Sporo czasu się zbieram żeby coś napisać, a tu nadal brak słów. Ciężko opisać rzeczy, które z pewnością będę wspominał całe życie.
Do Jarocina obowiązkowo - pociągiem wyjechałem wieczorem, o 6 rano byłem na miejscu, zadomowiłem się w szkole, krótka drzemka z kilkoma koszmarami i lecimy na koncert zespołu R.U.T.A. Koncert bardzo emocjonujący. Cały ten rok nasiąkałem powoli muzyką etniczną i folkiem zaczynając od Żywiołaka przez miejscowe kapele, aż po ową Rutę, czad, że aż miło. Na koniec stałem jak wryty - wstrząsająca piosenka z Robalem na wokalu -
Pasterz. Wieczorem Armia - mistyczne przeżycie którego nie zdołam opisać. Jak zwykle istne katharsis na On Jest Tu...
Dzień drugi. Wstaję patrze kilka metrów dalej - kumpel śpi, olewam go, idę na MECZ. Po dotarciu pokręciłem się wokoło, złapałem Elronda i pytam się czy jest skład, on żebym był w pobliżu. Rozgrzewka i do boju! Wielkim szczęściem, jednym golem przeszliśmy do fazy play-off. Rozgrywka z Happysadem który był czarnym koniem turnieju. Okazała się istną hekatombą
. Wynik 4:0 mówi sam za siebie. Finał z Biff. Przedstawienie zawodników (mnie na liście zabrakło, nie mam żadnych pretensji - po latach będę wspominał, że byłem tajną bronią zespołu
) i do hymnu! ho ho HO-O! Publika już po naszej stronie
Dwa gole naszych myśliwców, i przeciwnicy zwierają szyki i szykują się do odpowiedzi. Kilka minut przed końcem wynik już 2:1! Brylu w iście heroicznym stylu broni ostatnie strzały, aż wreszcie... jest! Gwizdek! wiwaty, podzięki, pozdrowienia, czas już iść... Nie chce mi się wierzyć, że sami wygraliśmy. Ewidentnie KTOŚ nam pomógł - duchowo - a jakże! Zmęczony wracam do szkoły w której nocowałem, prysznic, pizza i na Acidów. 15 minut spóźnienia... Kocioł taki, że ciężko ustać, więc może być
Tego dnia juz nic muzycznie mnie nie pociągnęło. Strachy śpiewały o chłopięcych sutkach, a Happysad już nawet nie wiem o czym bo siedziałem i oddychałem oglądając zachód. 2 piosenki Bad Religion i idziemy spać. Nie wiem na czym polega "fenomen" tego zespołu, chyba, że na odrzucaniu wszelkiej religii... Ani mnie to grzeje ani ziębi
Trzeci dzień. Msza w kościele św. Marcina, ksiądz się zastanawia, czy wiara Stopy nie była większa od jego własnej... Przemyślenia i zaduma. Po mszy chwila rozmowy z Elrondem i Natalią, i czas na obiad. Z czystej ciekawości wybrałem się na koncert niejakiego Bednarka. Jedyne rege na festiwalu (nie licząc Niezwyciężonego
), może być, wcześniej nie byłem do niego przekonany, teraz go toleruję. Przyczynia się do propagowania rege w Polsce za co mu chwała. Jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie koncertów w tym roku - Luxtorpeda. Ultraczad
Nie zauważyłem kiedy zagrali cały materiał. "Nie pozwólcie nam zejść ze sceny!" i poleciał Autystyczny po raz drugi. W pogo pojawił się chłopak w koszulce na 25-lecie okazał się forumowiczem o nicku Kertoip (pozdrawiam serdecznie!) Po koncercie tu i ówdzie chóry męskie podśwpiewywały "hej hej! na pierwszy rzut oka...". Rozczarował mnie brak koszulek w sklepiku co tłumaczę sobie zawieruchą organizacyjną (3 dni przed festiwalem okazało się, że będą na nim grać). Pocieszyłem się Luxową smyczą ("daj im znak, zerwij smycz!"). Chwila przerwy i Moskwa. Dzwonię do szwagra i przez 10 minut słuchamy razem skondensowanego punku. Rozbrzmiewają pierwsze riffy Nigdy! Do boju! Poleciały stare kawałki Ja Wiem Ty Wiesz, Światło, Pokolenie Małp, ale tez nowe. Pierwszy gośc, wokalista Rejestracji, łysawy pan w okularkach, rozpoznałem piosenkę Wariat. Gość następny (nie jestem już pewny co do kolejności) Budzy. Aguirre i Zostaw to. Jak punk to punk!
Ludzie drą się Sie-kie-ra! Zobaczyłem na scenie Robala i drę się De-zer-ter! Ile procent duszy? i wielki "hit", Ku Przyszłości! Publicznośc w euforii. Na koniec Powietrza, wszyscy goście na scenę, pełna moc. Po koncercie jak po bitwie - niedobitki się rozchodzą, ranni kładą się na trawie lub na "tarczach" z reklamówek. Gra Dżem gdy rozmawiam z przyjaciółką sprzed lat, żegnamy się i to już koniec. Jest już poniedziałek. Lecimy do szkoły bierzemy bagaże, 1:26 na peronie drugim, pociąg Kołobrzeg - Przemyśl. Okazało się że wszystko zajęte, wagon w którym siedzimy "okupują" mali harcerze. 6 godzin na korytarzu póki nie wysiedli w Krakowie. Potem busik z Rzeszowa i wielka wyprawa się kończy. Miło było poznać wszystkich poznanych Elronda, Natalię, Banana, Kubę, Gera, Araska, Toniego, Robiego, Łukasza, Marcina, Frantza, Kertoipa - do zobaczenia w przyszłości!
uff trochę długo...