całości prezentując zamiast gustownych spodni dresowych spodnie typu "dżinsy" na które miał założone spodenki piłkarskie takie same jak zawodnicy z pola...Przy całości nieźle ubranej drużyny Ruchu prezentował się dośyc śmiesznie...Wyglądał jakby chwilę wcześniej został zabrany z "łapanki" na zasadzie...."Te ...idziesz z nami grac w fuzbal..bo tormana niy momy..."(..."torman" to bramkarz...)
Powiem szczerze.... Zawodnik ten nie był razsowym bramkarzem i przyczynił się w sposób znaczący do porażki swojej drużyny a naszego zwycięstwa....
Mecz wygraliśmy w stosunku 1:0 i było pięknie!


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 70 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 24 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group