Kurt Vonnegut – Opowiadania wszystkie
Imponujących rozmiarów zbiór „Opowiadania wszystkie” Kurta Vonneguta ukazał się u nas cztery lata temu. Mimo że pomieścił niemal sto tekstów (nie licząc wstępów i komentarzy redaktorów do poszczególnych sekcji), angielska Wikipedia twierdzi, że i tak kilka opowiadań zostało pominiętych (faktycznie zastanawia zestawienie słowa „wszystkie” z podaniem nazwisk redaktorów odpowiedzialnych za „wybór tekstów”). Sprawdziłem jednakże trzy wydane w Polsce rzekomo pominięte dziełka – ciężko je nazwać opowiadaniami, zwłaszcza w przypadku szczerego i przejmującego wspomnienia z bombardowania Drezna. Mamy więc przed sobą kompletny właściwie zbiór krótkich form prozatorskich jednego z mistrzów literatury dwudziestego wieku. Warto zaznaczyć, że zdecydowana większość opowiadań powstała w latach pięćdziesiątych, które – mimo powojennej traumy i dyszącej na plecach Zimnej Wojny tudzież tematów koreańskich – zapamiętane zostały w USA jako czas spokoju, szczęścia i błogiej beztroski. W dużej mierze takie są te teksty – klasyczne w stylu i konstrukcji, opowiadające o zwykłych ludziach i ich problemach – moralnych, zawodowych, uczuciowych. Nie ma tu opowiadań wybitnych, które pamiętać się będzie latami, ale nie ma też słabych, lektura każdego jest przyjemnością, przy której trudno uwolnić się od refleksji „Teraz już się tak nie pisze”. Jeśli chodzi o konstrukcje fabularne, nie jest to Vonnegut w najlepszym wydaniu, ale to zrozumiałe – to właściwie początek jego drogi literackiej, słynne powieści miały dopiero przyjść później. Czytając taki zbiór za jednym razem, łatwo wyłapać powtórzenia i stałe motywy – bohaterowie często wykonują tę samą profesję (sprzedawca okien, doradca ubezpieczeniowo-inwestycyjny), akcja dzieje się w tej samej okolicy, rozterki uczuciowe lubią przybierać te same kształty. Tu wypada zgodzić się z samym Vonnegutem, który twierdził, że nie umie tworzyć postaci kobiecych i ich psychologii. Faktycznie tak jest, ale tym samym opowiadania stawiające na sprawy uczuciowo-miłosne są sympatycznie naiwne czy wręcz staroświeckie. W większości utworów wychwycić można jeden ważny motyw, który – o czym sam autor też nierzadko wspominał – przyświecał mu przez całe, nie tylko literackie, życie. Jaki? Cytując jeden z listów (a jeśli wierzyć legendzie – wymarzone epitafium autora na własnym nagrobku): „Do cholery, trzeba być przyzwoitym”. Taka jest większość bohaterów Vonneguta – prości, nieco naiwni i sympatyczni ludzie (przypominają trochę postacie Dicka), którzy próbują przeżyć swe życie porządnie i uczciwie i w taki też sposób radzić sobie z problemami. Powtarzają się też wizje ogromnych fabryk, w których między poszczególnymi wydziałami regularnie kursują autobusy. Widać powszechna industrializacja też nie była dla Kurta sposobem na zbawienie świata. Z tych sympatycznych czy wręcz idyllicznych klimatów wyłamują się dwa rozdziały zbioru. Pierwszy – to opowiadania wojenne. W dużej mierze oparte na wspomnieniach samego autora, bądź historiach usłyszanych przezeń od towarzyszy broni. Znajdziemy tu wszystko to, co znamy z „Rzeźni numer pięć” czy fragmentów innych powieści – podkreślenie postawy pacyfistycznej i jednoznaczne potępienie bezsensu wszelkich wojen, a Vonnegut lubuje się w wynajdywaniu wszelakich absurdów zbrojnych konfliktów (pamiętamy bohatera „Rzeźni” i historię z kradzieżą czajniczka?). Jednak dopiero ostatni rozdział tomu wynosi twórczość Vonneguta na inny poziom. Dotyczy on futurologii i najbardziej zapada w pamięć, jako że tematyka dotyczy już bardziej rozwoju ludzkości niż losów poszczególnych jednostek. Najsłynniejszy tekst to oczywiście „Harrison Bergeron”, głośna satyra na głoszenie – i wprowadzanie – równości za wszelką cenę. Niewiele mu ustępują „Witajcie w małpiarni” czy „2BR02B”, a także kilka innych, które mierzą się z przeludnieniem, kontrolą urodzeń, prawem do eutanazji czy społeczną użytecznością jednostki. Ciekawe, że dawniej Vonnegut uchodził za guru młodej lewicy, a w dzisiejszej rzeczywistości teza ta wydaje się dość dyskusyjna. Opowiadania te dzisiaj uderzają czytelnika dużo mocniej, niż w chwili powstania – kiedyś mógł je bowiem czytać jako niepokojące wizje, dziś zaś sporo z opisanych przez Kurta pomysłów albo już się ziściło, albo przynajmniej postulowanych jest przez wielu postępowych myślicieli całkiem na serio. Mam im tylko jedno do powiedzenia – Do cholery, trzeba być przyzwoitym.
Paweł Jasienica – Polska Piastów
Historią interesowałem się zawsze, ale miałem pecha do nauczycieli, tak w podstawówce, jak i w liceum. Co wiem, tego sam się nauczyłem, wskutek tego wiedza moja pełna jest dziur, zagadek i niekonsekwencji. Wiedzę o dziejach Polski piastowskiej postarał się nieco usystematyzować Paweł Jasienica w doskonałej książce, która bardziej niż podręcznikiem historii, jest esejem o dawnych dziejach – opisuje je, ocenia, przedstawia refleksje i wyciąga wnioski. Mimo że Jasienica niektóre tematy przedstawia mocno subiektywnie, mimo że książka ma już ponad sześćdziesiąt lat i pewne z zawartych w niej tez mogą blednąć w świetle nowszych badań archeologicznych, utonąłem w tym świecie i w tej opowieści na dobre, a każdy z jej bohaterów przeobrażał się w postać dobrze znaną, budzącą różnorakie emocje. Takie odczucia przy książce historycznej? Mistrzostwo.
_________________ In an interstellar burst
I am back to save the Universe.
|