No to jeszcze ja się dopiszę z moimi przemyśleniami i usiłowaniami interpretacji...
Der Prozess jest w pewnym sensie rozliczeniem, "procesem", dla jego bohatera z jego dotychczasowym życiem i dotychczasową twórczością.
"Bohater"-tak nazwijmy podmiot liryczny-najpierw stawia się wobec swojego życia, którego sensu już nie dostrzega, w którym panuje śmierć, zło i zagłada. Mnie osobiście na zawsze w uszach zostanie ten krzyk, taki, jakim człowiek ( a przynajmniej ja ) chce się obudzić z sennego koszmaru. Pojawiają się nawet wątpliwości, "Czy Chrystus umiera za każdego?/Czy Chrystus umiera każdego dnia ? - i brak wiary w to, co nadprzyrodzone, mistyczne - bohater stwierdza, że jest "tylko stąd", co jest swoistym zaprzeczeniem "nie jestem stąd" z "To moja zemsta" Najbardziej jednak doskwiera poczucie samotności, więc mimo wszystko na końcu pojawia się to desperackie "Maranatha" - Przyjdź!
Bohater postawił się już wobec swojego życia, zaczyna się proces. Na sąd wzywa go to, czego doświadczał, to co wytworzył ( Wszystkie drogi(kroki?), wszystkie moje sny, czyli kolejne nawiązanie, tym razem do Antiarmii...), to czego doświadczył, ci, których spotkał na swojej drodze - wzywają go do zmierzenia się ze złem, które zdaje się zwyciężać-w snach bohatera pojawia się góra. A wszak: "jeśli zdobędą świat, odwrócę twarz i chyba zostanę górą, gdzie ponad nic nie ma..."
Następnie bohater zostaje skonfrontowany ze złem, uosabianym przez straszliwe potwory z filmów, przez poczucie zagrożenia nie do zatrzymania- "Nadchodzi podziemny front"- "idzie wojna, idzie wojna, idzie krwawa rzeź"- można by wręcz zacytować. Jednocześnie pojawia się statek, metafora podróży, pokonywania odległości między dwoma brzegami. I, jakby podróżując nim, w tej swojej "podróży na Wschód"
(którą na końcu okazuje się być Proces), z zaskakującym nawet jego samego spokojem, bohater dociera do Katedry.
Katedra jest chyba ( przynajmniej dla mnie najwyraźniejszym) nawiązaniem do "Procesu" Franza Kafki. W obu przypadkach bohater tam dowiaduje się o ostateczności, o tym, że "heretyk ( to też w pewnym sensie nawiązanie do "Legendy")czeka na stos" - i wręcz na nim płonie - "płomienie strzelają do chmur", ale to nie koniec- otwiera się bowiem "właz" - czyżby ten "prowadzący do komina, gdzie podobno widać jeszcze gwiazdy"? Można więc dostrzec "to, czego nigdy nie widziano" - księżyc, który, (jak to kiedyś na kazaniu słyszałem) świeci nad nami i nad wszystkimi cierpiącymi, tak samo, jak świecił nad Chrystusem w Ogrodzie Oliwnym.
On też wtedy czekał na swój proces...
W końcu, "do domu wraca zabłąkany syn" - bohater odnajduje już właściwą ścieżkę, i "szaloną miłość", która, jak to miłość, jest ponad wszystko.
Proces dociera do ostatniego etapu-bohater, stoi przed prawem, między rozpaczą, wątpliwościami, a nadzieją, którą daje mu miłość. Targają nim sprzeczności- z jednej strony jest przekonywany, że jego proces idzie źle, a nawet, że nie ma już szans na ratunek, że drzwi są zamknięte, że "to już koniec" -z drugiej strony, ciągle "całuje twarz"- ciągle kocha, więc wciąż ma szansę. I okazuje się, że noc, która zapanowała wokół bohatera, jest nocą wyzwolenia - "to jest ta noc", ta, o której mówi Exultet, ta, w którą "Ten, który wchodzi w śmierć" , Jezus Chrystus, "jako zwycięzca wyszedł z otchłani". Wprawdzie bohater nie wie, co właściwie stanie się z nim za chwilę, ale zawierza miłości i, chcąc nie chcąc, podąża dalej.
Kolejny utwór dzieli się, jakby na "trzy bajki", które zresztą, dostojnie spowolnione, słychać pod koniec. Jest to jakby podsumowanie, tego, czego dokonał w bohaterze proces. W pewnym sensie oddzielił tytułową duszę od ciała, ale pozwolił mu także dostrzec swoje życie, z zapieraniem się przed prawdą o sobie " ja to ktoś inny", z jego nadprzyrodzonością-bohater już nie twierdzi, jak w pierwszym utworze, że jest tylko stąd-teraz twierdzi coś wręcz przeciwnego. Wreszcie, pozwala mu doświadczyć jednoczącej siły miłości, tak mocnej, że zespala dwoje ludzi w jedno- "ty jesteś ja", pozwala mu się oczyścić.
Na końcu bohater wychodzi z Procesu, jak Dante z piekła, wychodzi na drugą stronę, na świat, już jako człowiek duchowo oczyszczony, wołający z radości, który może stanąć ponad problemami takimi jak polityka, czy pokonane już piekło. Katakumby- symbol pierwszych chrześcijan, także symbol męczeństwa, dają mu znak, stanowią drogowskaz, jak postępować, odpowiadają na przewodnie pytanie- tak, Chrystus umiera za każdego, „każdego dnia”. Bohater, który "miał zginąć dawno już" zostaje także przez Niego wyzwolony, nie jest już sam, i zawiera w sobie także swój koniec, koniec świata-zło nie może już go ograniczyć.
Podsumowując, "der Prozess" jest niezwykłym dziełem, w którym każdy się w jakiś sposób odnajdzie. Wywołuje też pewien niepokój, gdyż ilośc aluzji do poprzednich utworów Armii sprawia, że jest on jakby podsumowaniem jej działalności-no ale tej zespół raczej nie zamierza zaprzestać i bardzo dobrze. Płyta jest bardzo ciekawa także w warstwie brzmieniowej, która z jednej strony zawiera niesamowite elementy elektroniczne, na przykład dźwięki przypominające mi trochę przerywnik muzyczny (?) reklamujący, o ile dobrze pamiętam "Kawę czy herbatę" w TVP 2 (edit: tudzież, podobne pojawiają się w "Teleexpressie"), czy niesamowite dzwonienie z "Przed prawem", które mnie osobiście skojarzyło się z dźwiękami czeskich przejazdów kolejowych z pewnego symulatora kolei... Z drugiej strony klimat tworzy to, na co chyba wszyscy zwrócili uwagę, świetna, hardcorowa gra Krzyżyka, no i równie genialna gitarzystów, nie mówiąc już o wokalach...
Uff... rozpisałem się, ale myślę, że w miarę sensownie i logicznie.
_________________ Would you know my name, if I saw you in heaven ? Mój kanał na YouTube, czyli klejenie modeli, ale nie tylko.
Ostatnio zmieniony pt, 07 października 2011 23:54:22 przez jpl, łącznie zmieniany 8 razy
|