Od rana pogoda jest nieszczególna, koło południa zaczyna padać. Nie zważamy na to i jedziemy w trójkę do Iławy. Jesteśmy koło wpół do 7 wieczorem. Wchodzimy dzięki Tomkowi (dzięki
). Zamieniamy z nim dosłownie 2 zdania, bo jest przewodniczącym żiri, a na scenia zaczyna grać kolejny zespół. Idziemy na kawę i wracamy półgodziny później. Zaczyna się instalować Armia. W trakcie instalacji pada gdzieś imię Łukasz. Coś podejrzewam. Grają kilka taktów Krainy Smoków. Jest już dobrze po 8. Potem znowu normalne czynności instalacyjne. Znowu kilka taktów, tym razem Trzy bajki, ale jest już cały zespół. Ni z tego, ni z owego zaczęło się. Trzy bajki nie do końca, bo skończyło się chyba po pierwszej. Z prawej strony widzę saksofon i saksofonista – chyba Łukasz Kluczniak. Podejrzenie się sprawdza, ale tu zaskocznenie – póki co nie ma nic z Frika. Lecą szlagiery. Opowieść zimowa, Gdzie ja, saluto, Jeżeli, Poza prawem, Popioły, Aguirre, Jeszcze raz. Nie w tej kolejności oczywiście. Cały czas pada i jesteśmy już dość mokrzy. Aguirre wgniata mnie w ławkę duetem waltorni i saksofonu. Trzy bajki – najlepszy moment, coś absolutnie fantastycznego. W drugiej bajce znowu duet waltornia i saksofon. Budzy dyryguje, muzyka do nieba. Publika skanduje „Siekiera”, ale Budzy ją skutecznie ucisza. Milknie i w tym milczeniu muzyka wznosi się do nieba. Fantastyczne. Potem Niezwyciężony. Na scenę wskakuje ktoś z publiki. Agresywni ochroniarze chcą go ściągnąć, ale Budzy ich powstrzymuje. Chłopak staje przy mikrofonie i śpiewa ostatnią zwrotkę. Wreszcie Freak i z niego Home. Szaleństwo na scenie. Wszyscy skaczą, porywa ich muzyka. Potem chyba Underground i Niewidzialna Armia. Jestemśmy przemoczeni i zadowoleni. Kuba skacze pod sceną. W końcu The Other Side. Wychodzi konferansjer. Trochę udaje mu się zagadać publikę, ale ta i tak nie wytrzymuje. Skandują Armia. Bis – Katedra. Znowu wychodzi konferansjer i udaje mu się zakończyć. Zostają ogłoszone wyniki konkursu na najlepszy zespół, wychodzi Tomek, ale tu i ówdzie jeszcze podnoszą się głosy. Wspaniały, absolutnie fantastyczny koncert.
Zostajemy jeszcze na Lao Che. Gdy się instalują idę po ciepłe rzeczy i koc. Poza amfiteatrem pada jakby mniej (ciekawe). Słuchamy kilku utworów, ale Kuba narzeka, że mu zimno, to samo Kasia. Wracamy. Wciąż pada.
Na zdjęciu chwila szaleństwa w trakcie Home. Niestety komórką.