Podróż z Opola do Wrocławia rozpoczęliśmy wraz ze szwagrem mym dość wcześnie co by się w razie utrudnień komunikacyjnych nie spóźnić. "Złota Gorzka" popijana sokiem z limonki na dobry początek i ruszamy! Po drodze towarzyszą nam nieodłącznie "Terminy" Trupiej Czaszki nucone na głos co chwila "Już, już zbliżają...już, już". I w ten oto sposób pojawia się nam przed oczyma ni stąd, ni zowąd napis "Wrocław Główny", a więc teraz tak zwana 'dwójka i krajem' polegając jedynie na mojej "prawie nie zawodnej" topografii tego miasta. Jak się wkrótce okazało słowa "prawie niezawodna" znalazły swoje odbicie w rzeczywistości. Po zatoczeniu kilku kwadratów, trójkątów i lin i wydostaniu z tajemniczego labiryntu Fauna. Przed naszymi oczami zjawił się napis "Klub Muzyczny Łykend". Taaak! Sukces! Ogłoszenie na drzwiach zawiadamiało, że tłuszcza wpuszczana będzie od godziny 19. Szybkie spojrzenie na zegarek...18:53. Nie długo więc czeka trzeba było na otwarcie bram wraz z jeszcze małą grupką osób oczekujących. Po otrzymaniu wejściówek, rozpłaszczeniu i zamówieniu kolejki chłodnego napoju chmielowego zacząłem wymieniać kilka zdań z ludźmi siedzącymi po sąsiedzku. Okazała się to być przesympatyczna forumowiczka Anastazja wraz z swym partnerem. Dłuższa chwila oczekiwani, kilka łyków i łyczków...lokal coraz to bardziej zaczął się napełniać ludźmi, a na scenie pojawił się support. Jeden z lokalnych wrocławskich zespołów, o występie którego ciężko jest powiedzieć mi cokolwiek, a nawet wymienić jego nazwę.
Stało się..."Kochaj mnie", "Przebłysk" i cała reszta wybitnego albumu "Legenda". Zespół w świetnej formie, dynamika, polot, finezja. Palce lizać !!! Ależ to tak nie przystoi stać w miejscu, więc kiedy rozbrzmiało "Nie ja" chwyciliśmy za przygotowaną przeze mnie wcześniej flagę z motywem indianina i rzuciliśmy się w szalejący tłum. Hej, hej, niezwyciężony! Zaraz, zaraz...czy aby przypadkiem nie oglądam koncertu z pozycji leżącej ? Na szczęście las wyciągniętych rąk przywraca moje ciało do poziomu i ratuje od niechybnej śmierci. Na całe szczęście...
Mistyczna "Podróż na wschód" 'Stopaaa!Stopaaa!' Tak zdaje się, że jest dzisiaj z nami i jakąś tajemniczą siłą napełnia zespół swoim duchem. Elrond obwieszcza, że zespół wykonał cały materiał z płyty "Legenda"
Przerażające "Popioły", "Katedra", "Dom przy moście/Break Out"...ostatnie to miłe zaskoczenie i pokaz kunsztu mistrza Karpińskiego.
"Zostaw to" a'capella i na zakończenie przez świat powiały kawałki z "Ducha". Publicznie oświadczyłem, że 'Życie ludzkie jest ważniejsze, niż czyjeś małe interesy', "On jest tu, On żyje" i niestety kolejny koncert zespołu Armia dobiegł końca. Piękno, polot i potęga. Oglądać zespół w tak fantastycznym wydaniu to nie lada gratka! Uścisk Elrondowej dłoni, kilka przyjaznych słów, pożegnanie z sympatyczną Anastazją i komu w drogę, temu czas. Na podsumowanie szwagier, który nie był dotąd wcześniej na koncercie zespołu Armia, a z jego twórczością miał bardzo mało do czynienia oznajmia, że od tego momentu zostaje prawdopodobnie jego największym fanem, a ten wokalista to chyba na śniadanie dynamit je. Żarło niesamowicie!
Ukłony
|