Zakładam nowy temat, żeby w końcu napisać posta z gwiazdkami, którego zapowiadałem wiele lat temu
Najpierw
disclaimer:
Pewnie już większość Forumowiczów orientuje się w moich ultra-subiektywnych preferencjach, ale przed przejściem do rzeczy wydaje mi się wskazane to jeszcze raz podkreślić. Chciałem się podzielić moimi odczuciami na temat płyty, którą bardzo cenię i nic ponadto - nie chcę tu niczego "reklamować", a moje oczekiwania zazwyczaj nie idą w parze z ocenami na RYM-e. A tutaj jestem szczególnym kosmitą, bo nigdy nie lubiłem zespołu Siekiera i pojęcie "czadu" rozumiem bardzo swoiście, zatem nigdy tak naprawdę nie byłem "targetem" ani tego zespołu, ani tej płyty.
Od wydania albumu minęło już osiem lat. Gdy się ukazał, akurat jeździłem z zespołem Armia po całej Polsce, więc trudno było mi oddzielić kwestie "towarzyskie" od "artystycznych", bardzo kibicowałem chłopakom i bardzo chciałem, żeby album
Mor mi się podobał. Wszedł mi bez trudu do brzucha i kilka razy słuchałem sobie go do snu, choć tę muzykę trudno określić jako "kojącą" czy "podnoszącą na duchu". Teraz od tego czasu minęło dużo czasu, ale album nadal jawi mi się jako bardzo bardzo udany, ocierający się o wybitność. Może już dzisiaj nie dałbym mu pięciu gwiazdek, ale żałuję, że nigdy nie osiągnął statusu, na który zasługuje. Może się to jeszcze zmieni?
I na koniec wstępu jeszcze jeden osobisty wtręt. Gdy zabierałem się do pisania tego postu, pewnego wieczoru jesienią roku 2015, nagle zadzwonił domofon. Bez wchodzenia w szczegóły, ta wizyta (niestety to nie była żadna pin-up girl z okładki płyty [ani żadna inna]) otworzyła bodaj najgorszą noc w moim życiu, taką w której podejmowane na albumie Mor sprawy stanęły mi przed oczami o wiele bardziej namacalnie niż bym chciał. Od tego momentu ani razu nie odważyłem się (jeszcze) posłuchać utworu
Demoner i z tych właśnie względów nie otrzyma on w niniejszym zestawieniu gwiazdek.
No to jedziemy:
CAŁA MOC **** i 1/2
Mocne otwarcie, ale nie wiem czy nie umniejszyły go buńczuczne zapowiedzi Budzego, że oto mamy tu do czynienia z najmocniejszą płytą na świecie, czy choćby w jego dyskograficznej historii. No, ale jak wspominałem, nie bardzo jestem wrażliwy na "czad", więc kwestia stopniowania mocy/ekspresji mało mnie obchodzi. Sam utwór wygrywa jednak niebanalną frazą, dość świeżą - w kontekście okołoarmijnym - harmonią/progresją akordową, świetnymi partiami wokalnymi no i oczywiście doceniam zaangażowanie. Najlepszy moment to ten, gdy zmienia się akcja i pod słowami
pora na mor wzrasta poziom mocy basu. Mocne otwarcie, jestem jak najbardziej zainteresowany co będzie dalej.
WSTYDY **** i 3/4
Bardzo wyrazisty utwór, co ważne w kontekście całości, bo przy tej całej łupaninie/miazdze/muzycznej pożodze łatwo na tej płycie (i wielu innych "mega-czadowych" dziełach) o nieczytelność i otumaniającą powtarzalność. A tutaj z jednej strony zaczyna się bardzo industrialnie, z drugiej - to chyba bardzo trudno zagrać, ten motyw gitary. Co ciekawe, "melodia" fraz idzie w górę a nie jak zwykle u Budzego w dół, co zakrywają nieco wykrzyknienia "zabiję was!", pamiętam, że Witek kwestionował ich potrzebność, ja doceniam, choć być może rzeczywiście byłoby bez nich lepiej. Kolejna nowinka to "syrenowe" falsety jakby wyjęte z utworu
Proces, dobra rzecz bo przypomina o albumie jak dla mnie genialnym, a nie chce się tak od razu rzucić
Mora i przełączyć na der Prozess... W końcówce bardzo dobre przejście w dobitnie brzmiący akord D. Świetny numer.
MOR **** i 1/4
Tu zdaje się zaczynać się "akcja" albumu.
Nadciąga mor, co tu tłumaczyć. Ale też po raz pierwszy (bo te
"ślinoidy" ze
Wstydów nietrudno rozgryźć) dowiadujemy się w jaki sposób Tom będzie o tym
morze opowiadał, ach tak - zdawkowe, tajemnicze frazy. Od razu przyznam, że moim zdaniem poetyka tekstów na tej płycie nie zawsze się sprawdza. Tutaj na przykład
przecieki z chmur są doskonałe, ale już
pora na gul mnie niezbyt przekonuje. I tak już będzie do końca tej płyty. Trochę bym jeszcze tu bardziej schował wokal, ale i tak jest pod tym względem lepiej niż na pierwszej Trupiej Czaszce i na 888... Zdecydowanie na plus nieoczekiwane przyspieszenie no i ozdobniki wokalne Toma przy nadciąga mo-o-or. Mimo lekkich zastrzeżeń, ciągle pierwsza liga.
FASZYSTA O GOŁĘBIM SERCU*** i 1/2
Pierwsza dla mnie obniżka poziomu, choć nie jakaś drastyczna. Muzyka - w pierwszej części - trochę jak na
Uwagach, a przy tym agresywne brzmienie już przestaje robić takie wrażenie jak na początku. Nie do końca przekonuje mnie tekst - tytuł znakomity, super rozrysowana sytuacja, tylko nie rozumiem co wynika z tego, że oni stoją na tym kobiercu - ale to mój problem. Za to
całuj mnie na śmierć już bardzo dobre, zwłaszcza przy nieoczekiwanej zmianie melodii na niższą.
ZŁO **** i 3/4
O, tu już wszystko rozumiem, wszystko jest dla mnie trafione i wstrząsające, świetne wokale, dobrze że podwojone! Niesamowite, bardzo ożywcze wejście klawisza. No i to
od-puść! Bardzo mocny numer, chyba nawet kiedyś zmienię na *****, bo przecież nie odejmę za te moim zdaniem niepotrzebne świsty z
Ultimy...
GOLEM ****
Bardzo wyrazisty numer, ale mam taki z nim problem, że najbardziej tu dosięgają mnie ornamenty, a nie główne wątki - a zatem: przełamanie rytmiczne i (zwłaszcza!)
iiiiaaaaooooooo-łooooo! genialne, a
Rozpaczol i
Dobijal tylko przykuwające uwagę. Bardziej doceniam niż przepadam.
GŁOWA NA MUR *****
Ten numer jest zaskakująco ciekawy. bo na pierwszy rzut ucha niewiele wnosi do już zbudowanego klimatu/narracji i trzeba się dokopać do jego głębi za którymś razem. Ale po pierwsze, mamy tu jedne z najbardziej wymownych i frapujących obrazów na całej płycie (
dudni las,
śpiewa wulgarny ptak, och! och! a to nie wszystko), a do tego - od momentu przełamania - Frantz stawia tu niesamowitą ścianę dźwięku, o innym wyrazie niż reszta płyty ale na tym samym (niestety?) brzmieniu, więc nietrudno ją przeoczyć - a Budzy dołącza z tym - bardzo armijnym -
ło-oo... Może szkoda, że to numer Trupiej a nie jednak Armii?? Może jeszcze lepiej zabrzmiałby w brzmieniu siwowłosej katedry? Nigdy się nie dowiemy. Na deser bardzo fajne zatrzymanie i pseudo-żołnierska przyśpiewka. Pierwsza nieprzyszywana piątka na płycie i jeden z jej największych klejnotów!
MIĘSO W CZERNI **** i 3/4
Znowu bardzo armijny, poszukujący akompaniament (i dobrze!), ale też świetny, współczujący tekst, tak jakby wysepka miłosierdzia w tej całej apokalipsie, bardzo bardzo udany numer, znowu!
KANAŁ ZERO *****
Nie lubię tego smrod! na początku (a może to jednak "zmrok"?), ale potem wszystko świetnie mi się układa. Jest trochę wytchnienia od hałasu (zwrotka), nawet trochę to... przebojowe, a przed ponownym wejściem w otwierający temacik Tom wyśpiewuje bardzo armijny melizmat (1'28"-1'30"). Pierwszy na tej płycie utwór otwarcie podnoszący na duchu. No nie da się inaczej, świat nigdy nie będzie w 100% zły.
KTO MA SIŁĘ NIECH ZAPRZECZA *****
No i wyszło szydło z worka - najbardziej podoba mi się na tej płycie numer najbardziej "popowy" i śpiewny, o najlepiej zarysowanej melodii i najbardziej przejrzystej aranżacji. No i bardzo dobrze, że takie coś się na tej płycie znalazło. A, przyspieszenie n akoniec świetnie zagrane!
DEMONERJak by to powiedzieć... Tematyka tego utworu nie przystaje mi do - relatywnie - lekkiej i wesołej warstwy muzycznej (te durowe progresje
) Nie chciałbym sobie tego "nucić pod nosem" albo żeby "chodziło mi to po głowie", więc proszę wybaczyć, na razie nie wrócę i zostanie bez gwiazdek (z tego co pamiętam - muzyka na *****)
HEREZ**** i 3/4
Kolejny mniej łopatologicznie ekspresyjny utwór na płycie, słusznie wybrany do promocji. Wolę
b-b-bije dzwon, bo w tamtym się bardziej osobiście odnajduję, ale tutaj wszystko się zgadza, bardzo dobra rzecz.
OGIEŃ *****
O jak ważny i potrzebny utwór, tylko dlaczego on nie jest na końcu?!? Wszystko mi się tu podoba do cna - motoryka, przesłanie, wykonanie, tekst (
morały z dup, doskonałe), te glissanda basu, które punktują każdą linijkę, gmatwanina przy końcu i zanikająca gitara w wyciszeniu. Niech przyjdzie!
TŁUSZCZ ****
Bardzo przykre zaskoczenie, że to nie koniec, ale niestety chyba tak to właśnie będzie/jest. Bardzo przykry tekst, ale niestety... Cóż z tym zrobić? Świetne zejścia gitary po
oko wstręt, piekielnie wstrząsające skandowanie samogłosek, brr, a na koniec jeden z najlepszych momentów Frantza ever - to schodkowe zjechanie po akordach przed ostatnim słowem. Brawo! Wciąż się nie zgadzam, że coś jest na tej płycie po utworze
Ogień, ale niestety...
BIEDNY KATOLIK PATRZY NA ZDERZACZ HADRONÓW * i 1/2
A to dla mnie zupełnie niepotrzebna rzecz. Pół gwiazdki za ciekawy tytuł.
PIEKŁO DUSZ ****
Nadal nie zgadzam się na to, że jest coś na tej płycie po utworze
Ogień, może dlatego tylko cztery gwiazdki, bo choć utwór sam w sobie niczego sobie, to nie bardzo słyszę w nim - nawet pod względem stricte muzycznym - coś, co by go kwalifikowało na tak ważną pozycję jak "album-closera". Momenty są - ciekawa hm melodia tytułowych zaśpiewów i militarystyczny rytm, no i ostatnie
oooooooooooooooooooooooo, bardzo mocne... Ale ryzykowną decyzję o tak pozbawionym nadziei zamknięciu tej opowieści trudno mi obronić, właściwie tylko kontekst osobistej znajomości z Tomem i pewność tego "po której stoi stronie" jest tu dla mnie jakimś kluczem i niemrawo przychodzi mi na myśl słowo "ostrzeżenie". Być może, gdyby album kończył się utworem
Ogień, ostrzeżenie nie byłoby dość poważne. Nie wiem.
Całości daję dziś
**** i 1/2. Nie jest to album na każdą porę i bywa, że natłok tego całego noizu jest nie do zniesienia. Ale zdaję sobie sprawę, że dokładnie taki miał być, a do tego zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem, bo pod tymi "siarczystymi" fuzzami kryje się dużo... muzyki i to - istotnie - nie do końca armijnej.
Mam nadzieję, że mój post nie będzie ostatnim w tym wątku