„Mor” podoba mi się bardzo. Co tu kryć... zarówno armijny „Freak”jak i solowe „Osobliwości” nie są płytami z mojej muzycznej bajki. Lubię je, owszem – ale dopiero „Mor” wzbudził we mnie drżenie muzyczne porównywalne z „Der Prozess”.
Doprawdy nie spodziewałem się aż tak ostrej płyty, tak galopującej, tak szalonej. A przecież jednocześnie tak pełnej ciekawych pomysłów, tak melodyjnych rozwiązań. Można kawałki z „Moru” nucić? Nieprawdopodobne ale tak, mi niektóre wchodzą do głowy nie gorzej niż „Daj mi tę noc”.
Podzielam zdanie, że „Mor” tak naprawdę bardzo niewiele ma wspólnego z dawną Siekierą. Podobieństwa są pozorne lub też widać je na pierwszy rzut oka. Dalej już słychać, że to dwie różne peryskopy widzeń, mówień, wrażeń... Więcej podobieństw znajduję ze starą Armią i z poprzednią płytą Trupiej Czaszki, choć i to są raczej luźne asocjacje niż ścisłe więzy.
A teksty? Dziwne, ale nie są dla mnie aż tak bardzo przygnębiające czy dołujące. Bardziej działają na mnie tutaj choćby lunowe „czarne dekoracje” i „dziwni mali chłopcy” czy procesowy „mój pociąg” który odjechał już bardzo dawno. Tu owszem – mamy gnój i oknowstręt i choro nam... ale odbieram to jak fragment współczesnego serwisu info z „dobrymi” wiadomościami z całego świata. Tak, kondensat tłustego brudu jest potworny, ale nie ma wątpliwości, że zawsze mogę postanowić „odwrócić twarz” jak w podróży na Wschód. To jednak lepsza perspektywa niż ta na gdzie „szukałem cię cały dzień i nie znalazłem”. Zło, szaleństwo, jakiś ...diabli błysk jest w „Morze” ewidentne ale też doraźne, to zahaczenie pazurem, który wszakże można wyrwać.
Zaczynam...
„Cała moc”! Co za uderzenie na początek! Utwór, mimo swej prostoty w istocie dwuczęściowy, wprowadza w płytę bez pudła. Aperitif z dodatkiem spirytusu.
****
„Wstydy” zaczynają się wspaniale, od dziwnych psychopatycznych, dysonansowych akordów.. Dalej jest jak sen nietoperza, gorąco, wściekle, świńsko-ślińsko. Majstersztyk
*****
Dalej utwór
tytułowy – trochę józefowobakowe! Świetnie odmalowana kilkunastoma słowami atmosfera nachodzącego moru... Przecieki z chmur, już czarny wór – otóż to! Refren nadspodziewanie melodyjny, świetny pomysł na tę część... Chyba najczęściej, oprócz „Hereza” gości w mojej głowie! No nie da się inaczej –
pięć gwiazdek i jeszcze pół! Podium.
„Faszysta o gołębim sercu” - znów trochę bakowo w refrenie (ten rytm słów w refrenie!) a z kolei armiowo w zwrotce. Słowa utworu dają niezłą syntezę (a może antytezę?) z dezerterowym policjantem, który siedzi we mnie i dobrze spełnia swoje zadanie. Muzycznie znów miód i malina dla mnie.
****1/2
„Zło” - o jaaaaaapierrr.... Co to w ogóle jest?! Chyba nie słyszałem jeszcze Budzego nigdy w takim napierdzielaczu. Co najlepsze, mimo tego zupełnie szaleńczego tempa utwór broni się muzycznie bardzo ładnie. A gitary dają tu tyle mięsa, że uch!
„Zło” to również najlepszy dla mnie tekst na płycie. Dokładnie tak jest ze złem – jest jak wściekły pies, może być daleko, gdzieś tam hen, ale zerwane z łańcucha przyleci do każdego z prędkością dźwięku. Nic się nie zmieniło...
*****
„Golem” - tu jednak poczułem zimny pot. Ci dwaj bracia – rozpaczol i dobijal dają w czerep. Klimat iście golemowy... A i jeszcze ta końcówka – nigdy wam, nigdy wasz... też przeszywająca. Trochę mniej muzyka mi podeszła... ale cztery
**** jak nic!
„Głowa na mur” - znów rewelacyjny refren, co za Melodia! I chyba najbardziej skondensowany, apokaliptyczny obraz Moru. Ciężki i sugestywny utwór, bardzo „tłusty”... a na koniec hmmm... pieśń miłosna na gruzach? Pięć, pięć!
*****
„Mięso w czerni” to na razie jeden z tych momentów, które nie przekonały mnie specjalnie. Jest porządnie, ale póki co - dla mnie bez błysku.
***1/2
„Kanał zero” porwał mnie za to od razu dziwnym początkiem, nieoczywistymi zwrotkami (co to za akordy?) i absolutnie przebojowym (to żaden zarzut), chwytającym za ucho refrenem. Tak musi być, bo ów „kanał zero” czyli ten który chce ze mnie zrobić papkę do przeżucia, musi być atrakcyjny... Podium, moi mili! Szósteczka!
****** (u mnie to wyjątkowa ocena, rzadka z zasady).
„Kto ma siłę niech zaprzecza” - wydawał mi się na początku nieco jednostajny. Szybko się przekonałem – szczególnie do refrenu. „Szarpany sąd” na chwilę połączył mnie z „Procesem”... Tłusty bit, ciężki bas – jak powiedziałby hiphopowiec z Zawichostu.
****
„Demoner” - dziwny kawałek, ten początek (w górę, w górę!) bardzo pomysłowy a potem przyspieszenie – no i znów jestem zachwycony. Znów tekst... tak – najpierw jest „hura na świat” ale w końcu zawsze „czas na bat”... Końcówka porażająca! Mocne pięć, tuż za podium!
*****
„Herez” - jakieś nieprawdopodobnie udane pomieszanie psycho, czadu, lekkości, ciężaru... W sumie nie mam o nim wiele do powiedzenia, po prostu wolę słuchać po kilka razy... Podium – szóstka!
******
Potem jest
„Ogień”, który może ma pecha bo nie jest w stanie dorównać poprzednikowi. Ale w sumie dobra robota, choć zwrotki na jeden dźwięk trochę mnie nużą – co rekompensuje ów ogień co „spadł na dno”. No i potem utwór wyraźnie się rozkręca (przeszkadzajki elektryczne!), są cztery gwiazdki.
****
„Tłuszcz” czyli żyga i much. Chyba najlepsze neologizmy na płycie, znakomicie odmalowujące ów „tłuszcz” utworu. W ogóle ten tłuszcz... tak myślałem – tłuszcz nadaje smak potrawie, to z nim ziemniaczki lepiej smakują, prawda? Kanapka bez masła jest sucha,och tak sucha! I teraz zrobić Zły Tłuszcz, pełen związków trans, uwodorniony Zły Tłuszcz – będziemy go jeść, on będzie zatłuszczał papier, będzie się kleił do noża, będzie się ślizgał pod nogami, będzie osadzał się na rurach, będzie wszędzie! Żaden straszny radioaktywny pył, żaden cyjanek potasu – tylko ten tłuszcz, który jeszcze wczoraj był tak smaczny z ziemniaczkami! No ale to ubocznie.... Utwór daje popalić, znów jest ciężko a te krótkie wokalizy kojarzą mi się jakoś starogrecko, bizantyjsko... Znów zimny dreszcz, jak w „Golemie”.
****3/4
„...
zderzacz hadronów” to rzecz to wyobrażenia... Nawet nie oceniam, tylko zamykam oczy. Bozony, miony, kwarki dziwne, kwarki powabne, gluony... iskrzą się, tworzą się, rozpadają.... ale co ze mną?
„Piekło dusz” to drugi po „Mięsie...” utwór, który nie porwał mnie. Jest tu po trochu ze wszystkiego wcześniej. Oczywiście nie omijam i daję
****.
Świetna płyta. Jestem pod wrażeniem. Brawo Trupia Czaszka!*
*podkreślam to - trochę jak Gluś (
"wszystkie programy bardzo mi się podobają") - ale naprawdę mam silne podstawy