Pet pisze:
Wczoraj wrzuciliśmy na tapet netflixowy mini-serial dokumentalny na temat przebiegu Woodstocku 99. Ja wiedziałem, że wtedy z tą imprezą coś nie pykło, ale kurka wodna, nie miałem świadomości JAK BARDZO nie pykło. Tym bardziej, ze 5 lat wcześniej relację z Woodstock 94 śledziłem nocą na MTV, czy gdzie tam ona wtedy leciała i koncerty, które się tam wtedy odbywały mocno wgryzły mi się w głowę i niebagatelnie wpłynęły na moje ówczesne zamiłowania muzyczne. Ale minęło parę lat, muzyczny mainsrteam przestał mnie kompletnie interesować (falę nu metalu odnotowałem dopiero wtedy, kiedy właściwie już się kończyła) i to co się odjebało (pardon my french, ale inaczej nie sposób tego nazwać), jakoś do mnie nie dotarło. Tym większe wrażenie zrobił na mnie ten dokument. Autorzy dokonują wiwisekcji całej imprezy dzień po dniu (wraz ze skokami retrospektywnymi), próbując dociec co było powodem tego, że hasło "peace, love and music" zostało w praktyce przekute na "rage, destruction and anarchy". Moim zdaniem, to wyjaśnienie tej zagadki pada już w pierwszych minutach filmu, a cała reszta jest wyłącznie skutkiem tego, co było głównym założeniem promotorów tzn. zorganizowanie wielkiej imprezy, bazującej na legendzie (a raczej micie) Woodstock, która przyniesie im zysk. Cała reszta była podporządkowana. Najbardziej szokujące są dla mnie dwie rzeczy. Pierwsza pojawia się wyraźnie w filmie - ani wtedy, ani po latach organizatorzy nie poczuwali się do jakiejkolwiek odpowiedzialności za to co się stało. Wszyscy dookoła byli winni - zespoły, firmy zewnętrzne, agresywni prowodyrzy, tylko nie oni sami. O drugiej w filmie jest tylko wzmianka. Pomimo wydarzeń w 1999, w 2019 ci sami ludzie próbowali zorganizować kolejną imprezę tego typu z okazji 50 rocznicy oryginalnego festiwalu. Dokument nie wspomina jednak o tym, że działali właściwie wg tego samego modus operandi co 20 lat wcześniej. Kompletna beztroska i kierowanie się zyskiem jako głównym celem, przy całkowitym olaniu takich kwestii jak bezpieczeństwo i komfort uczestników.
Skończyliśmy właśnie na Netfliksie dokument o Woodstocku '99, pt.
Trainwreck: Woodstock '99. Zgromadzony materiał - rewelacja. Akurat to był czas, kiedy byłem bardzo skutecznie odcięty od tego, co się działo na świecie (małe dzieci, brak telewizora...) i na bieżąco w zasadzie nic o tym nie słyszałem. Potem niewiele, więc dla mnie to były właściwie świeże niusy - o powyższej relacji Peta zdołałem (przepraszam!) zapomnieć.
Wydarzenie niesamowite, burdel jeszcze bardziej niewiarygodny. W samym dokumencie trochę niektóre interpretacje wydają mi się wątpliwe, choć trzeba uznać, że nie są one jednoznaczne, i jednak silnie wybrzmiewają te opinie osób uczestniczących, które MIMO całej krytyki i braku wybielania, mówią, że to BYŁ
experience of a lifetime. Trochę niepotrzebne wydają mi się te nawiązania do "me too" na koniec, ale może to taka netfliksowa konieczność - natomiast jednak wychodzi z tego, że głównym winnym katastrofy był GREED i generalna deprywacja uczestników (brud, smród, skażenie wody, zdzierstwo i potworny upał), które w połączeniu z bardzo silną wtedy kulturą gniewu (choćby ten KoRn!, o dziwo o Rejdżach prawie nic nie ma) i wszechobecnym najebaniem wszelkimi środkami wzmacniającymi, doprowadziły do tego, co ten film pokazuje. Na pewno BARDZO warto obejrzeć (trzy odcinki po ok. 50 minut), a materiał daje możliwość ułożenia sobie własnej interpretacji.